Słynne wyścigi: Grand Prix Hiszpanii 2016

Po zakończeniu Grand Prix Hiszpanii 2016 można było mieć pewność, że ten wyścig przejdzie do historii Formuły 1. Ze względu na to, co stało się w zespole Mercedesa, gdzie rywalizacja między Nico i Lewisem w końcu spowodowała nieuchronną kolizję pretendentów do tytułu, ale przede wszystkim ze względu na niemal baśniową historię osiemnastoletniego debiutanta w zespole Red Bulla. Całkiem możliwe też, że z perspektywy czasu ten wyścig będzie wspominany jako początek, albo przynajmniej pierwszy zwiastun, nowej ery w Formule 1. Ery Maxa Verstappena.

Gdy niedługo po fatalnym dla niego Grand Prix Rosji Daniił Kwiat oglądał najnowszy odcinek "Gry o tron", niespodziewanie zadzwonił telefon. Dzwonił Helmut Marko, a Daniił dowiedział się, że od następnego wyścigu ponownie zostanie kierowcą Toro Rosso, Max Verstappen z kolei, zostanie przesunięty do Red Bulla.

Wątpliwe czy ten manewr był związany z fatalnym występem Rosjanina w Soczi. Chodziło najprawdopodobniej bardziej o Verstappena niż Kvyata. Rewelacyjny Holender zapewnił sobie już po kilku pierwszych wyścigach kontrakt w Red Bullu na następny sezon, a po słabym początku Kwiata Helmut Marko doszedł do wniosku, że skoro wiadomo, iż za rok dwójką kierowców w Red Bullu będą Ricciardo i Verstappen, nie ma potrzeby odkładać tej zmiany do przyszłego sezonu. Był to sygnał, że Red Bull szykuje się na powrót do czołówki i liczą na to, że Max będzie ich ogromnym atutem. To ogromny kredyt zaufania wobec młodego zawodnika, ale Verstappen był od dawna powszechnie uważany za największy talent w F1. Teraz wchodził do zespołu, w którym tolerancja dla błędów jest nieporównywalnie mniejsza niż w Toro Rosso. Musiał się też dostosować kompletnie z marszu do nowego samochodu. Przed wyścigiem wydawało się to bardzo trudnym, najtrudniejszym w dotychczasowej karierze zadaniem. Ale Max nie raz już pokazywał, że to, co trudne dla innych, jemu przychodzi z dziecinną łatwością.

Ofiarą wspaniałych osiągnięć Holendra był Kwiat, który nie prezentował się w Red Bullu źle, ale tolerancja zespołu wobec nieuniknionych u młodych kierowców błędów skończyła się bardzo szybko i teraz jego kariera znalazła się w bardzo trudnym punkcie. Zadaniem Rosjanina było pokazanie, że może być szybszy niż Ricciardo. Zdecydowanie tego nie pokazał.

Kierowcy Ferrari wyglądali bardzo dobrze w treningach przed Grand Prix Hiszpanii, ale w kwalifikacjach wypadli niespodziewanie słabo. Prawdopodobnie różnica w temperaturze nawierzchni między piątkiem a sobotą drastycznie pogorszyła ich osiągi. Niespodziewanie zamiast zagrozić Mercedesowi, co udawało im się w piątek, musieli walczyć z kierowcami Red Bulla.

Verstappen, który w piątek nie rzucał się specjalnie w oczy, starając się przyzwyczaić do nowego samochodu, niespodziewanie przyćmił Ricciardo w Q2, ale Australijczyk odpowiedział rewelacyjnym okrążeniem w Q3. W rezultacie nowy tandem kierowców zmonopolizował drugi rząd na starcie tuż za plecami Mercedesów. Hamilton pewnie wygrał kwalifikacje i był zdeterminowany, by tym razem powstrzymać Nico przed ósmym z rzędu zwycięstwem.

McLaren w końcu, po raz pierwszy w erze Hondy znalazł się w Q3, dzięki Fernando Alonso. Ponieważ do pierwszej dziesiątki zakwalifikował się również Carlos Sainz, Hiszpańscy kibice mogli się cieszyć z dwóch rodaków w Q3.

Kierowcy Mercedesa byli zdeterminowani, by tym razem nie przegrać startu, na którym wyprzedzanie jest trudne. Obaj kierowcy wystartowali świetnie. Toto Wolff mógł być zadowolony, ale to zadowolenie nie trwało długo.

Nico wykonał świetny manewr po zewnętrznej pierwszego zakrętu, wychodząc na prowadzenie, ale w następnym łuku zauważył, że wybrał niewłaściwe ustawienia silnika. Natychmiast je zmienił, ale było już za późno. Lewis zauważył migające światełko na samochodzie Rosberga i zrozumiał, że przy wyjściu z zakrętu będzie miał niepowtarzalną szansę. Był istotnie szybszy i spróbował wyprzedzić od prawej strony, by w następnym zakręcie znaleźć się po wewnętrznej. Nico przewidział to i zablokował go, również zjeżdżając do prawej krawędzi toru. Lewis jednak nie zrezygnował, licząc na to, że jeśli zdoła wysunąć przed tylną oś Rosberga chociaż swoje przednie skrzydło ten ustąpi mu miejsca. Nico pamiętał jednak agresywne manewry Lewisa z końca zeszłego sezonu i ani myślał ustępować. Prowadził, miał prawo do wyboru linii jazdy.

Jedną z najgorszych rzeczy jaką można zrobić w Formule 1 jest zderzenie się z zespołowym partnerem. Ale jest jeszcze coś gorszego. Ustąpienie swojemu konkurentowi do mistrzostwa. W ten sposób można przegrać cały sezon i Nico z pewnością nie zamierzał ustąpić. Jego przewaga w mistrzostwach była ogromna. Miał tyle punktów co Lewis i trzeci wtedy Kimi Raikkonen, razem wzięci. Lewis miał znacznie więcej do stracenia. Dlatego to właśnie jego Niki Lauda obwiniał za to, co stało się parę sekund później. Lewis został wypchnięty na trawę tuż przed strefą hamowania. Natychmiast wpadł w poślizg taranując swojego zespołowego kolegę. Kibice na całym świecie nie mogli do końca uwierzyć w to, co widzą. Dwa rozbite Mercedesy na piaszczystym poboczu. Wszyscy się spodziewali, że ten dzień może kiedyś nadejść i w końcu stało się to, co chyba musiało się w końcu stać.

Obaj kierowcy starali się wywrzeć presję i zmusić swojego konkurenta do ustąpienia. Na tym etapie wojny psychologicznej między nimi, żaden już nie był już w stanie się wycofać. Ten, który by ustąpił, byłby przegrany.

Żaden z kierowców nie zdjął kasku, nie dając fotoreporterom okazji uchwycenia swoich emocji. Toto Wolff zareagował znacznie spokojniej niż dwa lata wcześniej w Belgii. Musiał wiele razy od tamtego czasu zastanawiać się jak zareaguje w takiej sytuacji. Również nie rozmawiał z dziennikarzami. Po naradzie za zamkniętymi drzwiami kierowcy wypowiadali się bardzo dyplomatycznie, przepraszając pracowników Mercedesa za zmarnowaną szansę. Podkreślali, że są bardzo rozczarowani, ale wydawało się, że dla obydwu kraksa jest lepszą opcją niż przegrana ze swoim zespołowym partnerem. Wolff ostatecznie zgodził się z oficjalnym orzeczeniem stewardów, że był to zwykły incydent wyścigowy.

Tymczasem fani Formuły 1 właśnie mieli otrzymać odpowiedź na nurtujące ich pytanie, jak wyglądałyby wyścigi, gdyby nie było w nich Mercedesa. Okazało się, że bardzo ciekawie.

Ferrari miało lepsze tempo w wyścigu. Odzyskali piątkową formę, ale zepsute kwalifikacje i słaby start, zwłaszcza Kimiego, mocno skomplikowały ich sytuację. Gdy samochód bezpieczeństwa, który pojawił się po kraksie Mercedesów, zjechał do boksu, byli za Red Bullami i Sainzem. Wyprzedzenie Hiszpana zajęło im kilka okrążeń. Potem jednak pokazali świetne tempo i było jasne, że będą dla Red Bulli sporym zagrożeniem.

Gdy Seb i Kimi zaczęli się zbliżać, Red Bull nie ryzykował i skierował swoich kierowców szybko do boksu, chcąc uniemożliwić Vettelowi ewentualny undercut. Tak wczesny zjazd sugerował taktykę na trzy pitstopy.

Gdy przyszedł czas na drugi pitstop, Ricciardo zjechał, trzymając się taktyki na trzy zmiany. Jadacy za nim Verstappen jednak był zadowolony ze stanu swoich opon i chciał wydłużyć stint, przy okazji zostając najmłodszym w historii liderem wyścigu. Vettel widząc, że Verstappen będzie go blokował, podążył do boksu za Ricciardo. W tym momencie Max, jeśli nie chciał stracić pozycji na rzecz Vettela musiał wybrać taktykę na dwie zmiany i liczyć, że jego opony wytrzymają. Tę samą taktykę wybrał Kimi.

Sytuacja była przejrzysta i zapowiadała emocje. Nie wiadomo było czy kierowcy Ferrari dogonią i wyprzedzą swoich przeciwników z Red Bulla i która taktyka okaże się lepsza. Dwustopowa Kimiego i Maxa czy trzystopowa Daniela i Sebastiana.

