W F1 zwycięstwo jednego kierowcy jest oczywiście zawsze porażką drugiego. Podczas gdy jedni świętują, inni muszą pogodzić się z rozczarowaniem. Zdarzają się jednak wyścigi, których wynik cieszy cały świat F1. Zdarza się to wtedy, gdy sukces osiąga ktoś, kto długo na niego czekał i w powszechnej opinii w pełni na niego zasłużył. Grand Prix Kanady 1995 to wyścig, który do dziś przez wszystkich wspominany jest z uśmiechem.
Jean Alesi przez długi czas, podobnie jak kiedyś Chris Amon, służył za przykład kierowcy, który pomimo ogromnego talentu, nie jest wstanie wygrać żadnego Grand Prix. Przed Grand Prix Kanady 1995 przejechał 90 wyścigów, ani razu nie stając na najwyższym stopniu podium.
Przed sezonem 1991 Alesi był powszechnie uważany za największy talent w F1. Biły się o niego największe teamy. Odrzucił wtedy ofertę Williamsa i wybrał zespół, który zawsze miał w sercu, czyli Ferrari. Od tego momentu zaczęły się jego problemy. Dokładnie wtedy włoski zespół popadł w jeden z największych kryzysów w jego historii. Przebłyski geniuszu Francuza były jedynym pocieszeniem dla tifosich, ale w tych latach odczuwali oni głównie frustrację. Podobnie Alesi. Samochody, które miał do dyspozycji były wolne, albo, jak w sezonie 1994, awaryjne. Gdy w końcu miał szansę na wygraną, awarie samochodu regularnie mu ją zabierały. Zaczynał nabierać poczucia, że ciąży na nim klątwa.
W Kanadzie Jean startował z piątego miejsca za Michaelem Schumacherem, dwoma Williamsami Damona Hilla i Davida Coultharda i kolegą z Ferrari, Gerhardem Bergerem. Nic nie zapowiadało, że to akurat ten wyścig okaże się dla niego wyjątkowy.
Sam start nie zmienił kolejności w czołówce, ale zaraz potem na torze w Montrealu zaczęło się dziać. Już na pierwszym okrążeniu zbyt optymistyczny manewr Miki Hakkinena, chcącego wyprzedzić jadącego na szóstym miejscu Johnny’ego Herberta, zakończył się odpadnięciem obu zawodników. Na piąte i szóste miejsce przesunęły się, słabo spisujące się w poprzednich wyścigach, Jordany Rubensa Barrichello i Eddiego Irvine’a.
Okrążenie później Alesi zaatakował Bergera przed jedną z szykan i ku swojemu zdumieniu zobaczył przed sobą obracający się samochód Davida Coultharda. Szczęśliwie dokończył manewr, podczas gdy Szkot zakopał swojego Williamsa w piaskowym poboczu. Od tej pory Alesi był trzeci tuż za, konkurującymi o mistrzostwo, Schumacherem i Hillem.
Szybko zaczęło się zanosić na łatwe zwycięstwo Schumi’ego. Hill został w tyle i miał problemy z utrzymaniem za sobą atakujących go zawodników Ferrari. Gdy na szesnastym okrążeniu, Anglikowi zaczęli dodatkowo przeszkadzać dublowani maruderzy, Alesi wyprzedził go na dohamowaniu przed nawrotem na końcu toru. Bergera Hill blokował przez następne dwadzieścia okrążeń, aż w końcu Austriak zdecydował się na desperacki atak w miejscu, którego Hill kompletnie się nie spodziewał. Ten ryzykowny manewr powiódł się i odtąd oba Ferrari były na podium.
Nie miało to jednak trwać długo. Gdy nadszedł czas tankowania, team zbyt długo trzymał Bergera na torze. Austriakowi skończyło się paliwo i ledwo dowlókł się do boksu, wypadając z punktowanych pozycji.
Na okrążeniu numer 51, Damon Hill zatrzymał się na prostej startowej. Ostatnim czego potrzebował w tym momencie sezonu rozwścieczony takim obrotem sprawy Anglik, była awaria skrzyni biegów. W tym momencie już mało kto wierzył w jego szanse na mistrzostwo.
Jego humor mógł nieznacznie się poprawić, kiedy dotarła do niego wiadomość o problemach swojego konkurenta do mistrzostwa. Schumacher nagle zwolnił i podążał w kierunku boksów. Alesi minął go i wyszedł na prowadzenie. Komputer pokładowy Niemca wymagał zresetowania, gdyż wysyłał fałszywe sygnały do skrzyni biegów. Wraz z wymianą kierownicy zajęło to półtorej minuty. Michael powrócił do walki na siódmej pozycji. Jean zobaczył Schumachera tkwiącego w boksie na telebimie i zrozumiał, że staje przed niepowtarzalną szansą. Do zwycięstwa brakowało mu tylko jedenastu okrążeń.
Podczas gdy Alesi zmierzał po zwycięstwo, Berger walczył teraz z Martinem Brundle’em o piąte miejsce. Niestety ta walka zakończyła się wyeliminowaniem obu zawodników, po tym jak Berger zdecydował się na kompletnie nie mający szans powodzenia atak w pierwszym zakręcie.
Po wcześniejszej wpadce z Bergerem, Ferrari nie mogło być pewne, czy Alesi’emu starczy paliwa. Podobny problem miały jadące na drugim i trzecim miejscu Jordany, które tankowały jeszcze wcześniej. Eddie Jordan umierał z nerwów licząc na jak dotąd najlepszy wynik zespołu w F1, ale jeszcze bardziej zestresowany był Alesi. Podczas końcówki wyścigu każda wibracja sprawiała, że Francuz wpadał w panikę. Przecież wcześniej wielokrotnie tracił szansę na zwycięstwo z powodu awarii samochodu Ferrari.
Tym razem jednak wyjątkowo Alesi miał szczęście. Paliwo skończyło się dopiero podczas rundy honorowej, gdy pozdrawiał ze łzami w oczach, wiwatujących na jego cześć kibiców. W końcu poczuł ogromną ulgę, że pokonał pecha. Stało się to dokładnie w jego trzydzieste pierwsze urodziny. Nie tylko on świętował. Francuscy dziennikarze również nie potrafili opanować wzruszenia, podobnie jak liczni w ojczyźnie Gillesa Villeneuve'a kibice Ferrari. Cały świat Formuły 1 cieszył się, że po w końcu po tylu latach szczęście uśmiechnęło się do uwielbianego przez kibiców Francuza.
Niektórzy cieszyli się nawet za bardzo. Po przejechaniu linii mety przez Alesi’ego, kibice natychmiast wtargnęli na tor. W związku z tym oficjalny dystans wyścigu skrócono o jedno okrążenie, gdyż nie wszyscy zawodnicy zdążyli przejechać linię mety.
Schumacher, który ostatecznie skończył wyścig za Barrichello, Irvine’em i Oliverem Panisem na piątym miejscu, zatrzymał się i zaoferował Alesi’emu podwiezienie. Jean pozdrawiający tłumy, siedząc okrakiem na samochodzie Schumachera to obraz, który przeszedł do historii F1 razem z tym pamiętnym wyścigiem. Alesi nie wygrał już nigdy później, ale na zawsze zapewnił sobie miejsce w historii Ferrari i sercach tifosich.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!