Grand Prix Austrii 2002 pozostaje najbardziej ewidentnym i niesławnym zastosowaniem poleceń zespołowych w historii współczesnej Formuły 1.
Podczas Grand Prix Austrii 2001 niesmak kibiców wywołała końcówka wyścigu, gdy jadący na drugim miejscu Rubens Barrichello zwolnił, by podarować jadącemu za nim Michaelowi Schumacherowi cenne w walce o mistrzostwo punkty. Na konferencji prasowej przed Grand Prix Austrii w 2002 roku spytano Brazylijczyka co zrobi, jeśli w tym roku sytuacja się powtórzy, ale stawka będzie zwycięstwo. Rubens udzielił wymijającej odpowiedzi, twierdząc, że nie zaprząta sobie głowy hipotetycznymi scenariuszami, jednak pytanie miało okazać się zasadne.
Rok wcześniej decyzja Ferrari była w pełni uzasadniona. Na początku sezonu Schumacher prowadził zaciętą walkę o prowadzenie w klasyfikacji punktowej z Davidem Coulthardem, w dodatku podczas wyścigu nie ze swojej winy stracił kilka pozycji, po tym jak Juan Pablo Montoya, przegapiwszy punkt hamowania, wypchnął go na pobocze.
Teraz sytuacja była inna. Schumacher miał w klasyfikacji niemal dwa razy tyle punktów, co drugi Montoya. Wygrał cztery z pięciu pierwszych wyścigów. To Barrichello, który jak dotąd dojechał do mety tylko raz, bardzo potrzebował punktów.
W Austrii to właśnie Barrichello zdobył pole position, podczas gdy Schumacher był trzeci za Williamsem swojego brata Ralfa. Po starcie Schumi wyszedł na drugie miejsce, ale kiedy po spektakularnej awarii silnika w samochodzie Olivera Panisa, który zatrzymał się na środku prostej startowej, na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa, znów je stracił. Ferrari jechało na dwa tankowania, co pozwoliło im na wyrobienie sobie przewagi na początku wyścigu. Gdy pojawił się safety car obaj zawodnicy zjechali jednocześnie. Schumi musiał czekać na swoja kolej i znów spadł za Ralfa. Po restarcie miał nadzieję szybko odzyskać pozycję, ale ledwo tylko wyścig został wznowiony przerwano go po raz kolejny.
Nick Heidfeld, po świetnym występie w kwalifikacjach i piątym miejscu na starcie, miał nadzieję na sporą zdobycz punktową. Po restarcie jednak, przed drugim zakrętem, zbyt gwałtownie zareagował, gdy dublowany Alex Yoong zablokował tuż przed nim hamulce. Niemiec również zahamował gwałtownie, a nie rozgrzane hamulce sprawiły, że samochód obrócił się w najszybszym miejscu na torze. Pozbawiony kontroli samochód zamienił się w pocisk wycelowany w zawodników wchodzących właśnie w wolny trzeci zakręt. Na nim znajdowali się właśnie Takuma Sato i Montoya. Kolumbijczyk zobaczył nagle przelatujący tuż przed jego przednim skrzydłem samochód Heidfelda, który dosłownie zmiótł z toru Jordana Sato.
Wypadek wyglądał fatalnie. W F1 tego rodzaju boczne uderzenia należą do rzadkości. Tył samochodu Heidfelda wbił się w kokpit Sato tuż pod kolanami Japończyka. Kawałek obok i skończyłoby się to wielką tragedią. Sato wydobywano z samochodu 10 minut, ale, ku ogromnej uldze wszystkich, zwłaszcza Heidfelda, posiniaczony Japończyk uniknął poważnych obrażeń. Podobnie jak Heidfeld dwa tygodnie później był gotowy do kolejnego wyścigu.
Od tego momentu wyścig toczył się po myśli Ferrari, które zaliczało kolejny dominujący występ. Po następnej serii pit stopów Schumacher odzyskał drugie miejsce i tym samym wrócił temat ewentualnych poleceń zespołowych. Kibice nie dowierzali, że Ferrari jest w stanie posunąć się do tego, ale Jean Todt i Ross Brown doszli do wniosku, że w tej sytuacji zespołowe polecenie jest najlepszą opcją. Zamiast pozwolić zawodnikom na ściganie, postanowili polecić Barrichello oddać pozycję i zapewnić spokojny finisz w najkorzystniejszej dla teamu kolejności. Rubens długo pertraktował przez radio, jednocześnie utrzymując prowadzenie. Trudno mu było pogodzić się z decyzją teamu, ale wiedział, że stawką jest jego przyszłość w Ferrari. Dopiero co podpisał nowy kontrakt do końca 2004 roku i źle byłoby zaczynać go konfliktem z kierownictwem zespołu.
Gdy samochody wjeżdżały w ostatni zakręt, nikt nie wiedział co się stanie, ale w końcu Rubens, tak jak rok wcześniej, na ostatniej prostej zwolnił i oddał pozycję. Doszedł do wniosku, że jego przyszłość w Ferrari warta jest tego poświęcenia. W tym sezonie na mistrzostwo i tak już nie miał realnych szans.
Schumacher, który dowiedział się o decyzji w ostatniej chwili, też nie czuł się komfortowo, dobrze wiedząc na kim skupi się gniew kibiców, a ten był ogromny. Gdy tylko samochody minęły linię mety, komentujący wyścig John Watson natychmiast nazwał to co się stało hańbą. Taki był ton wszystkich komentarzy. Zawodnicy Ferrari wysiadali z samochodów przy akompaniamencie gwizdów, które jeszcze nasiliły się, gdy ze smutnymi minami wchodzili na podium. Schumacher próbował ratować sytuację, oddając Barrichello swój puchar i miejsce na podium, za co potem musiał zapłacić grzywnę, ale nikogo to nie przekonało. Decyzja Ferrari kompletnie zepsuła atmosferę wokół zespołu w momencie ich największego tryumfu. Była to fatalna decyzja zarówno dla wizerunku Ferrari jak i całej Formuły 1. W zamian Schumacher zyskał cztery punkty, które w ogólnym rozrachunku okazały się nie mieć żadnego znaczenia, a polecenia zespołowe zostały zakazane na wiele lat, choć okazało się ostatecznie, że tego zakazu nie dało się skutecznie egzekwować.
Chcesz czytać więcej artykułów z cyklu Słynne wyścigi? Postaw nam kawę!