Brundle: FIA powinna była sprawdzić deski we wszystkich bolidach

Martin Brundle uważa, że w świetle dyskwalifikacji Lewisa Hamiltona i Charlesa Leclerca FIA powinna sprawdzić zużycie deski pod podłogą we wszystkich bolidach po wyścigu o Grand Prix Stanów Zjednoczonych.

Hamilton utracił drugie, a Leclerc szóste miejsce po tym, jak ich bolidy Mercedes i Ferrari nie przeszły kontroli technicznej dotyczącej sprawdzenia grubości deski pod podłogą po wyścigu na wyboistym torze Circuit of the Americas. Samochody Red Bulla Verstappena i McLarena Lando Norrisa były również losowo sprawdzane przez FIA, ale nie naruszyły przepisów.

Brundle zastanawia się jednak, dlaczego tylko cztery z 17 samochodów, które ukończyły wyścig, zostały poddane badaniu, biorąc pod uwagę, że połowa z nich naruszyła przepisy.

„Na tak nierównym torze, jak Austin i przy tylko jednej sesji treningowej, ustawienie wysokości zawieszenia na cały wyścig jest prawdziwym wyzwaniem pod względem osiągów oraz tolerancji kierowcy i samochodu, a także legalności deski pod podłogą, zwłaszcza przy pełnym zbiorniku paliwa” – napisał Brundle w swoim artykule dla Sky. „Jeśli tylko odrobinę podnieśliby prześwit, straciliby tak wiele na osiągach, że mogliby równie dobrze pakować się i wrócić do domu”.

„Po wyścigu sprawdzono cztery bolidy, w tym Red Bulla Verstappena i McLarena Norrisa, a zarówno Mercedesa Hamiltona, jak i Ferrari Leclerca okazały się mieć zbyt dużo zużycia, za co jedynym rozwiązaniem jest dyskwalifikacja, choć naruszenie jest minimalne. Nie ma miejsca na kompromisy”.

„Następne pytanie brzmi, czy jeśli 50 procent sprawdzonych bolidów nie przeszło kontroli, to czy nie powinno się sprawdzić wszystkich, którzy ukończyli wyścig? Odpowiedź musi być z pewnością twierdząca. Trzeba zaznaczyć, że kontrole FIA przed i po wyścigu są bardzo szczegółowe. Publikowana lista obejmuje ponad 50 oddzielnych i szczegółowych kontroli, głównie wszystkich sklasyfikowanych uczestników oraz kilka losowo wybranych samochodów”.

Brundle zastanawiał się również, czy format weekendu z wyścigiem sprinterskim nie potrzebuje ponownego przemyślenia, a także zgodził się z opinią Maxa Verstappena, że sprinty odbierają część widowiska z wyścigu Grand Prix.

„Nie ma wątpliwości, że weekendy ze sprintem kładą duży nacisk na zespoły i ogólnie nie otrzymują od nich zbyt pozytywnego feedbacku. Przeprowadzana jest zaledwie jedna sesja treningowa przed wejściem w życie zasad parku zamkniętego, zwłaszcza na stosunkowo nieznanym torze, jak Losail w Katarze, lub na nierównym torze, takim jak COTA w Austin. Pozostawia to zespoły źle przygotowane, co jest dalekie od ideału w przypadku tak skomplikowanych samochodów. Oczywiście to wszystko zakładając, że ten trening jest rozgrywany przy reprezentatywnej pogodzie i nie pojawiają się problemy z niezawodnością ani wypadki”.

„I tu pojawia się pierwsze pytanie: czy chcemy ryzyka i zmienności w postaci tego, że niektóre zespoły tracą swoją ostateczną szybkość, czy to marnotrawstwo zasobów oraz umiejętności zespołów i kierowców w sposób niepasujący do F1? 20 procent stawki rozpoczęło wyścig w niedzielę z alei serwisowej – mowa obu bolidach Astona Martina i obu Haasa – ponieważ lepiej im było złamać reguły parku zamkniętego i spróbować wdrożyć bardziej konkurencyjne ustawienia na wyścig. A od piątkowego popołudnia, z dwiema sesjami kwalifikacyjnymi i dwoma wyścigami do rozegrania, niektórzy kierowcy zostali skazani na trudne ustawienia samochodu na resztę weekendu”.

„To nie jest idealna i konieczna sytuacja. Choć nie lubię ciągłych zmian w formacie, musimy wprowadzić pewne modyfikacje na przyszły sezon. Mamy spory czynnik losowy, który ma daleko idące konsekwencje, jak się przekonujemy kilka godzin po niedzielnym Grand Prix. Max słusznie twierdzi, że sprint już pokazuje połowę przed głównym daniem, jakim jest wyścig, i odbiera pewne napięcie. Osobiście jednak wolałbym oglądać sprint niż sesję treningową”.

Źródło: skysports.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze