Podczas Grand Prix Chin 2018 Daniel Ricciardo ostatecznie przypieczętował swój status króla wyprzedzania, pokazując swoją wyższość nad innym specjalistą od ryzykownych manewrów, Maxem Verstappenem. Przede wszystkim jednak wyścig został zapamiętany jako świetne widowisko.
To miał być zupełnie inny wyścig. W sobotę zapowiadało się na kolejny tryumf Ferrari i kolejną klęskę Red Bulla. Silnik Daniela Ricciardo eksplodował podczas trzeciego treningu i nie tylko stracił on cenne okrążenia, by zapoznać się z warunkami na torze, ale groziło mu, że w ogóle nie weźmie udziału w kwalifikacjach.
Jego mechanicy musieli na czas zamontować nowy silnik, co udało im się w ostatniej chwili. Ricciardo zdołał wyjechać w samej końcówce Q1. Miał tylko jedno okrążenie, od razu musiał wykręcić odpowiednio szybki czas. Mimo to udało mu się awansować do Q2 i potem w Q3 zdobyć należne mu szóste miejsce. Świetna praca teamu i bezbłędna jazda Ricciardo miały zaprocentować w niedzielę, w kwalifikacjach jednak nic nie zapowiadało, że Red Bull może się liczyć w wyścigu.
Kolejność była podobna jak tydzień wcześniej w Bahrajnie. Ferrari było zdecydowanie najszybsze, mimo chłodnych warunków, które w przeszłości zwykle faworyzowały Mercedesa.
Kimi Raikkonen prowadził po pierwszym przejeździe w Q3, ale ostatecznie Sebastian Vettel wygrał o mniej niż jedną dziesiątą sekundy. Mercedesy nie liczyły się. Lewis Hamilton był zaledwie czwarty, nie mogąc znaleźć tempa i popełniając liczne błędy przez cały weekend. Tak więc na starcie, podobnie jak w Bahrajnie, ustawiły się kolejno Ferrari, Mercedesy i Red Bulle.
Mercedesy znalazły się w dwóch kolejnych wyścigach poza pierwszym rzędem, co było zdarzeniem bezprecedensowym w erze hybrydowych silników. Lewis drugi raz z rzędu przegrał z Valtterim Bottasem w kwalifikacjach, pokazując, że ma jeden ze swoich kryzysów. Bottas wiedział, że musi koniecznie wykorzystać tę okazję.
McLaren ponownie nie zdołał wejść do Q3, a Toro Rosso po wymarzonym występie w Bahrajnie zaliczyło twarde zderzenie z rzeczywistością, znowu walcząc z Williamsem o wyjście z Q1.
Zarówno Ferrari jak i Mercedes startowały na oponach miękkich, które założyli w Q2. Na tych oponach Mercedes był szybszy. To, oraz znacznie cieplejsze warunki w niedziele sprawiały, że w niemieckim zespole ciągle wierzono w zwycięstwo. W ich przypadku wydawało się, że taktyka na jeden stop jest oczywistym wyborem, choć Hamilton przed startem wątpił, czy opony to wytrzymają. Inaczej sprawa miała się ze startującymi na ultra miękkich Red Bullami. Oni musieli myśleć jak sprawić, by strategia na dwa stopy zadziałała, licząc na samochód bezpieczeństwa.
Raikkonen mimo przegranej w kwalifikacjach miał szansę na starcie. W Szanghaju, w przeciwieństwie do innych torów pole position nie jest na linii jazdy, co daje szansę kierowcy na drugiej pozycji. Fin wystartował nieźle, ale Vettel go skutecznie przyblokował. Kimi musiał odpuścić i przyblokował z kolei Lewisa w pierwszym zakręcie, co wykorzystali Bottas i Max Verstappen. Młody Holender nie krył satysfakcji po wyprzedzeniu Anglika i od razu zaatakował też Raikkonena, by niespodziewanie wyjść na trzecie miejsce. Lewis był w tym momencie piąty i widać było, że to nie będzie jego dzień. To samo jednak można było na tym etapie powiedzieć o Ricciardo, który był ciągle szósty.
Renault w końcu potwierdziło swój potencjał po starcie umieszczając oba samochody tuż za pierwszą szóstką. Bratobójczą walkę w zespole wygrał Nico Hulkenberg. Za nimi jechali kierowcy zespołu Haas, po tym jak walczący z nimi, świetny w kwalifikacjach Sergio Perez popełnił błąd i stracił kilka pozycji.
Po tym jak kolejność ustaliła się na starcie wyścig zaczął sprawiać wrażenie nudnego i przewidywalnego, gdyż kierowcy w czołówce grzecznie podążali za sobą, ale to miało się diametralnie zmienić.
Sygnał do pierwszych zmian opon dał Red Bull. Zespół nie czekał co zrobią inni, tylko skierował obu swoich kierowców do boksu w tym samym momencie i założył im opony pośrednie, potencjalnie umożliwiając im jazdę do końca i wymuszając reakcję na konkurencji. Mercedes zrobił to, co było w tej sytuacji oczywistością i zneutralizował potencjalny undercut, kierując kolejno Hamiltona i Bottasa do boksu. Obaj wyjechali bez problemu przed zagrażającymi im Red Bullami.
Ferrari, gdy Bottas zjechał, skierowało Vettela do boksu, jednak ku ich przerażeniu gdy Seb opuszczał aleję serwisową, Fin pojawił się na prostej znacznie szybciej niż Ferrari się spodziewało. Był to mały rewanż Mercedesa za swój podobny taktyczny błąd w Melbourne. Teraz Vettel zaskoczony patrzył jak Bottas wychodzi na prowadzenie.
W przypadku Ferrari nie był to błąd komputera, jak wcześniej w przypadku Mercedesa, ale błąd ludzki. A nawet kilka błędów, które w sumie dały fatalny rezultat. Wydawało się, że przewaga nad Bottasem jest wystarczająco bezpieczna i zjazd na następnym okrążeniu wystarczy, by zneutralizować undercut. To był błąd. Trzeba było przewidzieć ruch Mercedesa i zjechać razem z Finem. Nienajlepsze okrążenie zjazdowe Vettela i nie dostatecznie szybki pitstop, to kolejne błędy, które, w połączeniu ze świetnym okrążeniem wyjazdowym Bottasa, pozbawiły zespół prowadzenia.
Valtteri pokazał szybkość w decydującym momencie, ale teraz miał przejść kolejny test. Raikkonen nie zareagował na undercut Hamiltona. Zespół przyjął strategię z wydłużeniem pierwszego stintu, która mogła dać mu szansę pod koniec wyścigu. Teraz można było użyć Fina do blokowania swojego rodaka. To właśnie Kimi był teraz na prowadzeniu i Bottas szybko się do niego zbliżał, mając Vettela tuż za sobą. Przy pierwszej okazji Valtteri się zawahał. Podobnie jak w końcówce poprzedniego wyścigu w Bahrajnie, nie był wystarczająco blisko na końcu długiej prostej. Nie mógł jednak czekać całe okrążenie. Seb tylko czekał na okazję.
Tym razem Bottas musiał podjąć ryzyko. W pierwszym zakręcie zaatakował po zewnętrznej licząc na lepszą przyczepność swoich opon. Nie zawiódł się, choć nie był to łatwy manewr. Raikkonen robił co mógł, ale w końcu poddał się i natychmiast ustąpił też koledze z zespołu. Vettel był teraz tuż za Bottasem i czekał na okazje na prostej. Miał DRS, ale nie był dość blisko. Raikkonen mógł teraz zjechać do boksu. Wyjechał na szóstym miejscu i wydawało się, że jego wyścig był zrujnowany.
W tym momencie w Mercedesie mogli już prawie otwierać szampana. Mogło się wydawać, że opuścił ich pech i w końcu w tym roku zwyciężą. Valtteri Bottas jechał po zasłużone zwycięstwo i niespodziewanie wracał do gry o mistrzostwo, po krytyce jaka spadła na niego po pierwszych wyścigach. Tak przynajmniej się wydawało.
Jednak wtedy nastąpiło pozornie mało istotne wydarzenie, które zmieniło losy wyścigu. Brendon Hartley dostał polecenie przepuszczenia Pierre’a Gasly’ego. Na końcu długiej prostej nastąpiło nieporozumienie. Gasly myślał, że Hartley go przepuszcza, ale ten nie zauważył go i doszło do zderzenia. Obaj kierowcy pojechali dalej, ale zostawili za sobą dużo odłamków w zakręcie, gdzie odbywa się większość manewrów wyprzedzania. Samochód bezpieczeństwa był koniecznością. Gdy się pojawił, liderzy właśnie minęli boksy. Red Bull zdążył jednak zareagować. Team Christiana Hornera tylko czekał na taką szansę i natychmiast skierował obu zawodników na pit stop. Mimo tak krótkiego czasu na reakcję, mechanicy bezbłędnie obsłużyli obu kierowców. Po wcześniejszym rekordowym czasie wymiany silnika w samochodzie Ricciardo i dwóch podwójnych bezbłędnych zmianach opon, mechanicy mogli pogratulować sobie idealnego występu. Teraz wszystko zależało od kierowców.
Ricciardo stracił pozycję na rzecz Raikkonena, a Verstappen Hamiltona, ale zyskali świeże opony. Na takim torze jak Szanghaj, to o wiele istotniejsze. Mercedes jednak przegapił ten moment, mimo że miał szansę ściągnąć do boksu Hamiltona. Wydawało im się, że pozycja na torze jest ważniejsza. Nie spodziewali się, że na świeżych oponach tak łatwo będzie wyprzedzać. Kimi Raikkonen również miał w miarę świeże opony. Hamilton miał teraz trzech szybkich kierowców za sobą. Widząc jak jego sytuacja w mistrzostwach staje się coraz gorsza, był w bardzo złym humorze.
Za pierwszą szóstką jechali Kevin Magnussen, Nico Hulkenberg, Romain Grosjean, Fernando Alonso i Carlos Sainz. Alonso zastosował taktykę z długim pierwszym stintem, która miała mu dać przewagę w końcówce. Teraz jednak Renault podobnie jak Red Bull założyły nowe opony. Magnussen i Grosjean mieli zużyte opony i byli teraz w trudnej sytuacji. Przy restarcie Hulk i Alonso zyskali pozycje kosztem Haasów, Sainz został jednak na jakiś czas przyblokowany przez Grosjeana, co dało Alonso trochę przestrzeni, by uciec. Mimo świeżych opon, Sainz nie dogonił swojego rodaka do końca wyścigu.
Najistotniejsze było jednak to, co działo się w czołówce. Ricciardo szybko wyprzedził Raikkonena i teraz Red Bulle miały przed sobą tylko pierwsza trójkę i prawie dwadzieścia okrążeń. Manewr na Raikkonenie bez pomocy DRS pokazał wszystkim jak wielka jest ich przewaga przyczepności.
Verstappen miał teraz za plecami Ricciardo i jak najszybciej chciał przedostać się do przodu. Wykorzystując lepszą przyczepność próbował wyprzedzić Hamiltona po zewnętrznej. Lewis trzymał się swojej linii, Max stracił przyczepność i znalazł się na poboczu, a w konsekwencji za swoim zespołowym kolegą.
Teraz Ricciardo, po raz pierwszy w ten weekend, był nie tylko przed Verstappenem, ale miał otwartą drogę do zwycięstwa. To była idealna sytuacja dla takiego specjalisty od wyprzedzania jak on. Już pierwszy manewr na Hamiltonie wprawił kibiców w zachwyt. To było firmowe wyprzedzanie a la Ricciardo. Jeszcze tuż przed zakrętem wydawało się, że jest daleko w tyle, ale zmieścił się idealnie nie blokując przy tym kół. Niedługo potem również Verstappen wyprzedził bez większych problemów zrezygnowanego Hamiltona. Następną ofiarą Red Bulli był Vettel.
Ricciardo wyprzedził go z łatwością. Verstappen jednak dogonił Niemca na końcu prostej i widząc błąd Vettela przy wejściu w nawrót zdecydował się na wyprzedzanie w ostatniej chwili. To nie był precyzyjnie zaplanowany manewr, jak te Ricciardo. Wyszedł niezdarnie i dwa samochody znalazły się na kursie kolizyjnym. Vettel robił co mógł, by zostawić miejsce, dzięki czemu uderzenie nie było silne, wystarczyło jednak, by oba samochody się obróciły. Hamilton i Raikkonen przemknęli obok. Fin wyszedł wtedy przed Anglika, na trzecią pozycję. Niespodziewanie uśmiechnęło się do niego w końcu w ten weekend szczęście. Teraz wyścig układał się fatalnie dla Vettela, który wrócił na tor tuż przed Hulkenbergiem, ale na zniszczonych oponach i uszkodzoną podłogą, nie był w stanie się obronić.
Wyprzedzenie Bottasa przez Ricciardo było kwestią czasu, ale Daniel pokazał jeszcze raz swój geniusz, wyprzedzając go w odważny i bezbłędny sposób. Jeszcze raz udowodnił to, co wszyscy już wiedzieli. Jeśli chodzi o wyprzedzanie, nie ma on sobie równych. Ricciardo nie kalkuluje, tylko bezbłędnie wykorzystuje pierwszą nadarzającą się okazję do wyprzedzania. Inny zawodnik mógłby stracić impet i utknąć za którymś z przeciwników na kilka okrążeń. Daniel wykorzystał swoje opony maksymalnie, wykonując cztery perfekcyjne manewry. Przestał atakować dopiero gdy był pierwszy, nie wcześniej.
Verstappen również w tym wyścigu atakował, ale jeśli chodzi o skuteczność, było bardzo źle. To zwycięstwo powinno być jego, ale zmarnował swoją szansę w sposób, który wystawiał mu jak najgorsze świadectwo. Za kraksę z Vettelem dostał 10 karnych sekund i mimo że znowu wyprzedził Hamiltona, nie był wstanie wyrobić sobie nad nim odpowiedniej przewagi. Kara dla Verstappena nie pomogła Vettelowi, tylko Hamiltonowi. Brytyjczyk po wyścigu znowu nie odmówił sobie komentarzy na temat stylu jazdy Holendra. Max przeprosił Vettela i nie zachowywał się tak buńczucznie jak zwykle. Czuło się, że sam zaczął nieco wątpić w swoją nieomylność. Złe decyzje sprawiły, że nie wygrał wyścigu, który był jego. Po tym wyścigu na jego głowę posypały się krytyczne komentarze i tym razem trudno było je zignorować. To było doświadczenie, po którym kierowca może albo stracić pewność siebie, albo wykorzystać je, by zmienić się na lepsze.
Verstappen nie był jedynym wielkim przegranym. Bottas przeżył wyjątkowo gorzką porażkę w wyścigu, w którym zaprezentował się świetnie i przegrał przez pechowy moment kiedy pojawił się samochód bezpieczeństwa. Stracił okazję, by wykorzystać słabość Lewisa. Anglik przyznał, że prezentował się w ten weekend fatalnie. Mercedes po raz pierwszy w erze hybryd nie wygrał w trzech wyścigach z rzędu. Jednak Hamilton mimo tak złego weekendu mógł być zadowolony. Nadal nie miał dużej straty do Vettela.
Dlatego właśnie za największego przegranego trzeba było uznać Niemca. Seb stanął przed szansą wygrania trzeciego wyścigu z rzędu i wykorzystania słabego wyścigu Hamiltona do zbudowania bezpiecznej przewagi w klasyfikacji. Pewnie prowadził w wyścigu, ale potem nastąpiła prawdziwa czarna seria nieszczęść. Po błędzie na pit stopie, utracie prowadzenia, kraksie z Verstappenem, okrążenie przed końcem dopadł go Alonso. Hiszpan wyprzedził go w pierwszym zakręcie wypychając poza tor. Ósme miejsce po starcie z pole position to dla Vettela i Ferrari prawdziwa katastrofa.
W Chinach kibice jeszcze raz przekonali się, że kiedy zwycięża Ricciardo wyścig zawsze jest pasjonujący. To był jego prawdziwy popis i ostateczne potwierdzenie tego, że zasługuje na samochód, którym mógłby powalczyć o mistrzostwo.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!