Charles Leclerc nie wyklucza, że w przyszłości stanie na starcie legendarnego wyścigu Le Mans, zwłaszcza po wielkim sukcesie Ferrari odniesionym na stulecie rywalizacji we Francji.
W tym roku w czołowej klasie Hypercar w stawce pojawiło się wielu nowych producentów, którzy stawili czoła dotychczas dominującej Toyocie. Największe wyzwanie Japończykom rzuciło Ferrari #51 w składzie Alessandro Pier Guidi, James Calado i Antonio Giovinazzi, które okazało się być lepsze na dystansie prawie 350 okrążeń w czasie 24 godzin na Circuit de La Sarthe.
Leclerc, który w tym roku w Formule 1 wywalczył tylko raz trzecie miejsce w GP Azerbejdżanu, a Ferrari nie znalazło odpowiedzi na tempo Red Bulla, gościł w Le Mans. Po wyścigu stwierdził, że sam chciałby spróbować sił w tym klasyku, choć nie wie dokładnie, kiedy mogłoby to nastąpić.
„To niesamowite doświadczenie. Nie widzę powodu, dla którego nie miałbym tu jeździć w przyszłości”
– powiedział Leclerc w rozmowie z Eurosportem. „Jest to coś, co chciałbym robić; [Le Mans] to niesamowite doświadczenie. Pewnego dnia chciałbym w życiu zaliczyć ten wyścig, ale kiedy to nastąpi – nie wiem. Teraz jestem niezwykle dumny z tego, co dzisiaj Ferrari zrobiło, to było coś niesamowitego”
.
Monakijczykowi jest jednocześnie szkoda drugiej załogi Ferrari AF Corse #50, która doznała problemów z chłodnicą. Po starcie z pole position, Antonio Fuoco, Miguel Molina i Nicklas Nielsen musieli potem zminimalizować straty do końca wyścigu, ale też pomogli załodze #51 w odniesieniu zwycięstwa: „To niesamowite uczucie widzieć zwycięstwo Ferrari po 50 latach od ostatniego startu. To wyjątkowa edycja. Szkoda drugiego Ferrari, które doznało uszkodzeń chyba z powodu małego kamienia lub odłamku, w jednym z radiatorów, co kosztowało nas sporo czasu. Byłem tu jednak w celach wsparcia i jestem bardzo zadowolony, że Ferrari wygrało i to było wyjątkowe doświadczenie”
.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.