Grand Prix Rosji gościło w kalendarzu Formuły 1 osiem razy. Siedem z tych wyścigów nie zapisało się w historii absolutnie niczym szczególnym, oprócz nachalnej obecności pewnego zbrodniczego dyktatora. Jednak w wyjątkowym sezonie 2021, także to Grand Prix dostarczyło kibicom niezapomnianych emocji.
Sto wygranych wyścigów F1 to osiągnięcie, które przez lata wydawało się kompletnie nierealne. Jednak właśnie przed szansą wygrania swojego setnego wyścigu stanął w Soczi w 2021 roku Lewis Hamilton. Bardziej niż na pobiciu rekordu zależało mu jednak na powiększeniu przewagi nad swoim największym konkurentem Maxem Verstappenem. Wynosiła ona przed weekendem w Rosji pięć punktów, a wyścig w Soczi był świetną okazją, by ją znacznie powiększyć.
Verstappen od początku weekendu wiedział, że nie będzie łatwo. W Q1 nie ukończył nawet okrążenia wiedząc, że i tak będzie startował z końca stawki. Powodem kara za wymianę elementów jednostki napędowej.
Kwalifikacje rozpoczęły się na mokrej nawierzchni, ale tor szybko zaczął przesychać. Do pewnego momentu wszystko szło po myśli Hamiltona, który wygrał Q1 i Q2. Moment zwrotny nastąpił, gdy w Q3 tor wysechł na tyle, że można było założyć slicki. Na pięć minut przed końcem kwalifikacji wszyscy udali się do boksu.
Hamilton zjeżdżając do alei serwisowej, stracił kontrolę na śliskiej nawierzchni, uderzył w ścianę i musiał mieć zmienione przednie skrzydło. Potem nie był w stanie wytworzyć w oponach wystarczającej temperatury, kiedy musiał przepuszczać szybsze samochody, szukając dla siebie miejsca na torze. Opóźniony stop Hamiltona spowolniło też jego kolegę z drużyny. Valtteri Bottas zakwalifikował się na siódmym miejscu, Hamilton na czwartym.
Problem Hamiltona sprawił, że o swoje pierwsze pole position walczyli Lando Norris i Carlos Sainz. Wygrał ten pierwszy, zdobywając pierwsze pole position dla zespołu McLarena od 2012 roku. Po przegranej z Danielem Ricciardo w poprzednim wyścigu w Monza, teraz Norris znów był zdecydowanie szybszy od zespołowego kolegi.
To że Grand Prix Włoch padło łupem Ricciardo, mogło wydawać się sporą niesprawiedliwością, biorąc pod uwagę, że przez cały sezon to Norris był zdecydowanym liderem zespołu McLarena. Wydawało się, że następna szansa na wygraną może się długo nie powtórzyć, teraz okazało się, że dostał ją już dwa tygodnie po wyścigu we Włoszech. To był świetny czas dla McLarena, który długie lata czakał na powrót do czołówki. Trzeci za Norrisem i Sainzem był George Russell, po raz kolejny notując rewelacyjny wynik w kwalifikacjach.
Sainz w tym wyścigu był największą nadzieją Ferrari, gdyż Leclerc również musiał przyjąć karę na starcie. Hiszpan w niedzielę natychmiast pokazał, że poważnie myśli o walce o zwycięstwo. Na starcie wyszedł na prowadzenie, rozpędzając się za prowadzącym Norrisem, na długim dojeździe do pierwszego hamowania.
Hamilton miał słaby start. Wyprzedzili go Lance Stroll i sprytny jak zawsze Fernando Alonso. Hiszpan od dawna kwestionował legalność manewrów na pierwszych zakrętach kierowców uciekających na pobocze i zyskujących przez to przewagę. Gdy protesty nic nie dały, sam postanowił z tej luki w przepisach skorzystać. Pierwsza szykana w Soczi była kontrowersyjna. Nie najlepszy projekt tej części toru zachęcał wręcz do wyjeżdżania poza trasę. Na poboczu ustawiono więc styropianowe pachołki, między którymi trzeba było wrócić na tor.
Alonso w ogóle nie próbował utrzymać się na zatłoczonym torze. Od razu wycelował w pobocze, przejechał przepisowo między pachołkami i powrócił na tor wyprzedzając Ricciardo, Hamiltona, Strolla i Russella. Ten manewr przećwiczył wcześniej w drodze na swoje pole startowe. W ten sposób przejechał bazpiecznie pierwszą szykanę, potem oddając pozycje.
Hamilton na pierwszym okrążeniu spadł jeszcze za Daniela Ricciardo i był teraz szósty. Znalazł się w DRS-owym pociągu za Russelem, Strollem i Ricciardo. Do momentu pierwszych zmian opon Verstappen zdołał przesunąć się na dwunastą pozycję.
McLareny były szybkie, zwłaszcza Norris. Lando już na trzynastym okrążeniu poradził sobie z Sainzem, który chwilę później zjechał do boksu, i od tego momentu kontrolował wyścig.
Kluczem do tego wyścigu była taktyka. Wygrali ci, którzy potrafili wydłużyć pierwszy stint. Nikt nie zrobił tego lepiej niż Lewis Hamilton. Wytrzymał na torze dłużej niż blokujący go zawodnicy i wykonał skuteczny overcut na Ricciardo. Potem, na świeżych oponach z łatwością wyprzedził Strolla oraz Sainza i znalazł się za Norrisem. „Możesz wygrać ten wyścig”
– mówił mu przez radio Toto Wolff.
Hamilton zbliżał się szybko do Norrisa, który skupiał się na oszczędzaniu paliwa, potem jednak Lando przyspieszył i ciągle utrzymywał bezpieczną przewagę. Wydawało się, że młody Anglik zmierza po swoje zasłużone pierwsze zwycięstwo w F1. Jednak kibiców czekał jeszcze jeden punkt zwrotny. Nad tor szybko nadciągały deszczowe chmury.
Gdy na tor spadły pierwsze krople deszczu, Hamilton był blisko i kiedy Norris wyjechał za szeroko z jednego z zakrętów, znalazł się tuż za nim. Stało się jasne, że wkrótce najlepszą opcją staną się opony przejściowe. Tor w Soczi szybko stawał się śliski, mimo, że nie było dużej ulewy. To mogło zwieść kierowców. Lance Stroll powiedział przez radio, że nie potrzebuje zmiany opon, dosłownie sekundę przed tym jak wpadł w poślizg i wypadł z trasy.
Wybór optymalnego momentu na zmianę opon zawsze jest kluczowy w zmieniających się warunkach. Spóźnienie o jedno okrążenie może oznaczać stratę nawet kilku pozycji, więc trzeba precyzyjnie zareagować na zmieniające się warunki. W tym przypadku jednak równanie było jeszcze bardziej skomplikowane, bo, gdy zaczęło padać, do końca zostało tylko sześć z pięćdziesięciu trzech okrążeń.
O ile dla kierowców ze środka stawki zaryzykowanie zmiany opon było oczywistą decyzją, kierowcy na czele wyścigu mieli zdecydowanie więcej do stracenia. Mercedes był zdecydowany i kazał Lewisowi zjeżdżać na czterdziestym ósmym okrążeniu. McLaren decyzję zostawił Norrisowi. Zamiast wziąć odpowiedzialność za decyzję, pytano o zdanie kierowcę. Lando był pod presją i potrzebował skupić się na jeździe w bardzo trudnych warunkach. Opierał się na wcześniejszym komunikacie, że deszcz się dramatycznie nie zwiększy. Ciągłe konsultacje przez radio irytowały go, a zespół ani razu nie kazał mu kategorycznie zjechać. Lando podjął decyzję, że zostaje na torze, a po jego pełnych irytacji reakcjach, jego inżynier nie próbował jej podważać.
Lewis widząc, że deszcz ustaje, zignorował w pierwszej chwili zalecenia zespołu. Nie chciał rezygnować z szansy wyprzedzenia Norrisa na torze. Dopiero po kolejnym okrążeniu dał się przekonać, że team wie co robi i właśnie zmiana opon może mu zapewnić zwycięstwo. To ryzyko nie kosztowało go wiele, bo i tak wyjechał na drugiej pozycji. Kilku kierowców, którzy zjechali wcześniej, w tym Verstappen, pokazywali już, że to była dobra decyzja.
