Alonso w McLarenie, to jest w McLaren-Honda

„Mówią, ze nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Alo, mam nadzieje, ze nauczyłeś się pływać zgodnie z zasadami.” Taki wpis umieściłam na swoim Twitterze kilka chwil po tym, jak McLaren ogłosił skład na sezon 2015.

Alonso w McLarenie

Kiedy pierwszy raz przeczytałam informację a raczej wtedy jeszcze plotkę o tym, że Alonso może reprezentować w sezonie 2015 barwy McLarena, moja pierwsza reakcja była... chyba każdy może się domyślić i nie należała ona do zbyt grzecznych. Hiszpan, który pogrążył McLarena, spowodował milionowe straty, popsuł reputację, wręcz ją zniszczył, nagle wrócił. Parodia? Nie, parodią jest chyba to, co stało się po ogłoszeniu składu. Ron Denis, który jeszcze nie tak dawno zaciekle się bronił i wmawiał wszystkim, że dwukrotny mistrz świata nie będzie ich kierowcą, nagle stwierdził, że za wszystko, co miało miejsce w sezonie 2007 na linii Hiszpan-Anglik, jest winą Hamiltona. To tak jakby powiedzieć, że Luca di Montezemolo zniszczył Ferrari i dlatego odszedł. No i zdjęcie, gdzie uśmiechnięty od ucha do ucha Alonso tuli Rona Denisa. Wszystko to brzmi jak niesmaczny żart, który właśnie poszedł w świat.

Doskonale pamiętam, jak to było w McLarenie, kiedy zjawił się tam Lewis Hamilton. Protegowany Rona Denisa, który był jego „ojcem sukcesów” nagle zmienia zdanie o 180 stopni? Nie wiem, o co tu chodzi i chyba nie chcę tego zrozumieć. Fernando Alonso jest niesamowitym kierowcą, ale niesamowicie drażni swoim zachowaniem. Nie, nie będę tu obrażać i pisać nie wiadomo czego, ale... przypomnijcie sobie Węgry, sezon 2007, kiedy to Fernando Alonso specjalnie blokuje podczas pit stopu Lewisa Hamiltona, przez co Brytyjczyk nie poprawia czasu podczas Q3. Była to niejako zemsta za – ponoć – specjalne blokowanie ze strony Hamiltona, ale żeby było śmieszniej, Anglik przepuścił Hiszpana na polecenie zespołu i przez to Hiszpan łatwo i szybko zjechał do boksu. Jednak konsekwencje takiego zachowania były bolesne zarówno dla Hiszpana, który wywalczył wówczas pierwsze pole startowe – kara przesunięcia o pięć pozycji na starcie - jak i dla jego ekipy, która otrzymała karę od FIA w postaci zerowych punktów do klasyfikacji konstruktorów. Awantura, jaka miała potem miejsce, była komentowana i wspominana jeszcze przez wiele lat.

{youtube}CWJCGInsVUs{/youtube}

I co? Nagle mamy koniec 2014 roku i Ron zwala wszystko na Hamiltona? Że to Lewis był winien wszystkiemu? Na początku grudnia Lewis Hamilton stwierdził, że Alonso dojrzał i na pewno wyciągnął wnioski z feralnego sezonu oraz, że na pewno Ron i jego ekipa wiedzą, co robią. Jednak dziś znów okazało się co innego, tzn. okazało się, że to Lewis oberwał za coś, co było winą Fernando. Smutne, ale prawdziwe. Oczywiście, że Lewis nie jest bez winy, bo zachowywał się jak rozwydrzone dziecko, któremu wszystko się należy, ale nie popadajmy z jednej skrajności w drugą.

Afera e–mailowa, czyli jak Alonso i Pedro de la Rosa „pogrążyli” McLarena

Stepneygate lub Spygate jak nazywa jest największa afera szpiegowska w F1 pogrążyła ekipę z Woking. A kto był grabarzem? Kilku ojców miała ta afera. Śp. Nigel Stepney przekazał jednemu z ówczesnych szefów McLarena, Mikowi Coughlanowi tajne informacje o samochodzie Ferrari, przez co ekipa z Woking miała dostęp do wszystkich usprawnień Scuderii. Stepney został również oskarżony o dosypanie tajemniczego, białego proszku do paliwa podczas GP Monako, który zresztą znaleziono później w jego kieszeni, ale nigdy nie wyjaśniono do końca tej sprawy.

McLaren zapewniał, że żadne z danych nie zostały wykorzystane do konstrukcji ich samochodu, a Coughlan jest jedynym pracownikiem zespołu zaangażowanym w aferę. Sprawa nabrała jednak takiego obrotu, że w rezultacie okazało się, że Fernando Alonso i Pedro de la Rosa wiedzieli o wszystkim i swobodnie wymieniali się uwagami na temat włoskiej maszyny jeszcze przed sezonem w e-mailach, SMS-ach i rozmowach telefonicznych.

We wrześniu odbyło się posiedzenie FIA, na którym podjęto decyzję o nałożeniu na brytyjski zespól bardzo dotkliwej kary, jaką było wykluczenie z sezonów 2007 i 2008 F1. Jak to zwykle bywa w kontrowersyjnych wyrokach, został on złagodzony. McLaren został pozbawiony punktów klasyfikacji konstruktorów w sezonie 2007, lecz jego kierowcy nadal mogli walczyć o tytuł indywidualny, ale pod nadzorem komisarzy FIA, żeby upewnić się, że zespół da im równe szanse.

Sprawa miała swój ostatni epizod przed sezonem 2008, kiedy to eksperci wyznaczeni przez FIA zakwestionowali legalność nowego samochodu McLarena, wskazując elementy, które mogły powstać przy wykorzystaniu danych Ferrari. McLaren oficjalnie przeprosił Ferrari, FIA i społeczność F1, kończąc tym samym największą aferę w historii tego sportu.

Co dalej Panie Alonso?

To jest dobre pytanie. Afera w Renault o której Alonso wiedział, ale niby nie wiedział, potem McLaren i konflikt z Hamiltonem, następnie panowanie w Ferrari i poniżanie Felipe Massy i... i nagle cisza. Hiszpan stał się spokojny, współpracował z Kimim Raikkonem, nie było żadnych afer i kłótni. Jednak zabawa pod tytułem „Gdzie będę jeździł w przyszłym sezonie” oraz „Kto będzie naszym kierowcą” prowadzona przez McLarena wyprowadziła z równowagi niejednego fana i dziennikarza.

Ja mam tylko nadzieję, że Jenson Button nie będzie kolejną ofiarą – może to brzmi brutalnie, ale ja tak to odbieram – utalentowanego Hiszpana. Tak, tego nie można mu odebrać. Alonso jest jednym z najlepszych kierowców w historii F1 i tego nie należy podważać, ale charakter... no cóż. Trochę mógłby się zmienić ;)

{youtube}kjXBxctwD3c{/youtube}

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze