Rok 2020 był dla F1 prawdziwym wyzwaniem. Okrojony kalendarz, brak kibiców i dominacja jednego zawodnika, Lewisa Hamiltona, powodowały, że pierwsza część sezonu nikogo nie podekscytowała. Wtedy jednak nadeszło Grand Prix Włoch na torze Monza. Grand Prix które dostarczyło kibicom emocji, których byli spragnieni od dawna i zaskoczyło zupełnie niespodziewanym rezultatem.
Grand Prix Włoch odbyło się w sytuacji, gdy Lewis Hamilton wygrywał wszystko jak chciał, pewnie zmierzając po siódmy tytuł, po dwóch wyścigach, które delikatnie mówiąc nikogo nie zachwyciły. W sezonie, w którym Covid wymusił rezygnację z całej otoczki i zamknięcie drzwi przed fanami, brak emocji na torze był szczególnie odczuwalny. W dodatku włoscy kibice powoli zaczynali zdawać sobie sprawę, że dla ich ukochanego zespołu będzie to jeden z najgorszych sezonów w całej historii.
Kryzys włoskiego zespołu rozpoczął się w końcówce poprzedniego sezonu i pogłębiał się od początku sezonu 2020. Postawienie na prawdopodobnie nie do końca legalne rozwiązania, zapewniające dużą moc silnika, sprawiło po pierwsze, że rywale zostali zmuszeni do bardzo intensywnej pracy nad swoimi jednostkami, a po drugie, że Ferrari w tym czasie rozwijało swój samochód w oparciu o najsilniejszy silnik w stawce. Gdy regulacje zostały doprecyzowane, Ferrari obudziło się z najsłabszym silnikiem w stawce i samochodem zaprojektowanym według zupełnie nieadekwatnej do nowej sytuacji filozofii. W dodatku z powodu wprowadzonych ograniczeń, nie mogło wprowadzić przed sezonem nowego samochodu.
Podczas poprzedniego weekendu w Belgii kierowcy Ferrari z trudem wyszli z Q1 i finiszowali za Alfa Romeo Kimiego Raikkonena. Ferrari było znacznie wolniejsze niż w poprzednim sezonie, podczas gdy wszystkie inne teamy, łącznie z korzystającymi z ich silników Alfa Romeo i Haasem, zrobiły postęp.
Fatalna forma Ferrari, oraz brak tifosich sprawiały w Monza bardzo dziwne wrażenie, ale nie była to jedyna wyjątkowa rzecz podczas tego weekendu.
To był ostatni weekend, w którym Claire Williams pełniła obowiązki szefowej zespołu Williamsa. Jej odejście i sprzedaż teamu nowym właścicielom, wyznaczało koniec ery zaangażowania Franka Williamsa i jego rodziny w F1. Frank pojawił się w F1 pod koniec lat sześćdziesiątych, a jego zespół ciągle jest w pierwszej czwórce w historii pod względem osiągnięć. Większość sukcesów osiągnął przykuty do wózka inwalidzkiego po wypadku w 1986 roku. Cały padok łączył ogromny szacunek dla osiągnięć Williamsa, ostatniego z w pełni niezależnych teamów. Postać Franka Williamsa zapewniała ciągłość i przypominała o romantycznej przeszłości.
Claire Williams długo trwała przy zasadach, które przyświecały Williamsowi przez dziesięciolecia, ale kiedy zespół popadł w kryzys za swoje zadanie przyjęła umożliwienie przejścia zespołu do nowej ery. Claire, która z pewnością w przeszłości popełniła kilka błędów, zrobiła dużo, by podźwignąć zespół z kryzysu i zapewnić mu przetrwanie. Nie wycofała się w kryzysie, tylko pracowała ciężko, by go przezwyciężyć i udało jej się uratować zespół. Pokazała na czym polega wyścigowy etos rodziny Williams i teraz mogła odejść z podniesionym czołem.
Już podczas Q1 ewidentna stała się skala kłopotów Ferrari podczas domowego weekendu, kiedy Sebastian Vettel w kluczowym momencie napotkał na ogromny korek na dojeździe do Paraboliki. W Monza właściwe miejsce na torze jest kluczowe, nikt nie chce być na początku kolejki, holując za sobą innych zawodników i często prowadzi to do absurdalnych sytuacji. Tym razem, podobnie jak rok wcześniej, Vettel stał się jedną z ofiar zamieszania, nie poprawił swojego czasu i musiał zadowolić się 17 miejscem. Pewnie i tak nie byłby w stanie zdobyć wiele lepszej pozycji. Charles Leclerc zdołał wykręcić w Q2 zaledwie 14 czas i tym samym po raz pierwszy od 1984, w Monza żaden z czerwonych samochodów nie znalazł się w pierwszej dziesiątce na starcie.
Bliski odpadnięcia w Q1 był także Alex Albon, ale szczęśliwie przedostał się dalej na 15 miejscu. Red Bull nie był silny na tym torze i McLaren i Renault liczyły na większą niż zwykle zdobycz punktową. Albon ponownie miał dużo szczęścia w Q2, zdobywając 10 miejsce.
Lewis Hamilton solidnie zdenerwował Valtteriego Bottasa pokonując go o niecałe 7 setnych sekundy i kradnąc mu nie tylko pole position, ale też rekordowe najszybsze w historii F1 okrążenie. Wydawało się, że tylko zawodnicy Mercedesa będą się liczyć w walce o zwycięstwo, ale miało być zupełnie inaczej.
Renault przegrało w kwalifikacjach z samochodami Racing Point i przede wszystkim z rewelacyjnie dysponowanymi McLarenami. To właśnie zespół McLarena przejął rolę, do której szykowało się Renault i poważnie zagrażał, a tak naprawdę wyprzedzał Red Bulla.
Verstappen został w kwalifikacjach wyprzedzony przez Carlosa Sainza i Sergio Pereza. Albon był dziewiąty, a tuż za nim startował Pierre Gasly. Zapowiadało się na ciekawy i nietypowy wyścig na dalszych pozycjach, ale nikt nie przeczuwał co stanie się w czołówce.
Świetna forma pomarańczowych bolidów była szansą dla Sainza. Hiszpan desperacko potrzebował dobrego wyniku. O ile rok wcześniej pojechał niemal idealny sezon, zdecydowanie dominując środek stawki i przekonująco wygrywając tytuł najlepszego z reszty, w tym sezonie pozostawał w cieniu zespołowego kolegi Lando Norrisa. Przyczyną nie były ani postępy Lando, ani kryzys formy Carlosa. Obaj zawodnicy przez cały czas toczyli wyrównaną walkę. O ile jednak rok wcześniej pech prześladował Norrisa, o tyle w sezonie 2020 uwziął się na Sainza. Kulminacją było Grand Prix Belgii, zaledwie tydzień wcześniej, kiedy samochód zepsuł się już przed startem.
Team AlphaTauri w sezonie 2020 pozostawał nieco w cieniu innych. Regularnie zdobywali punkty, ale rzadko mieli tempo by awansować z Q2. Jednak w miarę postępu sezonu uwagę zaczynał zwracać Pierre Gasly, zaliczając serię dobrych występów. W końcu po Grand Prix Belgii został wybrany zawodnikiem wyścigu. Pomimo tego, że wyścig ułożył się dla niego pechowo, finiszował w punktach, pokazując kilka świetnych manewrów, zwłaszcza niezwykle odważny atak na Sergio Pereza w Eau Rouge.
Te dobre występy były zwieńczeniem bardzo trudnego okresu w życiu Gasly’ego. Rok wcześniej podczas Grand Prix Belgii zginął jego przyjaciel Antoine Hubert, zaraz po tym jak Gasly stracił pracę w Red Bullu, zastąpiony przez Albona. To był bardzo trudny moment i Gasly przeszedł od tamtego czasu długą drogę, ale podniósł się i rok później był już znacznie bardziej dojrzałym i kompletnym kierowcą, mającym już na koncie swoje pierwsze podium w Grand Prix Brazylii 2019.
Gasly i Albon wystartowali obok siebie, żaden z nich nie odpuścił przed pierwszą szykana i doszło do kolizji. Oba Red Bulle wystartowały fatalnie i nie odegrały już potem żadnej roli w wyścigu. Verstappen w końcu się wycofał, Albon po kolizji z Gaslym, w której uszkodził podłogę, dostał karę, co w sumie sprawiło, że do końca wyścigu wlókł się z tyłu stawki.
Równie koszmarny wyścig zaliczyło Ferrari. Vettel odpadł szybko, po widowiskowej awarii tylnych hamulców, a Leclerc jechał poza pierwszą dziesiątką.
Niespodziewane rzeczy działy się jednak też w czołówce, gdzie Bottas, czyli jedyny zawodnik, mający w teorii szanse pokonać Hamiltona, poetycko mówiąc na pierwszym okrążeniu poleciał jak kamień w dół stawki.
Przez pierwsze dwadzieścia okrążeń przebieg wyścigu był dosyć przewidywalny. Wobec fatalnej postawy konkurencji, Hamilton odjeżdżał w siną dal, podczas gdy za nim grzecznie i w szyku podążały następne samochody. Jedyną nadzieją na zmianę kolejności wydawały się pit stopy.
Wtedy doszło do na pozór banalnego i mało znaczącego wydarzenia. Kevin Magnussen zatrzymał się za zakrętem Parabolica, w miejscu, z którego teoretycznie łatwo i szybko można było go ściągnąć przy użyciu VSC albo nawet tylko żółtej fladze. Wtedy jednak kierownictwo wyścigu podjęło decyzję, która zrobiła z jak dotąd nieco nudnego wyścigu prawdziwy klasyk.
Postanowiono ściągnąć pojazd Magnussena do bliskiej alei serwisowej. Wymagało to pojawienia się samochodu bezpieczeństwa. Ze względu na pozycję samochodu na torze aleja serwisowa została zamknięta, czego nie dostrzeżono w Mercedesie i Alfa Romeo. Lewis Hamilton i Antonio Giovinazzi nielegalnie zmienili opony, za co miała spotkać ich kara 10-sekundowego postoju w boksach.
Gdy aleja serwisowa została otwarta, niemal wszyscy, którzy jeszcze nie zmienili opon, zdecydowali się na taki ruch. Jedynym wyjątkiem był Lance Stroll, który awansował w ten sposób na drugą lokatę, za Hamiltonem. Gasly, który wcześniej zjechał do boksu awansował na trzecią lokatę. Przed, wściekłym na taki obrót sprawy Sainzem znaleźli się jeszcze dwaj kierowcy Alfa Romeo i Charles Leclerc.
Właśnie Leclerc był w natarciu po wznowieniu wyścigu. Wyprzedził Giovinazziego i Kimiego Räikkönena w walce o czwartą lokatę. Monakijczyk nie dojechał jednak nawet do końca okrążenia, bowiem stracił kontrolę nad samochodem w ostatnim zakręcie i z impetem wbił swoje Ferrari w barierę z opon. O ile Leclerc wyszedł z wypadku bez szwanku, konieczność odbudowania bandy wiązała się z przerwaniem wyścigu. Pod czerwonymi flagami cała stawka mogła ponownie zmienić opony, w tym Stroll, który wypełnił w ten sposób regulaminowy obowiązek z pominięciem pełnoprawnego pit-stopu.
Restart odbył się zgodnie z nowymi przepisami, poprzez start zatrzymany spod świateł. W uprzywilejowanej pozycji znaleźli się kierowcy startujący z linii wyścigowej. Podczas startu koła Strolla zabuksowały na brudnej części toru. Gasly za to wystartował perfekcyjnie. Mógł nawet zagrozić Hamiltonowi, ale przytomnie wycofał się z tej walki.
Hamilton utrzymał prowadzenie, a Stroll spadł aż na czwarte miejsce, wyprzedzony przez Gasly’ego, Räikkönena i Giovinazziego. Kanadyjczyk wypadł nawet z toru w drugiej szykanie i jeszcze przez chwilę utrzymywał za sobą Sainza, lecz wkrótce musiał uznać wyższość kierowcy McLarena. W ten sposób Stroll zmarnował szansę na walkę o zwycięstwo.
Hamilton od razu zjechał na odbycie kary i spadł na ostatnie miejsce, a pozycję lidera objął Gasly. Gdy zabrakło Mercedesów i Red Bulli, jak zawsze pasjonująca, walka w środku stawki, stała się walką o zwycięstwo. Sainz wiedział, że to miał być jego dzień. McLaren był tego dnia wolniejszy tylko od Mercedesów. Wykorzystał ich błędy, ale samochód bezpieczeństwa dał szansę Gasly’emu. Pierre nie miał tego dnia najszybszego samochodu, ale zrobił wszystko perfekcyjnie. Sainz potrzebował jeszcze czterech okrążeń, aby wyprzedzić Räikkönena i skupić się wyłącznie na gonieniu lidera. Jednak gdy miał przed sobą pusty tor, stało się jasne, że ma szybkość, by walczyć o zwycięstwo. Gasly musiał teraz obronić się przed bardzo zdeterminowanym konkurentem. Do końca pozostało już jednak bardzo niewiele okrążeń.
Emocje, jakie powodował ten pojedynek od dawna nie były odczuwane w przyzwyczajonej do zwycięstw tych samych kierowców F1. Tutaj nie było mowy o żadnych kalkulacjach. Żaden z kierowców nie myślał o punktach i klasyfikacji sezonu. Dla obu liczyło się tylko zwycięstwo. Obaj dawali z siebie absolutnie wszystko, jadąc na granicy swoich możliwości. Niezależnie od tego, który by wygrał, byłby to dla niego życiowy sukces.
Pomimo starań, Sainzowi dopiero na ostatnim okrążeniu zdołał zredukować swoją stratę do niecałej sekundy i skorzystać dzięki temu z DRS. Gasly na mocno zużytych oponach był jednak pod dużą presją. Drobny błąd był wszystkim, czego potrzebował Sainz, ale Francuz wytrzymał psychicznie i przejechał ostatnie okrążenie pewnie i bezbłędnie. Carlos potrzebował jeszcze kilku okrążeń. Wyścig skończył się dla niego za szybko. Ostatecznie wpadł na metę ze stratą 0,415 sekundy.
Tym samym, Pierre Gasly został pierwszym francuskim kierowcą od 1996 roku, który odniósł zwycięstwo w Formule 1. Była to także pierwsza od 2008 roku wygrana ekipy znanej obecnie jako AlphaTauri. Za Sainzem, dla którego druga lokata była najlepszym wynik w karierze, na trzecim miejscu dojechał do mety Stroll. Sainzowi trudno było się cieszyć. Żałował straconej szansy na pierwsze zwycięstwo.
Czwarty był Lando Norris, który drugą połowę wyścigu spędził w większości skupiony na utrzymaniu za sobą Bottasa, za którym uplasowali się Ricciardo oraz Lewis Hamilton, który wyprzedził dziesięciu rywali na dystansie ostatnich 25 okrążeń i ustanowił przy tym najlepszy czas okrążenia. Punktowaną dziesiątkę uzupełnili Esteban Ocon, Daniił Kwiat i Sergio Pérez.
Mimo braku tłumu wiwatujących tifosich, podczas celebracji na podium nie brakowało emocji. Gasly długo nie opuszczał podium. Wiedział jak wyjątkowe chwile przeżywa. To był pierwszy wyścig w erze silników hybrydowych wygrany przez kogoś spoza wielkiej trójki (Mercedes, Red Bull, Ferrari) i pierwszy od ćwierć wieku wyścig na Monzy, którego nie ukończyło żadne Ferrari.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!