Po słabszym początku sezonu, zawodnik Yamahy swoją wygraną potwierdził powrót do wysokiej formy. Dwa poprzednie zwycięstwa na tym torze świętował spektakularnym skokiem do jeziora. W tym roku też planował tak zrobić, ale w ostatniej chwili się rozmyślił i po wszystkim musiał się gęsto tłumaczyć.
„Jestem bardzo dumny z siebie i całego zespołu. Musieliśmy włożyć w to wiele pracy, bo do tej pory zmagaliśmy się z rzeczami, na które nie do końca mieliśmy wpływ”
– mówił Lorenzo, dodając, że przez swoja chorobę (zapalenie oskrzeli w Austin) oraz problemy z kaskiem i oponami nie mógł do końca zaprezentować swojego potencjału. - „Tym razem wszystko nam działało. Mogłem dużo później hamować, miałem dobrą prędkość w zakrętach i przyczepność w czasie przyspieszania. W mojej karierze tak jak każdemu zawodnikowi zdarzały się trudne momenty, w czasie których pojawiało się wiele wątpliwości, ale zawsze wcześniej czy później mój moment nadchodził i tym razem szczęśliwie stało się to w domowym wyścigu w Jerez”
.
W 2010 i w 2011 roku Lorenzo świętował wygraną skacząc do pobliskiego jeziora. W tym roku zanosiło się, że tradycja zostanie podtrzymana, Hiszpan biegł już w jego stronę, ale ostatecznie zrezygnował i zatrzymał się tuż na brzegiem. Tłumaczył się później zgromadzonym na konferencji dziennikarzom, którzy poruszyli ten temat.
„Robiłem tak już wcześniej, więc chciałem znowu skoczyć, ale kiedy biegłem pomyślałem sobie 'tam w pobliżu nie ma zbyt wielu ludzi, którzy tak jak kiedyś mogli by mnie wyciągnąć' - żartował Lorenzo -
„Poza tym wcześniej nie sprawdziłem, którędy mógłbym się później wydostać i czy są tam jakieś stopnie. Sporo czasu minęło od ostatniego skoku, więc w ostatniej chwili zdecydowałem się zatrzymać i wrócić na motocykl. Nie chcę zginąć w wieku 28 lat. Chcę dziś w nocy świętować swoją wygraną”
– dodał na koniec.
Źródło: motogp.com
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.