Władze Mistrzostw Formuły E poinformowały o rezygnacji ze stosowania minimalnego czasu na zmianę samochodu ze skutkiem natychmiastowym.
Trwający właśnie czwarty sezon elektrycznej serii wyścigowej jest ostatnim, w którym kierowcy potrzebują dwóch samochodów w celu ukończenia wyścigu. W trosce o bezpieczeństwo w alei serwisowej, od samego początku narzucony był minimalny czas spędzony w pit-lane. Wraz z coraz lepszym wykonywaniem procesu przez zespoły, czas ten był stopniowo zmniejszany.
Ponieważ FIA uznała, że minimalny czas osiągnął granice możliwości ekip, zadecydowano o pominięciu go w regulaminie uzupełniającym już podczas najbliższej rundy w Marrakeszu.
Informacja na ten temat spotkała się z mieszanymi odczuciami wśród kierowców. Zwycięzca pierwszej rundy w Hong Kongu Sam Bird uważa, że zachęci to zespoły do podejmowania nadmiernego ryzyka: „Z punktu widzenia fanów i czynienia rzeczy emocjonującymi, to ma sens, ale z punktu widzenia bezpieczeństwa już niekoniecznie. Nic nie powstrzyma kierowców przed tym, by nie zapinać dolnych pasów w celu zyskania czasu, a to bardzo niebezpieczne – nie może to być ignorowane”
.
Aktualny mistrz serii Lucas di Grassi dodaje, że pasy używane w samochodach jednomiejscowych nie są zaprojektowane z myślą o szybkiej zmianie kierowców, w przeciwieństwie do tych używanych w prototypach i samochodach GT: „Obecne pasy nie są przystosowane do szybkiej zmiany. W wyścigach długodystansowych stosuje się inny mechanizm zapinania, który jest dużo prostszy i skuteczniejszy”
.
„Z pewnością nie będę ryzykować niedokładnego zapięcia pasów, ale z powodu ich projektu błąd ze strony kierowcy lub mechanika może kosztować 15-20 sekund. [Pit-stop] jest częścią gry, ale nie powinien oznaczać przegranej”
.
Źródło: motorsport.com
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.