Kiedy wspomina się Grand Prix Włoch 1976, mało kto pamięta, kto wygrał ten wyścig. Wszyscy pamiętają przede wszystkim, co ten wyścig znaczył dla życia i kariery Nikiego Laudy i dla niewiarygodnej historii sezonu 1976.
Po wypadku Laudy na Nurburgringu w zgodnej opinii ekspertów, jego sezon, a najprawdopodobniej również karierę w F1, można było uznać za zakończone. Ten przerażający wypadek pozostawił na wszystkich emocjonalny ślad i już sam fakt, że Niki go przeżył, był przez niektórych rozpatrywany w kategorii cudu. Człowiekiem najdalszym od myślenia takimi kategoriami był sam Lauda. Człowiek do bólu racjonalny, a także niezwykle zdyscyplinowany i zdeterminowany.
Po wypadku Niki nie zmienił swojego podejścia ani trochę, to właśnie ono pomogło mu przetrwać ten piekielnie trudny czas. Rehabilitacja po poważnych, zagrażających życiu poparzeniach, była prawdziwą torturą. Lauda cierpiał okrutnie, ale tym co pomagało mu się nie załamać, była determinacja do powrotu. Dopiero po latach oglądając film "Wyścig", zdał sobie sprawę jak trudny był to czas dla jego najbliższych i jak blisko był śmierci. Wtedy odrzucał od siebie te refleksje i uczucia, które mogłyby osłabić jego wolę walki. W swoim umyśle nigdy nie przestał być kierowcą wyścigowym. W telewizji oglądał zwycięstwa goniącego go w klasyfikacji Jamesa Hunta i robił wszystko, by wrócić jak najszybciej, nie uświadamiając sobie być może nawet, że nikt inny już na jego powrót nie liczy.
Jednak, niespodziewanie dla wszystkich, Lauda już po sześciu tygodniach pojawił się w wyścigowym kombinezonie w padoku podczas domowego wyścigu Ferrari na Monzy. Dla niego, mimo bólu i jeszcze świeżych obrażeń, nie było przeciwwskazań, by powrócić do walki o mistrzostwo, jakby nic wielkiego się nie stało. Jednak szybko okazało się, że powrót do normalności będzie bardzo trudny.
Przez te sześć tygodni sytuacja w F1 zmieniła się diametralnie. Nikt nie uważał go już za faworyta. Jechał trzecim dodatkowym samochodem Ferrari, bo na jego miejsce zespół zatrudnił już wcześniej Carlosa Reutemanna. Po zwycięstwach na Nurburgringu i w Zandvoort Hunt miał już tylko dwa punkty straty i wyrastał na faworyta mistrzostw. Enzo Ferrari nie wierząc, że Lauda jest w stanie jechać na mistrzowskim poziomie, starał się odwieść go od szybkiego powrotu. Ferrari wysłało go przed wyścigiem na badania lekarskie. Czuło się, że nie wierzą już w niego. Enzo poprosił nawet Laudę wprost, żeby nie startował, bo Reutemann czułby się niekomfortowo. Uszanował jednak jego decyzję.
Dziennikarze raczej nie pisali o powrocie Laudy jako o powrocie faworyta do mistrzostwa. Skupiano się na obrażeniach, które oszpeciły jego twarz. Scena z filmu "Wyścig" gdy Hunt atakuje dziennikarza, który spytał Laudę, czy jego żonie nie przeszkadza jego wygląd, jest fikcyjna, ale pytanie naprawdę padło. Lauda mógł czuć się w tych dniach bardzo samotny, ale być może fakt, że nikt nie liczył na jego dobry występ, pomógł mu w przezwyciężeniu trudności, których w ten weekend nie brakowało.
Gdy Niki wsiadł do wyścigówki w piątek opanowało go przerażenie i szybko wysiadł z samochodu. Zawsze zimny i logiczny Lauda nie widział powodu, żeby coś w jego jeździe miało się zmienić. Już wcześniej zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Teraz jednak nie potrafił nad sobą zapanować. Wydawało się, że Ferrari miał rację. Być może wrócił za wcześnie.
Lauda jak zwykle przemyślał sprawę i w sobotę miał już inne podejście. Zaczął od wolniejszego tempa, nie będąc pewnym, czy zdecyduje się startować w wyścigu i wtedy stopniowo zaczął odzyskiwać pewność siebie. Ostatecznie zakwalifikował się jako najlepszy kierowca Ferrari.
W tym momencie był już pewny swego. Wiedział, że jest gotowy, by wrócić do walki. Gdy dowiedział się, że Hunt jest odesłany na ostatnie pole startowe za nieprzepisowe paliwo, chciał by go wykluczono. To pokazywało, że Lauda jest zdeterminowany, by walczyć o mistrzostwo i że jego nieustępliwa walka z Huntem właśnie na nowo się zaczęła.
Ostatecznie kierowcom McLarena, a także Johnowi Watsonowi anulowano czasy z soboty, co przesunęło ich na sam koniec stawki, na miejsca nie kwalifikujące się do wyścigu. Jednak zdecydowanie najwolniejszy Otto Stupacher, znajdował się już w samolocie do Austrii, co przesunęło Hunta, ku niezadowoleniu Laudy, na ostatnią pozycję na polach startowych. Potem Anglik przesunął się jeszcze o dwie pozycje wyżej, gdy wycofali się Brett Lunger i Arthuro Marzario. Dwaj kierowcy, którzy w Niemczech wyciągali Laudę z płomieni.
Lauda w niedzielę był w pełni gotowy do walki, jednak na starcie przerwa w ściganiu znowu dała o sobie znać. Lauda zepsuł start przez nieznajomość nowej procedury startowej i stracił kilka pozycji. Jednak Austriak zachował spokój i szybko zaczął piąć się w górę stawki, po drodze wyprzedzając między innymi zastępującego go Reutemanna.
Hunt w tym czasie również przebijał się coraz wyżej. W jego sytuacji jednak musiał podejmować spore ryzyko, co w końcu się na nim zemściło i jego samochód utknął w żwirze na drugiej szykanie. Następnie James w swoim stylu odepchnął interweniujących marshali, zignorował wygwizdujących go tifosich i poboczem toru pobiegł w kierunku boksów. Gdy Lauda zobaczył swojego rywala wracającego na piechotę, mógł odetchnąć. Teraz należało tylko ukończyć wyścig w punktach, by powiększyć swoją przewagę w klasyfikacji i potwierdzić mistrzowskie aspiracje. Miał odpowiednie tempo w wyścigu i szybko awansował na punktowane pozycje.
Przed nim o zwycięstwo walczyli startujący z pole position Jacqes Lafitte w Ligierze, Tyrrelle Jodiego Schecktera i Patricka Depailler’a, Clay Regazzoni w najszybszym tego dnia Ferrari i Ronnie Peterson w Marchu, który przebił się z ósmej pozycji na starcie, by na piętnastym okrążeniu objąć prowadzenie. Najszybciej od tej grupy odpadł Schecker, którego Lauda zaczął doganiać, potem problemy dopadły również Depaillera.
Ostatecznie Ronnie Peterson odparł ataki Regazzoniego i Laffite’a wygrywając po raz pierwszy od swojego odejścia z Lotusa, wywalczając, po wspaniałym występie, drugie zwycięstwo w historii Marcha. Wspaniałe osiągnięcie, które jednak zostało całkowicie przyćmione, przez wyczyn Nikiego Laudy. Bardziej niż celebracją na podium kibice i dziennikarze byli zainteresowani kierowcą, który przyjechał na czwartym miejscu. Niki Lauda poradził sobie z oboma Tyrrellami i zdobył trzy ważne punkty, powiększając swoją przewagę w klasyfikacji. Jednak to nie punkty były tego dnia najważniejsze.
Niki podczas wyścigu ciągle krwawił ze świeżych blizn na głowie. Musiał pokonać nie tylko rywali, ale własny lęk i ogromny ból. Tego mógł dokonać tylko ktoś tak twardy i zdeterminowany jak on. Dokonał czegoś, w co prawie nikt, oprócz niego, nie wierzył. To jeden z najbardziej imponujących powrotów w historii sportu i moment definiujący wielkość Nikiego Laudy i zapewniający mu miejsce wśród największych legend F1, może nawet bardziej niż jego trzy mistrzostwa świata.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!