Grand Prix Wielkiej Brytanii 1998 to jeden z najbardziej zaskakujących finiszów w historii F1 i jedyny, który miał miejsce w alei serwisowej.
Przed Grand Prix Wielkiej Brytanii 1998 Michael Schumacher wygrał dwa wyścigi z rzędu, udowadniając, że będzie groźnym konkurentem do mistrzostwa. Po podwójnym zwycięstwie Ferrari w Grand Prix Francji, Schumi miał tylko 6 punktów straty do Miki Hakkinena, podczas gdy kolega Fina z McLarena David Coulthard aż 20.
Na Silverstone Hakkinen jednak od początku wyglądał na silniejszego i zdobył pole position o prawie pół sekundy przed Schumacherem. Jacques Villeneuve niespodziewanie przypomniał swoją zeszłoroczna formę, kwalifikując się trzeci, przed Coulthardem, który w domowym Grand Prix zajął najgorsze jak dotąd miejsce na starcie w sezonie.
W niedzielę rano spadł deszcz, ale w momencie rozpoczęcia wyścigu tor przesychał. Startujący z dalekich pozycji kierowcy Stewarta, Jos Verstappen i Rubens Barrichello zdecydowali się na opony na suchą nawierzchnię, co okazało się katastrofalnym błędem, ale wszyscy inni nie ryzykowali i postawili na opony przejściowe.
Hakkinen startował z pole position przed Schumacherem i na starcie utrzymał pozycję. Na trzecie miejsce wyszedł Coulthard, a na czwarte przedarł się Jean Alesi w Sauberze, startujący z ósmego pola startowego.
McLareny od początku wyglądały bardzo dobrze. Hakkinen zaczął szybko odjeżdżać Schumacherowi, a Coulthard atakować Niemca. Już na piątym okrążeniu Szkot wyprzedził Schumachera odważnym manewrem w szykanie Abbey. Chwilę później znów zaczęło padać. Coraz bardziej mokry tor wkrótce zaczął sprawiać kierowcom problemy. Bardzo dobrze radzili sobie Eddie Irvine, który, po słabym starcie przedzierał się z dziesiątego miejsca z powrotem do pierwszej piątki i Ralf Schumacher, który po karze startował z przedostatniego miejsca, a teraz był już blisko pierwszej dziesiątki.
Ralf pierwszy zjechał na tankowanie, a chwilę później jego zespołowy kolega Damon Hill stał się pierwszym kierowcą, który musiał wycofać się z wyścigu, po tym jak obrócił się, walcząc z Villeneuve’em. Był to spory zawód dla angielskich kibiców i Eddiego Jordana, którego zespół zaliczył koszmarną pierwszą połowę sezonu i jak dotąd nie punktował. Zaczynało padać coraz mocniej i wkrótce śladami Hilla podążył też Frentzen, który był przez chwilę piąty, zanim nie wyprzedził go Irvine.
Kolejność przed pierwszymi tankowaniami: Hakkinen, Coulthard, Schumacher, Alesi, Irvine, Villeneuve. Alesi i Irvine zjechali jednocześnie i Brytyjczyk wyjechał z alei serwisowej pierwszy, zdobywając czwartą pozycję. Coulthard i Schumacher założyli kolejny zestaw przejściówek, ale Hakkinen, który zjechał nieco później, założył opony deszczowe. Po pit stopie Coulthard zbliżył się mocno do Hakkinena, za to zyskał bezpieczną przewagę nad Schumacherem. Wydawało się przez moment, że Szkot będzie mógł wyprzedzić swojego kolegę, ale przy coraz mocniejszych opadach, wkrótce Fin na deszczowych oponach zaczął odzyskiwać przewagę.
Padało już bardzo mocno i z okrążenia na okrążenie tor stawał się bardziej zdradliwy. Następna ofiarą warunków był kolejny brytyjski kierowca, Johnny Herbert w drugim Sauberze, któremu alternatywna strategia na jedno tankowanie dała na moment czwarte miejsce, zanim nie dopadł go Irvine. Johnny obrócił się, kiedy dawał sygnał Alesiemu, że może go wyprzedzić, na polecenie zespołu.
Po odpadnięciu Herberta, za piątym Alesim, w punktach znalazł się Ralf Schumacher. Ralf jednak wkrótce udał się do boksu na bardzo wczesne drugie tankowanie, czym kompletnie zaskoczył Patricka Heada z zespołu Williamsa, którego nieomal nie rozjechał wjeżdżając do alei serwisowej.
Dla McLarenów zaczęło się teraz intensywne dublowanie maruderów. W bardzo trudnych warunkach kierowcy musieli przebijać się przez gęsty środek stawki. Zdeterminowany Coulthard, którego szansa na mistrzostwo mocno wymykała mu się z rąk, wyczuł w tym momencie swoją szansę. Wiedział, że może się zbliżyć do Hakkinena, jeśli podejmie większe niż on ryzyko. Ta taktyka jednak zupełnie się nie sprawdziła i Szkot obrócił samochód na dojeździe do Abbey, zakopując się w mokrym żwirze, po drodze niemal taranując Giancarlo Fisichellę.
Hakkinen miał w tym momencie zupełnie bezpieczną przewagę nad Schumacherem. Zbliżała się następna seria tankowań. Tym razem nie było żadnych wątpliwości, że opony deszczowe są konieczne. Warunki były już dosyć ekstremalne. Ralf Schumacher, jak dotąd trzymający się opon przejściowych, musiał skapitulować i zjechać na nieplanowaną zmianę opon. Była to świetna wiadomość dla zespołu Benettona, bowiem na punktowanych pozycjach znaleźli się teraz zarówno Fisichella jak i Alex Wurz, którzy we wcześniejszej fazie wyścigu poradzili sobie z cierpiącym na mokrej nawierzchni Villeneuve’em.
Chwilę później niebezpieczną przygodę zaliczył lider wyścigu. Hakkinen obrócił się w bardzo szybkim zakręcie Bridge, zaliczając piruet na żwirowej pułapce, ale w jakiś sposób zdołał wyprostować samochód i po trawie wrócić na trasę. Fin zdążył wcześniej wyrobić sobie niemal pięćdziesięciosekundową przewagę nad Schumacherem. Mógł sobie pozwolić na stratę kilku sekund, ale wkrótce jego przewaga miała być zupełnie zniwelowana, gdyż organizatorzy, widząc kolejne samochody wypadające z trasy zarządzili wyjazd samochodu bezpieczeństwa.
Gdy samochód bezpieczeństwa zjechał na 43 z 60 okrążeń, warunki nadal były bardzo trudne, a dla Hakkinena trudne szczególnie, bo miał nieco uszkodzone przednie skrzydło i Schumachera tuż za sobą. Niemiec natychmiast zaczął go naciskać i szybko został za to nagrodzony. Hakkinen popełnił kolejny błąd już na drugim okrążeniu po restarcie. Krótka wycieczka na trawę w zakręcie Becketts wystarczyła, by Schumacher objął prowadzenie i szybko zaczął powiększać przewagę. Wkrótce z powodu awarii wycofał się Alesi, co sprawiło, że Ralf Schumacher powrócił na punktowane szóste miejsce i wywalczył pierwszy punkt w sezonie dla Jordana. Nie to jednak było najważniejsze.
Schumacher w końcu w tym wyścigu pokazał dlaczego jest nazywany mistrzem deszczu, wykręcając czasy o kilka sekund szybsze niż konkurenci. Hakkinen w tym czasie musiał bronić się przed Irvine’em. Gdyby Fin stracił drugie miejsce, Schumacher zrównałby się z nim w klasyfikacji. Na szczęście dla Fina Irvine wkrótce znacznie zwolnił.
Wydawało się, że Niemiec ma zapewnione zwycięstwo, jednak to nie był ostatni punkt zwrotny w tym wyścigu. Niespodziewanie pojawił się komunikat o karze stop-go dla Schumachera, za wyprzedzenie dublowanego Fisichelli podczas restartu jeszcze przed przejechaniem linii startu.
Ferrari otrzymało wiadomość na dwa okrążenia przed końcem. Nie byli pewni za jakie wykroczenie jest kara i czy jest to kara stop-go, czy doliczenia 10 sekund po zakończeniu wyścigu. Schumacher zaczął więc cisnąć, by zdobyć potrzebną przewagę, a team nerwowo zastanawiał się co robić.
Schumacher miał już historię kar na tym torze. Podobne nieporozumienie dotyczące kary stop-go, prawie kosztowało go mistrzostwo świata cztery lata wcześniej. Ross Brawn wiedział jak źle może się skończyć złamanie przepisów.
Ostatecznie wybrano salomonowe wyjście. Schumacher na ostatnim okrążeniu, kiedy wszyscy zastanawiali się już, jakie będą tym razem konsekwencje zignorowania kary, zamiast w kierunku linii mety, gdzie czekała na niego już flaga w szachownicę, skierował się do boksów. Ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów zatrzymał się, by odbyć karę i pojechał dalej. Nie miało to już jednak wielkiego znaczenia, gdyż linię mety przejechał w alei serwisowej, jeszcze przed odbyciem kary. Ron Dennis i zespół McLarena był oburzony takim wybiegiem Ferrari, który dla nich był oszustwem.
Sędziowie ostatecznie dodali dziesięć sekund do czasu Schumachera i ogłosili go zwycięzcą. McLaren odwołał się od tej decyzji, ale w wyniku dochodzenia za winnych chaosu uznano stewardów, którzy, jak się okazało, nałożyli na Schumachera karę 10 sekund doliczonych do czasu wyścigu niezgodnie z regulaminem. Kara ta miała zastosowanie tylko do wykroczeń podczas ostatnich 12 okrążeń, a Schumacher przekroczył przepisy wcześniej. Powinni byli, znacznie wcześniej niż na 2 okrążenia przed końcem, wymierzyć karę stop-go. W efekcie trzech stewardów musiało oddać swoje licencje, a Ferrari się upiekło.
W tak przedziwnych okolicznościach Schumacher odniósł trzecie zwycięstwo z rzędu. Widząc miażdżącą przewagę McLarena w pierwszych wyścigach, nikt by nie postawił na taki scenariusz, jednak trochę szczęścia i dużo umiejętności ze strony Schumachera i kompletnie odmienionego w ostatnich latach Ferrari sprawiło, że Niemiec powoli stawał się faworytem do mistrzostwa na równi z Hakkinenem.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!