Każdy wielki kierowca ma co najmniej jeden wyścig, który udowadnia jego klasę i przechodzi do legendy. Jim Clark miał wiele wspaniałych występów w swoich dwóch mistrzowskich sezonach, ale, mimo tak wysoko zawieszonej poprzeczki, wielu uważa, że jego najlepszym występem był wyścig, którego ostatecznie nie zdołał wygrać. Grand Prix Włoch na Monzy w sezonie 1967.
Sezon 1967 nie układał się po myśli Jima Clarka. Lotus 49 był zdecydowanie najszybszym samochodem w stawce, ale był bardzo zawodny. Przez to Jim przyjechał do Włoch, nie mając, na trzy wyścigi przed końcem, praktycznie żadnych szans na mistrzostwo świata.
Uwagę kibiców zwracał nowy samochód Hondy. Debiutujący w tym wyścigu model RA300 był oparty na Loli, dzięki której Graham Hill wygrał rok wcześniej Indianapolis 500. John Surtees miał duże nadzieje związane z nowym samochodem, jednak zakwalifikował się dopiero na dziewiątej pozycji.
Clark nie miał problemu, by zdobyć kolejne w tym sezonie pole position, ale po słabym starcie stracił kilka pozycji. Prowadzenie najpierw objął startujący z drugiego miejsca Jack Brabham, szybko jednak wyprzedził go Dan Gurney. Lotus Clarka jednak był na Monzy nie do pokonania i Brytyjczyk potrzebował zaledwie trzech okrążeń, by znaleźć się znowu na pierwszym miejscu.
Po awarii w samochodzie Gurneya, na drugie miejsce wyszedł Hill w drugim Lotusie. Jednak Denny Hulme wkrótce wyprzedził go i wdał się w walkę z Clarkiem. Jim utrzymywał prowadzenie do dwunastego okrążenia, kiedy jego tempo spadło. Mijający go Brabham zaczął gwałtownie gestykulować, wskazując na tylną oponę w samochodzie Clarka.
Jim musiał zjechać do boksu i kiedy wrócił na tor, miał całe okrążenie straty do liderów. Jadąc nowym Lotusem Clark zazwyczaj nie cisnął na maksa, dbając o awaryjny samochód, teraz jednak nie miał nic do stracenia i pokazał pełnię możliwości swoich i samochodu. To była pogoń w stylu Fangio z pamiętnego wyścigu na Nurburgringu w sezonie 1957. Clark wykręcał okrążenia zbliżone do czasu, który dał mu pole position, z niewiarygodną regularnością. Kibice wiwatowali na jego cześć widząc jak z każdym okrążeniem zbliża się do czołówki.
Na czele stawki Brabham walczył z Hillem o zwycięstwo, po tym jak z wyścigu wycofał się Hulme. Na okrążeniu numer 59 Lotus Hilla odmówił posłuszeństwa. Brabham nie był jednak jeszcze bezpieczny, gdyż niemal w tej samej chwili Jim Clark wyprzedził Hondę Surteesa, by znaleźć się na drugim miejscu. Już na następnym kółku, po czterdziestu ośmiu okrążeniach pogoni, Jim znowu wyszedł na pierwsze miejsce, dokonując niemożliwego.
Przez ostatnie siedem okrążeń Clark starał się oszczędzać samochód. Jednak na ostatnim okrążeniu silnik zaczął przerywać. W efekcie musiał zadowolić się trzecim miejscem. Brabham i Surtees minęli go i stoczyli pasjonująca walkę na ostatnim zakręcie. Brabham zaatakował po wewnętrznej stawiając wszystko na jedną kartę, ale zbyt opóźnił moment hamowania, żeby utrzymać się na linii jazdy. Surtees spokojnie skontrował wyjeżdżając z zakrętu na prowadzeniu, którego nie dał już sobie odebrać podczas krótkiego sprintu do linii mety.
Nowa Honda odniosła zwycięstwo w swoim debiucie. Na następne japoński team musiał poczekać prawie cztery dekady. Surtees nie wygrał już później nigdy. Warto odnotować, że swój pierwszy punkt zdobył, zastępujący Pedro Rodrigueza w zespole Cooper, Jacky Ickx.
Dla kibiców bohaterem był jednak Jim Clark. Po wyścigu był fetowany jak zwycięzca i trudno się dziwić. Tego dnia ostatecznie pokazał, że jego talent nie miał sobie równych. W swoim pokoleniu był po prostu najszybszy.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!