Słynne wyścigi: Grand Prix Niemiec 2019

Hockenheim w sezonie 2019 pożegnało się z F1 w wielkim stylu. Wyścig trzymał w napięciu od początku do końca i był pełen dramaturgii. Kibice zobaczyli niespodziewane sukcesy i spektakularne porażki.

F1 gościła na Hockenheim drugi raz z rzędu, co zdarzyło się pierwszy raz od sezonu 2006. Wszystko dzięki Mercedesowi, który zasponsorował wyścig i chciał przekształcić go w celebracje jubileuszu 200 Grand Prix w F1 i jednocześnie 125 lat w motorsporcie. Z tej okazji zaprezentował specjalne, częściowo białe malowanie. Dopełnieniem tego święta miało być oczywiście podwójne zwycięstwo na swoim domowym torze.

Było dużo powodów, by traktować ich jako faworytów. Lewis Hamilton tryumfował wcześniej w Hockenheim trzykrotnie, w tym rok wcześniej, kiedy odniósł wyjątkowo epicki tryumf. Valtteri Bottas również miał tu dobre występy, między innymi zdołał zakwalifikować się w pierwszym rzędzie Williamsem w sezonie 2014. W poprzednim wyścigu w Silverstone Mercedes odniósł podwójne zwycięstwo i wydawało się, że są w idealnej pozycji, by powtórzyć ten wyczyn również w Niemczech.

Wyścig był także domowym Grand Prix Sebastiana Vettela, który od poprzedniego Grand Prix Niemiec, podczas którego pogrzebał szansę na zwycięstwo w żwirowym poboczu, zaliczył najgorszy rok w swojej karierze. W tym czasie zdołał zmarnować szansę na mistrzostwo, przede wszystkim przez serię niewymuszonych błędów, a ostatnio przeżyć odebranie mu zwycięstwa w Kanadzie i coraz częściej dawał się wyprzedzać młodemu partnerowi z zespołu, Charlesowi Leclercowi. W ciągu tych dwunastu miesięcy wygrał tylko raz.

Domowy wyścig na Hockenheim, gdzie Sebastian nigdy jeszcze nie tryumfował, wydawał się idealnym miejscem na rehabilitację i początek innego, tym razem lepszego rozdziału. Niestety już w sobotę okazało się, że pech go nie opuszcza, gdyż samochód uległ awarii już w Q1. Na domiar złego pojazd Leclerca zepsuł się w Q3, więc Ferrari poniosło w sobotę całkowita klęskę.

Głównymi konkurentami Mercedesa mieli więc być zawodnicy Red Bulla, zespołu bardzo skutecznego jeśli chodzi o decyzje taktyczne, bardziej niż konkurenci skłonnego do podejmowania ryzyka, które potem się często opłacało. Zapowiadane deszczowe warunki, które kocha Max Verstappen, były dla nich dodatkową szansą. Podobnie jak w Austrii, na trybunach zasiadły tłumy holenderskich kibiców. Max w kwalifikacjach zdołał pokonać Bottasa, zdobywając drugą pozycję za Hamiltonem, pokazując potencjał swojego samochodu. Czwarty Pierre Gasly, stawał przed szansą na dobry wynik, który pomógłby zatrzeć złe wrażenie z początku sezonu.

Kluczową role podczas weekendu odegrała pogoda. Po upalnym piątku temperatura zaczęła gwałtownie spadać, a w niedzielę kierowców przywitał deszcz. Tak zmienna pogoda w czasie weekendu utrudnia planowanie zarządzania oponami i taktyki na wyścig.

Wyścig rozpoczął się ze startu stojącego. Po dwóch okrążeniach za samochodem bezpieczeństwa. Na mokrej nawierzchni Red Bulle nie radziły sobie z początku najlepiej. Verstappen dał się wyprzedzić Bottasowi i Raikkonenowi, a Gasly stracił kilka pozycji. Za to świetnie wystartowali kierowcy Ferrari i Nico Hulkenberg w Renault.

Na Hockenheim łatwo wyprzedzać i na śliskiej nawierzchni od początku w całej stawce trwała zażarta walka o pozycje. Pierwszą ofiarą tego chaosu był Sergio Perez, który rozbił się na trzecim okrążeniu, powodując pojawienie się samochodu bezpieczeństwa. Wykorzystał to Vettel, który natychmiast zjechał po opony przejściowe, a jego śladem szybko podążyła cała reszta stawki. Ci którzy nie dokonali zmiany podczas wyjątkowo krótkiej fazy samochodu bezpieczeństwa, byli zmuszeni zjechać zaraz po jej zakończeniu.

Na dziesiątym okrążeniu z chaosu wyłoniła się stabilna kolejność w czołówce. Mercedesy prowadziły. Hamilton miał bezpieczną przewagę nad Bottasem, do którego zbliżał się coraz szybszy Verstappen, mający sporą przewagę nad Leclerkiem, który jednak również miał bardzo dobre tempo. Niespodziewanie dobrze radził sobie także piąty Hulkenberg, na szóstym miejscu jechał Kimi, a za nim Vettel, który bardzo szybko zdołał przedostać się na siódme miejsce z samego końca stawki.

Leclerc był przedmiotem zainteresowania stewardów, po tym jak wyjechał ze swojego boksu zmuszając Romaina Grosjeana do ostrego hamowania, uniknął jednak kłopotów, gdy sędziowie ukarali jedynie zespół karą finansową. Nie było to jednak jedyne zagrożenie dla Charlesa. W pewnym momencie był bliski obrócenia samochodu, gdy zjechał lewymi kołami na pobocze ostatniego zakrętu, będące częścią toru dla dragsterów w sekcji stadionowej. Ten kawałek asfaltu miał odegrać później kluczową rolę w wyścigu. Podczas gdy reszta toru wysychała bardzo szybko, tu woda utrzymywała się na poboczu, zamieniając je w odpowiednik lodowej tafli, jeśli chodzi o przyczepność. Następną ofiarą tego miejsca był Carlos Sainz, który obrócił swój samochód, ale uniknął uderzenia w barierę i pojechał dalej.

W międzyczasie deszcz ustał i tor zaczął przesychać, jednak prognozy wskazywały na powrót opadów w ciągu następnych kilkunastu minut. Na 15 okrążeniu doszło do awarii jednostki napędowej w samochodzie Daniela Ricciardo. Spowodowało to krótką fazę wirtualnego samochodu bezpieczeństwa, którą Leclerc i Hulkenberg, wykorzystali na zmianę opon. Od tego momentu Monakijczyk był w stanie znacznie przyspieszyć i zbliżał się do Bottasa i naciskającego go Verstappena.

Na 22 okrążeniu Kevin Magnussen był pierwszym, który założył opony na suchą nawierzchnię, a jego śladem szybko podążył Vettel. Następnie zareagował Verstappen, jednak on w przeciwieństwie do Vettela i Magnussena postawił na mieszankę pośrednią zamiast miękkiej. Wkrótce do boksu zaczęli zjeżdżać kolejni kierowcy i na torze ponownie zapanował chaos. Nie tylko zmiany opon powodowały przetasowania w stawce.

Verstappen szybko pożałował decyzji zespołu o oponach pośrednich, bo nie miały one odpowiedniej przyczepności i Holender zaliczył piruet, na szczęście dla niego bez żadnych poważnych konsekwencji. Chwile później obrócił się także Lance Stroll a Lando Norris zatrzymał się na poboczu po awarii technicznej w swoim McLarenie. Te incydenty spowodowały wirtualny samochód bezpieczeństwa, który wykorzystał Leclerc. Wyjechał z boksu na drugim miejscu, przed męczącymi się na oponach pośrednich Bottasem i Verstappenem. Znalazł się teraz w idealnej pozycji, by walczyć o zwycięstwo, ale nie trwało to długo. Już po przejechaniu jednego okrążenia popełnił błąd w ostatnim zakręcie, gdzie było jeszcze nieco wody. Podobny błąd przydarzył mu się nieco wcześniej i wtedy nie miał żadnych problemów z powrotem na tor, ale tym razem na nierozgrzanych slickach sytuacja była zupełnie inna i natychmiast poleciał w kierunku bariery.

Kibice Ferrari tak jak rok wcześniej oglądali wściekłego kierowcę ich zespołu, który gramoli się z rozbitego samochodu, po zmarnowaniu szansy na zwycięstwo. Gdy Monakijczyk wysiadł w końcu z samochodu i powoli oddalał się z miejsca wypadku, Hamilton, który teraz również był na okrążeniu wyjazdowym na slickach, mimo że na torze był już samochód bezpieczeństwa, wypadł z trasy w tym samym miejscu co Leclerc. Na szczęście zjazd do boksu był tuż obok i Lewis od razu zjechał po nowe przednie skrzydło, ale mechanicy nie byli jeszcze na niego gotowi, a sposób w jaki wjechał do alei serwisowej był nieprzepisowy.

Anglik powrócił na tor na piątym miejscu, a niedługo później otrzymał karne pięć sekund. Założono mu z powrotem opony przejściowe, licząc na to, że do czasu gdy samochód bezpieczeństwa zjedzie, rozpada się znowu, co rzeczywiście nastąpiło. Chwilę wcześniej tę właśnie taktykę przyjęło kilku kierowców, którzy byli rozczarowani tempem na slickach, w tym Verstappen. Bottas, przez zamieszanie z Hamiltonem, zjechał za późno i stracił prowadzenie na rzecz Holendra i niespodziewanie Hulkenberga, który w swoim domowym wyścigu stanął przed szansą na wymarzone podium. Czwarty był Alexander Albon, piąty Hamilton, a szósty Sainz, który, jako jedyny oprócz kierowców Williamsa, nie założył slicków i sporo przez to zyskał.

Podczas gdy Verstappen budował przewagę, Hulkenberg był w stanie utrzymywać się przez pewien czas na drugim miejscu. Wkrótce jednak musiał ulec Mercedesom Bottasa i Hamiltona. Nadal był w bardzo dobrej sytuacji, mogąc liczyć na dalsze problemy kierowców w czołówce podczas tego coraz bardziej nieprzewidywalnego wyścigu. Okazało się jednak, że to on był następnym kierowcą, którego dotknął pech. Pobocze ostatniego zakrętu nadal pozostawało postrachem kierowców i Raikkonen cudem uniknął uderzenia w barierę dokładnie w tym miejscu co Leclerc, tracąc siódmą pozycję na rzecz niezbyt szybkiego w tym fragmencie wyścigu Vettela. Chwilę potem poza tor w tym samym miejscu wyjechał Hulkenberg. Niemiec widząc, że traci kontrolę, nieco spanikował i zablokował koła, co sprawiło, że popłynął prosto w barierę. Uczucie kiedy powoli zmierzał w stronę nieuchronnego końca wyścigu, musiało być okropne. Już od dawna dzierżył niechlubny rekord największej ilości startów w F1 bez finiszu na podium. Tym razem naprawdę wydawało się, że to będzie jego dzień. Jak dotąd jechał bezbłędnie, a finisz na podium przed własną publicznością byłby zasłużoną nagrodą pocieszania dla kierowcy, którego kariera w F1 nie rozwinęła się tak jak powinna. Jeden minimalny błąd, taki jakich trudno uniknąć podczas deszczowego wyścigu, popełniony przy bardzo małej szybkości, spowodował wjechanie w pułapkę. Nico nie mógł spodziewać się aż tak złej przyczepności na poboczu. Ten wypadek mógł go naprawdę załamać. Można było mieć poczucie, że ciąży na nim jakieś fatum.

Pech Hulkenberga spowodował wyjazd samochodu bezpieczeństwa, który był okazją dla zawodników, którzy jak dotąd radzili sobie fatalnie, by podjąć ryzyko i odwrócić losy wyścigu. Przedostatni Stroll, tuż przed końcem fazy samochodu bezpieczeństwa udał się po slicki. To samo chciał zrobić George Russell, który jechał przed Strollem, ale team kazał mu pozostać na torze. Zareagowali za to Daniił Kwiat i Kevin Magnussen, którzy gdy tylko safety car zjechał z toru natychmiast udali się do boksów. To była dobra decyzja, deszcz ustał w międzyczasie na dobre, a do końca zostało zaledwie 18 okrążeń.

Na pierwszym okrążeniu po restarcie jak dotąd rewelacyjny Albon przeżył trudne chwile, kiedy na dystansie kilku zakrętów spadł z trzeciego na ósme miejsce. Zaraz potem wszyscy zaczęli zjeżdżać po suche opony.

Russell był bardzo zły, kiedy okazało się, że, gdy zawodnicy wrócili na tor z boksów, Stroll był pierwszy a Kwiat trzeci tuż za Verstappenem, spychając Bottasa na czwarte miejsce. Dalej jechali Sainz, Magnussen, atakowany przez Albona Gasly, dopiero na dziewiątym miejscu Vettel a na dwunastym Hamilton.

Stroll szybko musiał ustąpić Verstappenowi, a po chwili wyprzedził go także Kwiat, a Albon i Vettel wyprzedzili Gasly’ego i Magnussena. Kierowcy Toro Rosso niespodziewanie byli wśród najszybszych na torze.

Tymczasem Bottas miał niespodziewanie problemy z wyprzedzeniem Strolla. Mercedes jak dotąd doznawał bolesnej porażki. Valtteriemu zwycięstwo wymykało się z rąk, a Hamilton po odbyciu kary ciągle był poza punktami. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Jak dotąd największą rolę w wyścigu odegrał ostatni zakręt, ale Mercedesa miał pogrążyć zakręt pierwszy. Najpierw Lewis podsumował swój najgorszy od dawna wyścig wykonując piruet, po którym cudem uniknął uderzenia w barierę, potem oczom załamanego Toto Wolffa ukazał się rozbity samochód Bottasa, który wypadł w tym samym miejscu, ale miał, jak zwykle, mniej szczęścia niż Lewis. Wolff musiał uciec się do polskich przekleństw by dać upust swojej ogromnej wściekłości. Klęska Mercedesa była całkowita. Sprawdziła się stara prawda, że świętowanie należy zaczynać dopiero po wyścigu.

Na tor ponownie wyjechał samochód bezpieczeństwa. Hamilton po kolejnej wizycie w boksie był ostatni, nawet za zawodnikami Williamsa. Russell i Robert Kubica nie dali się zdublować. Mimo że wolniejszy przez cały weekend, Kubica był teraz przed Russellem, po tym jak wykorzystał błąd młodszego kolegi. Stroll nadal był trzeci za Verstappenem i Kwiatem, ale tuż za nim byli Sainz i Vettel, który, po tym jak nie zachwycał tempem przez większość wyścigu, w końcówce odzyskał szybkość i stawał teraz przed szansą na podium. Następny w kolejności był Albon, na którego atak szykował walczący o pozostanie w Red Bullu Gasly. Do końca zostało pięć okrążeń, gdy samochód bezpieczeństwa zjechał z toru. Już wiadomo było, że w tym niesamowitym wyścigu emocji nie zabraknie do końca.

Vettel i Gasly natychmiast zabrali się do pracy, z bardzo różnym skutkiem. Sebastian szybko poradził sobie z Sainzem i Strollem, podczas gdy dla Gasly’ego sprawy miały przyjąć bardzo nieprzyjemny obrót. Przyblokowany przez Albona podczas próby wyprzedzania uszkodził przednie skrzydło, które dostało się pod samochód i wyrzuciło Francuza z trasy, przekreślając jego szanse na punkty.

Vettel nie tracił czasu i bardzo szybko dopadł i wyprzedził także Kwiata, wprawiając tłumy niemieckich kibiców w zachwyt. Wyścig Sebastiana nie był do tego momentu spektakularny, ale, w przeciwieństwie do innych, nie popełnił żadnych błędów i gdy w końcówce musiał zaatakować, pokazał tempo, na które konkurenci nie mieli żadnej odpowiedzi. Z ostatniego miejsca awansował na drugie. W końcu zaliczył świetny domowy wyścig. Mimo braku zwycięstwa zrehabilitował się przed kibicami za klęskę rok wcześniej.

Max Verstappen od wypadku Hamiltona nie był niepokojony przez nikogo i odniósł pewne i zasłużone zwycięstwo. Jego występ zszedł nieco na dalszy plan w transmisji telewizyjnej, ale nie dla jego licznych fanów zgromadzonych na trybunach. Zarówno Holenderscy jak i Niemieccy kibice mieli co świętować, ale nikt nie był bardziej szczęśliwy niż Kwiat.

Gdy Rosjanina w sezonie 2017 zwalniano go z  Toro Rosso, nikt nie spodziewał się, że zobaczy go jeszcze na podium w F1. A jednak Daniił zrobił to. Zdobył pierwsze podium dla Toro Rosso od czasu tryumfu Vettela w Grand Prix Włoch w 2008.

Ten wyścig był prawdziwą ucztą dla fanów F1. Zobaczyli wiele manewrów wyprzedzania, spektakularną klęskę Mercedesa, okrutne rozczarowania Leclerca i Hulkenberga, odkupienie Vettela i Kvyata i tryumf Verstappena. A to jeszcze nie był koniec emocji, przynajmniej dla polskich kibiców.

Już po wyścigu na obu kierowców Alfy Romeo nałożona została kara czasowa 30 sekund, za niezgodność samochodów z regulaminem. Stracili więc swoje 7 i 8 miejsca, a 12 miejsce Roberta Kubicy zamieniło się w dziesiąte i jedyny punkt dla Williamsa w sezonie. Pierwsze punkty w F1 zostały kiedyś Kubicy odebrane po wyścigu. Teraz swój ostatni punkt dostał po wyścigu w prezencie.

Może się to wydawać szczęśliwym zbiegiem okoliczności, ale jest też ogromnym powodem do dumy. Czasem zdarza się wyścig, który daje szansę autsajderom. Taki moment, jedyny w sezonie, nadszedł dla Williamsa w Hockenheim i to właśnie Kubica był tym, który ten wynik zrobił. Wielu kierowców popełniało tego dnia błędy, ale nie on.  Ma to swoją wymowę i jest istotne dla jego reputacji jako kierowcy. Jeszcze nikt w historii nie zdobył w F1 punktu po tak długiej przerwie. Ten wynik zostanie w historii i sprawia, że nie był to zmarnowany sezon.

 

Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze