Sezon 1982 był pełen wyścigów, które na długo zapadały w pamięć, nie zawsze z pozytywnych powodów. Grand Prix Monako było jednym z nich. Zależnie od punktu widzenia można go uznać za jeden z najbardziej niesamowitych finiszów w historii F1, bądź za kompletna farsę. Nie widzieliśmy walki koło w koło ani spektakularnych manewrów wyprzedzania. A jednak finisz Grand Prix Monako 1982 był jednym z najbardziej wyjątkowych.
Wyścig odbył się dwa tygodnie po tragicznej śmierci Gillesa Villeneuve’a, jednego z najszybszych kierowców w historii i dla wielu faworyta mistrzostw. Świat Formuły 1 nadal był w szoku.
Teraz faworytami do zwycięstwa w końcowej klasyfikacji wydawali się dwaj Francuzi. Drugi kierowca Ferrari Didier Pironi i Alain Prost w Renault. Francuski team miał w tamtym roku kolosalne problemy z niezawodnością, ale wydawało się, że w Monako, na torze, który nie jest tak wymagający dla silników, ich samochody będą wreszcie miały szansę dojechać do końca. Pozostawało pytanie czy samochody turbo poradzą sobie na ulicznym torze z pojazdami wyposażonymi w silniki Coswortha. McLareny i Williamsy pokazały już w poprzednim wyścigu w Zolder, że są mocne. Brabham w Monako zrezygnował z turbodoładowanych silników BMW i wystawił zeszłoroczne samochody z silnikiem Cosworth. Kwalifikacje wygrał jednak Rene Arnoux w Renault przed Ricardo Patrese w Brabhamie i Bruno Giacomellim w Alfa Romeo. Prost startował z czwartej pozycji.
Na starcie Patrese dał się wyprzedzić Giacomelliemu. Prost zaczął wyścig bardzo dobrze i po kilku okrążeniach wyprzedził obu Włochów, a po błędzie Arnoux, który obrócił samochód i zgasił silnik, na 15 okrążeniu zajął pierwsze miejsce. Nie potrafił jednak uciec Patrese i Pironiemu. Za nimi podążali de Cesaris w drugim Alfa Romeo (Giacomelli wycofał się szybko z powodu defektu) i doganiający go, jak zawsze bardzo szybki na torach ulicznych, Keke Rosberg w Williamsie. Jak to w Monako wyścig szybko zaczął przypominać procesję, ale zanosiło się na emocję w końcówce. Odległości w czołówce nadal nie były duże, gdy, na dziesięć okrążeń przed metą, zaczęło padać.
Ofiarą pogody padły najpierw Williamsy. Rosberg zakończył wyścig, a jego zespołowy kolega Derek Daly musiał kontynuować go bez tylnego skrzydła. Prost prowadził, ale miał problemy z przebijaniem się przez maruderów i Patrese zaczynał coraz bardziej się do niego zbliżać. Wtedy dublowanie było znacznie trudniejsze niż obecnie, gdyż zawodnicy z końca stawki nie dawali się wyprzedzać tak łatwo jak dziś. Prost musiał stosować coraz bardziej ryzykowne manewry, jadąc pod presją bardzo szybkiego Patrese, co nieomal doprowadziło do kolizji z dublowanym Elio de Angelisem. Jednak do 74 okrążenia nie działo się nic, co by wskazywało na to, że finisz wyścigu przejdzie do historii jako jeden z najbardziej wyjątkowych. Na dwa okrążenia przed końcem Francuz wydawał się mieć zwycięstwo w kieszeni.
Wtedy nastąpiła seria nieprzewidzianych wypadków. Pierwszym z nich był nietypowy błąd Prosta, który rozbił się przy wyjeździe z szykany. Patrese miał tylko dwa okrążenia do mety, ale również obrócił samochód. Zanim zrestartował swój silnik, minęło sporo czasu. Wyprzedzili go Pironi, de Cesaris i Daly. To niewiarygodne, ale żaden z nich nie ukończył wyścigu. Gdy Pironi rozpoczynał ostatnie okrążenie, został wyprzedzony przez, wtedy jeszcze jadącego na czwartym miejscu i mającego okrążenie straty, Daly’ego. Widać było, że Francuz ma problemy. Kończyło mu się paliwo.
Kiedy wszyscy zastanawiali się, czy Pironi dotoczy się do mety i czy nie da się wcześniej wyprzedzić goniącemu go de Cesarisowi, Daly wyprzedził ciągle stojącego na poboczu Patrese i niespodziewanie znalazł się na podium. Zaraz miał jednak stanąć przed znacznie większą szansą. Pironi zatrzymał się w tunelu, na ostatnim okrążeniu. Po prawie dwóch godzinach jazdy, do mety zabrakło mu kilkuset metrów. Nie został jednak wyprzedzony przez de Cesarisa, ponieważ Włochowi również zabrakło paliwa w niemal dokładnie tym samym momencie. Daly stanął więc przed szansą życia, ale nie miał czasu nawet zdać sobie z tego sprawy. Kiedy Pironi i de Cesaris wysiadali z samochodów, Irlandczyk walczył z nie działającą skrzynią biegów, którą to walkę przegrał, zanim jeszcze zdążył rozpocząć ostatnie okrążenie. W tej sytuacji Patrese, który popchnięty przez obsługę odpalił w końcu silnik, nie niepokojony przez nikogo zgarnął swoje pierwsze zwycięstwo w F1, mimo że zaledwie kilka minut wcześniej wydawało się, że stracił je bezpowrotnie.
Gdy Włoch przejechał linię mety nie mógł uwierzyć, że wygrał. Kiedy zaczął się cieszyć ze swojego pierwszego zwycięstwa w F1, nadal nie wszyscy byli pewni co do dalszej kolejności. Elio de Angelis, który dojechał do mety jako drugi po Patrese, wziął udział w dekoracji zwycięzców, jednak szybko pojawili się także Pironi i de Cesaris, którzy co prawda do mety nie dojechali, ale i tak mieli nad Elio okrążenie przewagi. Ta sytuacja najlepiej pokazywała w jak chaotycznych okolicznościach Patrese wywalczył swoje jedyne zwycięstwo w Monako.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!