Verstappen, kiedy zaczęło padać, był siódmy, za prowadzącą dwójką, Sainzem, Sergio Perezem, Ricciardo i Alonso. Gdy zrobiło się mokro, jadący na oponach twardych Sainz i Ricciardo zaczęli momentalnie tracić przyczepność i kolejne pozycje. Max wyprzedził ich, ale tuż za nim znalazł się przedzierający się do przodu Charles Leclerc.
Verstappen zjechał więc na końcu czterdziestego ósmego okrążenia, razem z Ricciardo i Sainzem. To był idealny moment, kiedy należało zmienić opony. Jednak Norris wybrał inaczej, dając szansę Hamiltonowi. Zjeżdżając pierwszy, straciłby pozycję lidera, więc nie chciał podjąć tego ryzyka. Mimo że ślizgał się na zużytych twardych oponach, kierowcy na oponach przejściowych nie byli jeszcze wtedy znacząco szybsi. Ale to mogło się zmienić, bo deszcz przecież padał coraz mocniej.
Teraz, po zjeździe Hamiltona, Norris wiedział, że zmiana opon oznacza przegranie wyścigu. Opony przejściowe były już znacznie szybsze i Lewis odrabiał straty. Jedyną nadzieją było utrzymanie przewagi na slickach do końca wyścigu. W tej samej sytuacji znaleźli się, Leclerc, Perez i Alonso. Kupili los na loterii i teraz mogli już tylko modlić się o to, by opady nie zintensyfikowały się jeszcze przez kilka minut. Jednak bardzo szybko okazało się, kto podjął dobrą decyzję. Verstappen wyprzedził Pereza, Leclerca i Alonso jeszcze zanim zdołali dojechać do boksu na końcu kolejnego pięćdziesiątego okrążenia. Tak szybko zmieniały się warunki.
Norris dojechał do końca pięćdziesiątego okrążenia na prowadzeniu. Z perspektywy czasu widać, że powinien był zaakceptować porażkę, zjechać po opony przejściowe i zadowolić się drugim miejscem. W McLarenie jednak nikt nie myślał w ten sposób. Interesowało ich tylko zwycięstwo. Jedyną szansą było zostanie na torze. Do końca pozostały już tylko dwa okrążenia.
Tylko że ta szansa od początku była tylko iluzją. Nie zjechanie na końcu pięćdziesiątego okrążenia było szaleństwem, bo na tym etapie tor zamieniał się już w sadzawkę. McLaren dał się uwieść nadziei i nie zauważył rzeczywistości, która dobitnie dawała o sobie znać. Na pięćdziesiątym okrążeniu Norrisa wyprzedził, zdublowany wcześniej Nikita Mazepin. Następne okrążenie miało być jeszcze gorsze.
Gdy tylko Lando minął zjazd do boksu zrozumiał, jak zła to była decyzja. Zrozumiał, że to już nie walka o zwycięstwo, tylko o przetrwanie. Każdy kolejny zakręt, a w Soczi są one ostre i wolne, był coraz trudniejszy. Samochód ślizgał się jak po lodzie. Norris musiał bardzo zwalniać, co jeszcze obniżało temperaturę opon. Na piątym zakręcie nie był już w stanie nawet odpowiednio zwolnić. Wyjechał poza tor i tam obrócił samochód. W tym właśnie momencie Lewis przemknął obok.
Gdy Norris doczłapał się w końcu do boksu był już wyprzedzony nie tylko przez Hamiltona, ale też przez Verstappena, Sainza i Ricciardo. Wyjechał z boksu jeszcze za Bottasem i Alonso. Siódme miejsce to była okrutna kara za taktyczne błędy, które w F1 są niewybaczalne. Dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie był nie tyle nagrodą pocieszenia, co bolesnym przypomnieniem, że tego dnia miał tempo, by wygrać.
Tym sposobem, po pasjonującym, ale bardzo bolesnym dla Norrisa i jego fanów wyścigu, Lewis Hamilton stał się pierwszym w historii F1 zawodnikiem, który wygrał swoje setne Grand Prix. Było to zdecydowanie najbardziej pasjonujące Grand Prix Rosji w krótkiej historii tego wyścigu. I ostatnie. Rok później już się oczywiście nie odbyło, z powodu zbrojnej napaści wojsk Rosyjskich na Ukrainę.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!