Verstappen zjechał do boksu na 31 okrążeń przed końcem, okrążenie później Raikkonen podążył za nim. To oddało drugą pozycję w ręce Vettela. Jednak już chwilę później Ferrari zawołało Niemca do boksu. Seb czekał jedno okrążenie ze zjazdem, być może dlatego, że wydawało się o wiele za wcześnie na trzeci pitstop. Musiał założyć twardszą mieszankę, na której Ferrari nie było tak szybkie jak na miękkiej. Ricciardo nie zareagował na to, ale niespodziewanie utknął za Joylonem Palmerem, który długo zwlekał ze zjechaniem z drogi, ponieważ w tym momencie nie był znacząco wolniejszy.

Z powodu tego opóźnienia wiadomo było, że po pitstopie Ricciardo straci pozycję lidera, ale z drugiej strony będzie miał znacznie bardziej przyczepne opony niż konkurencja. Po zjeździe Australijczyk spadł na czwartą pozycję i walka o prowadzenie miała się rozegrać między Verstappenem i Kimim. Vettel i Ricciardo zbliżali się szybko, a do końca pozostało 20 okrążeń. Każdy z czwórki kierowców mógł to jeszcze wygrać. Wyścig przekształcał się w prawdziwy klasyk.

Na torze w Barcelonie nie jest łatwo wyprzedzać i Kimi, mimo że się zbliżał, nie mógł zbliżyć się dostatecznie. Ricciardo miał podobny problem z Vettelem. Obaj musieli wyprzedzić jak najszybciej, żeby nie zniszczyć opon. Na dziesięć okrążeń przed końcem zwycięstwo wydawało się należeć do Verstappena, ale wielkim znakiem zapytania była wytrzymałość opon.

Ricciardo odważył się w końcu na brawurowy manewr, ale niestety nie udało mu się zdobyć trzeciej pozycji, a jedynie mocno zdenerwować Vettela. Po tym nieudanym manewrze Ricciardo stracił szansę na zwycięstwo. W międzyczasie Kimi nadal wydawał się bezradny. Natura toru w Barcelonie, gdzie zawsze wyprzedzanie jest bardzo trudne, pomogła Verstappenowi. Mimo że jego ogumienie było w coraz bardziej opłakanym stanie, opony Raikkonena zużywały się równie mocno. W dodatku samochody Red Bulla przez cały weekend spisywały się rewelacyjnie w trzecim sektorze. Przez to Kimi nigdy nie był dostatecznie blisko na początku prostej startowej. Z kolei Vettel, na twardszej mieszance, nie był wstanie dogonić Raikkonena. Na pięć okrążeń przed końcem Seb miał prawie pięć sekund straty do Verstappena. Max miał wyścig w pełni pod kontrolą i pewnie zmierzał po sensacyjne zwycięstwo.

Ricciardo w międzyczasie znalazł się pod presją ze strony Kwiata. Rosjanin był zdublowany, ale gonił Jensona Buttona. W końcu wyprzedził Australijczyka, gdy ten, już po raz drugi w tym sezonie przebił oponę. Zdarzyło się to na dwa okrążenia przed końcem. Daniel zdążył jednak wymienić przebitą oponę w boksie i obronić czwartą pozycję przed Valtterim Bottasem, co najlepiej pokazało aktualną różnicę między Red Bullem i Williamsem.

To było fascynujące Gran Prix Hiszpanii, ale i kraksa Mercedesów, wszystkie taktyczne zawiłości zaciętej walki między Red Bullem a Ferrari, a także świetny wyścig Carlosa Sainza przed własną publicznością, bledną wobec najbardziej wiekopomnego wydarzenia tego weekendu. Osiemnastoletni Max Verstappen wygrał w swoim debiucie dla Red Bulla stając się najmłodszym zwycięzcą w historii Formuły 1.

Osiągnięcia Maxa Verstappena robiły ogromne wrażenie. Korzystając z doświadczeń swojego ojca jeździł w wieku osiemnastu lat jak stary wyjadacz. Dostał się do Formuły 1 prosto z F3 i od razu był rewelacyjny. Teraz wygrał w Red Bullu już za pierwszym podejściem. Jego sukcesy w tak młodym wieku były nieporównywalne z żadnym innym kierowcą w historii. Te rekordy długo nie zostaną pobite.

Jos Verstappen, który po doprowadzeniu syna do Red Bulla zrzekł się funkcji jego menadżera, płakał, patrząc jak jego syn wchodzi na najwyższy stopień podium, obok dwa razy starszego i pamiętającego pojedynki z jego ojcem Kimiego Raikkonena. Christian Horner w rocznicę swojego ślubu z Geri świętował razem z nią pierwsze zwycięstwo po bardzo trudnym okresie w historii swojego teamu. Pierwsze zwycięstwo od czasu gdy odszedł od nich Vettel. To początek był nowej ery dla Red Bulla.

Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze