Dlaczego Pérez wrócił do wyścigu o GP Japonii mając 26 okrążeń straty?

Sergio Pérez ma za sobą przepełniony błędami kolejny wyścig, tym razem o Grand Prix Japonii, w którym jego zespół Red Bull Racing mimo to zapewnił sobie tytuł mistrza świata konstruktorów. Meksykanin po wycofaniu z wyścigu… wrócił 26 okrążeń później na tor, odbył pit stop, by następnie znowu się wycofać. O co chodziło?

Pérez został wycofany przez Red Bulla z rywalizacji z powodu uszkodzeń, których doznał po spowodowaniu kolizji z Kevinem Magnussenem. Sędziowie przyznali mu karę 5 sekund, jednak nie zdążył on jej odbyć, ponieważ został on zepchnięty do garażu nieco wcześniej.

Red Bull jednak postanowił trzymać rękę na pulsie i jeszcze w trakcie wyścigu konsultował się z FIA w sprawie tego, jakie konsekwencje niesie za sobą nieodbyta kara Péreza. W grę wchodziło nawet cofnięcie na starcie GP Kataru, więc ekipa z Milton Keynes postanowiła zawołać Péreza z powrotem do bolidu.

Kierowca po spędzeniu dłuższego okresu w bolidzie, w końcu wyjechał na tor na 40. okrążeniu, mając 26 kółek straty do Verstappena, który zmierzał po pewne zwycięstwo. Ruch ze strony Red Bulla okazał się sprytnie przemyślany, aby zminimalizować konsekwencje, ale jednocześnie pokazało groteskowość całej sytuacji i swego rodzaju biurokrację w obowiązującym systemie.

Według aktualnych zasad kara musi zostać odbyta. Jeśli zostanie nakładana po wyścigu, zostaje ona przeniesiona na następną rundę. Dla Péreza było po rywalizacji, ale to tylko jedna kara. Druga mogła mieć wpływ na przebieg wyścigu w Katarze, więc Red Bull włożył wysiłek, by wypuścić Péreza ponownie na tor na miękkich oponach, żeby odbył pit stop z 5-sekundową karą, a następnie wycofać się po raz drugi, ale już mając czyste konto pod tym względem, bez obaw, że może to pokrzyżować strategię za dwa tygodnie na torze Losail.

Może widok wyjeżdżającego z alei serwisowej Péreza był śmieszny, a liczba +26 okr. na wieży z czasami spowodowała uśmiech u wielu, jednak absurdalność przepisów oraz sposób na omijanie ich przez zespoły po raz kolejny został ukazany w najbardziej kreatywny sposób.

Problem byłby większy, gdyby Red Bull wypuścił Péreza, a w trakcie okrążenia wyjazdowego okazałoby się, że jego samochód, np. zawieszenie, jest niesprawne. Wówczas zespołowi przysługują za to różnego wymiaru dodatkowe kary. Ekipa jednak najprawdopodobniej zdążyła dokładnie sprawdzić bolid Meksykanina, zanim faktycznie postanowiła wypuścić go na tor z tak dużą stratą względem reszty stawki.

Red Bull jednak skutecznie nagiął obowiązujące przepisy i zrobił wszystko zgodnie z prawem, omijając w ten sposób potencjalnych kolejnych kar w Katarze. Jest to jednak pstryczek w nos dla organu zarządzającego, że przepisy nadal mają dziury, ale z drugiej strony ciężko jest w nich przewidzieć każdą, nawet absurdalną sytuację, która w normalnych warunkach nie miałaby miejsca.

Sytuacja po pierwsze nie wystąpiłaby, gdyby Pérez nie popełnił błędu i nie wjechał w Magnussena, rujnując sobie i Duńczykowi wyścig, a kierowca Haasa mógł otrzeć się o punkty. W efekcie 5 sekund kary zostało zamienione na dość groteskowy obrazek w Formule 1.

Dla Péreza to jednak kolejny w ostatnim czasie błąd za kierownicą mistrzowskiego już RB19. A kolejka po fotel w drugim bolidzie Red Bulla tylko się wydłuża…

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze