Biografia Pironiego wyjaśnia kontrowersje z Imoli 1982

Grand Prix San Marino Formuły 1 na torze Imola z 1982 roku było szeroko omawiane jeszcze długo po jego zakończeniu, a to za sprawą Didiera Pironiego, który na ostatnim okrążeniu wyprzedził swojego zespołowego kolegę Gillesa Villeneuve’a w walce o zwycięstwo, ignorując polecenia zespołu… a przynajmniej tak dotychczas uważano.

Wydana właśnie w wersji angielskiej biografia „Pironi: The Champion That Never Was” Davida Sedgwicka przedstawia wydarzenia sprzed niemal czterdziestu lat z zupełnie innej strony: „To, co się stało z Didierem po wyścigu było skandaliczne. Nigdy nie odzyskał swojej reputacji, a jego nazwisko nawet teraz jest odbierane z niesmakiem”.

Po tym jak zespoły FOCA zbojkotowały wyścig, a samochody Renault uległy awarii, kierowcy Ferrari – Pironi i Villeneuve – pewnie jechali po podwójne zwycięstwo, dając przy tym popis włoskiej publiczności, wielokrotnie wyprzedzając się w nawrocie Tosa. Na kilka okrążeń przed metą sytuacja zaczęła się jednak komplikować.

Villeneuve był przekonany, że spektakl obu kierowców Ferrari był wyreżyserowany, a zwycięstwo przypadnie jemu, jako pierwszemu kierowcy ekipy. Pironi miał jednak na ten temat odmienne zdanie i po każdorazowym objęciu prowadzenia, podkręcał tempo.

„Didier czekał na pojawienie się tablicy z napisem „OK”, co oznaczałoby utrzymanie pozycji do końca wyścigu i koniec wyprzedzania” – czytamy w biografii. Wspomniany sygnał nigdy się jednak nie pojawił, a zamiast niego pokazano napis „SLOW” (powoli), którego znaczenie nie było w tym kontekście jasne.

Na ostatnim okrążeniu Villeneuve prowadził różnicą dwóch długości samochodu, gdy ta dwójka zbliżała się do zakrętu Tosa. Pironi przypuścił w tym momencie brawurowy atak, w którym oba auta Ferrari prawie się zderzyły. Dublet Ferrari rozradował lokalną publiczność, lecz kolejność na mecie spotkała się z dezaprobatą Villeneuve’a.

„Ten drań ukradł mój wyścig” – mówił Kanadyjczyk po zajęciu drugiej lokaty. Media rozpoczęły nagonkę na Francuza, stawiając go w roli czarnego charakteru. Gdy Villeneue zginął dwa tygodnie później na torze Zolder, desperacko próbując pokonać wynik Pironiego w kwalifikacjach, Francuza zaczęto obarczać winą za śmierć Kanadyjczyka.

Media kontynuowały żywienie się tanią sensacją i rozdmuchiwały konflikt pomiędzy kierowcami Ferrari, co doprowadziło do umocnienia legendy Villeneuve’a i zrujnowania reputacji Pironiego. Jak wyjawił w biografii przyjaciel Kanadyjczyka Allen de la Plante, ten wcale nie żywił urazy do swojego zespołowego kolegi: „Gilles nie przejmował się Pironim po wydarzeniach z Imoli, wręcz przeciwnie – cały czas mówił tylko o niedawnym zakupie drogiego helikoptera”.

Villeneuve był wściekły, lecz na szefostwo Ferrari, które według niego nie opanowało sytuacji. Jak jednak potwierdzili główny projektant ekipy Hervey Postlethaite oraz dyrektor sportowy Marco Piccinini, tamtego dnia nie wystosowano żadnych poleceń zespołowych, co może sugerować, że Ferrari celowo pozwoliło swoim kierowcom samodzielnie rozstrzygnąć walkę o zwycięstwo.

„Wydarzenia z Imoli można określić jako ogromne nieporozumienie” – komentował autor biografii. „Nie bezpodstawnie, Gilles założył, że zyskał sobie prawo do wygrania wyścigu, ale szefostwo ekipy tego nie potwierdziło, a wręcz celowo skomplikowało sytuację, pokazując tablicę z napisem SLOW”.

„Krótko mówiąc, Gilles nie miał prawa uznawać wyścigu za zakończony. Był zaskoczony, że siostrzany samochód wyprzedził go na ostatnim okrążeniu, ale gdy opadł kurz, zdał sobie chyba sprawę, że jego rozumowanie mogło być nieco naiwne”.

„Aby ktoś mógł złamać umowę, najpierw taka musi zostać zawarta. Tego dnia nie było żadnych team orders, a Pironi – w mojej opinii słusznie – zakładał że oba Ferrari walczyły o pozycję”.

Źródło: pitpass.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze