Szturm Ferrari po Neweya i dział techniczny Red Bulla

Szum od afery Seks w Paddock City powoli cichnie. Christian Horner zachował stanowisko szefa Red Bulla, a Helmut Marko w trakcie Grand Prix Arabii Saudyjskiej potwierdził, że dalej będzie pełnił funkcję doradcy zespołu z Milton Keynes. Wciąż jednak wizerunek brytyjskiego zespołu pozostaje nadszarpnięty, co chce wykorzystać Scuderia Ferrari i przyciągnąć do siebie najważniejsze osoby z działu technicznego Red Bulla.

Scuderia reaguje na ruchy sejsmografu

Afera z udziałem Christiana Hornera przypomina wykres sejsmografu badającego ruchy tektoniczne skorupy ziemskiej. Zaczęło się od spokojnego wejścia w nowy rok i ogłoszenia daty prezentacji modelu RB20. Jednostajnie przebiegająca poziomo linia na wykresie poszybowała ostro w górę na początku lutego, kiedy Red Bull poinformował o wszczęciu dochodzenia wobec szefa Red Bull Racing.

Domniemanie niewłaściwego zachowania wobec jednej z pracownic zespołu postawiło Hornera pod ścianą i zaszokowało całe środowisko Formuły 1. Po niespełna trzech tygodniach niezależnego śledztwa wydano werdykt: nie ma podstaw do osądzenia winy Brytyjczyka. Tym samym zachował on swoją posadę, a sejsmograf zmniejszył swoją amplitudę. Jak się okazało — na chwilę.

Kolejnego dnia do mediów wyciekły zrzuty ekranów, które rzekomo miały być dowodem w sprawie i obciążać Hornera. Ziemia pod stopami szefa Red Bulla ponownie zaczęła mocniej się trząść, a na szczycie wykresu miał być zaznaczony punkt z dopiskiem Helmut Marko.

Według niektórych źródeł to główny doradca zespołu z Milton Keynes miał być odpowiedzialny za gigantyczne tąpnięcie i wysłanie do dziennikarzy screenów. Finalnie okazało się, że Austriak nie był odpowiedzialny za tę anomalię i po wyjaśnieniu sprawy dyrektorowi generalnemu Red Bulla Oliverowi Mintzlaffenowi, również zachował swoją posadę.

Źródło anomalii nie zostało zlokalizowane, a całej sprawie przygląda się Ferrari, które chce wykorzystać panujący chaos, zanim na dobre opadnie kurz afery.

Zespół z Maranello chce mocno wejść w sezon 2026, kiedy nastąpią rewolucyjne zmiany w konstrukcjach samochodów. Aby tak się stało, niezbędny jest najlepszy personel techniczny, a taki od trzech sezonów z efektami pracuje w Milton Keynes.

Szarża wierzgającego konia na Milton Keynes

Po objęciu kierownictwa przez Frederica Vasseur w Ferrari prezes włoskiej firmy John Elkan zapowiadał, że przy obecnej stabilności przepisów, do końca sezonu 2025 Scuderia Ferrari zdoła przynajmniej raz wygrać w jednej z dwóch klasyfikacji generalnych. Poprzedni rok i początek obecnego sezonu pokazują, że dominacja Red Bulla wydaje się niezagrożona do tego czasu, więc przepis na sukces trzeba upatrywać…w Red Bullu.

Niestabilny grunt po trzęsieniu w Milton Keynes wysłał sygnał do Maranello, aby ściągnąć do fabryki wybitnych specjalistów w dziedzinie aerodynamiki, która od dawna jest piątą Achillesa w bolidach Scuderii.

Pierwsze badania gruntu Ferrari rozpoczęło w zeszłym roku, przedstawiając propozycję Pierre'owi Wache, czyli prawej ręce Adriana Neweya.  W tym roku Scuderia nie ustaje w swoich próbach przyciągnięcia francuskiego inżyniera, a jak podaje La Gazzetta dello Sport włoska stajnia ma mieć zakusy na szefa aerodynamiki w osobie Enrico Balbo, menedżer ds. rozwoju aerodynamiki na torze Red Bulla Davida Morgana, szefa działu ds. osiągów Bena Waterhouse’a oraz lidera zespołu ds. rozwoju aerodynamiki i ekspert w symulacjach CFD — Alessandro Germaniego.

Pierre Waché świętuje z Maxem Verstappenem wygraną w Grand Prix Francji | Fot. Red Bull Content Pool/Getty Images

Newey głównym celem Vasseura

Głównym celem Ferrari pozostaje jednak genialny projektant Adrian Newey. Brytyjczyk wielokrotnie był kuszony przez Włochów, a podpisanie kontraktu było naprawdę bliskie przed sezonem 2015, kiedy do Maranello miał się przenieść wraz z Sebastianem Vettelem. Potwierdził to Christian Horner, który powiedział, że kiedy niemiecki kierowca odchodził z Milton Keynes „Adrian był bardzo blisko odejścia [do Ferrari]. Dzieliło go od tego jakieś pół godziny”. Ostatnie miesiące pokazują, że nie ma rzeczy niemożliwych w Formule 1, co widzieliśmy przy okazji transferu Lewisa Hamiltona do Ferrari.

Ponowna próba przekonania Neweya do zmiany barw może okazać się już skuteczna i to ma być celem Vasseura w krótkiej perspektywie. Przy okazji Grand Prix Arabii Saudyjskiej pojawiła się informacja, że obydwie strony osiągnęły wstępne porozumienie, a silnymi argumentami Ferrari w negocjacjach miał być czek in blanco dotyczący wynagrodzenia oraz zaspokojenie wymagań brytyjskiego konstruktora.

Informacje te podsyciła równoległa wizyta Johna Elkana w Dżuddzie. Włoch przez dłuższy czas przesiadywał w obecności Olivera Mintzlaffena w pomieszczeniach gościnnych Red Bulla, jednak głównym celem miało być omówienie nowego porozumienia Concorde, które wejdzie w życie w sezonie 2026.

Zbieg okoliczności każe jednak zastanowić się nad szeregiem pojawiających się coraz to nowych doniesień, a dodatkowo po drugiej rundzie sezonu 2024 F1 Helmut Marko nie zaprzeczył, iż Newey pozostanie w rodzinie czerwonych byków: „Newey w Ferrari? Mam nadzieję, że nie. Dalsze zaangażowanie w doskonalenie i kontynuowanie naszej ścieżki sukcesu powinno gwarantować wystarczająco stabilne otoczenie”. Nie brzmi to jak oznaka pewności i warto też zwrócić uwagę na ostatnie słowa Christiana Hornera, który podkreślił, że żadna jednostka nie jest ważniejsza, niż zespół.

Wóz albo przewóz

Jeśli Ferrari realnie chce ściągnąć do siebie osoby z dream teamu Milton Keynes, to właśnie dzwoni ostatni dzwonek.

Nie ma wątpliwości, że Red Bull zabezpieczył się na ewentualność odejścia swoich pracowników, zapisując w ich kontraktach obowiązkowy okres „urlopu w ogródku”, czyli przymusowej karencji między podjęciem pracy u konkurencji.

Przynajmniej roczny urlop po nałożeniu go na przyszłoroczny kalendarz pokazuje, że zostanie niewiele czasu na rozpoczęcie prac nad nowymi konstrukcjami bolidów. Czy Newey zdecyduje się więc na taki ruch?

Brytyjczyk ma być dodatkowo niezadowolony z faktu zdegradowania go do projektu hipersamochodu Red Bulla o nazwie RB17.

Decyzja o przesunięciu Neweya do nowego projektu rzuca światło na to, co wydarzy się za dwa lata. Od sezonu 2026 przepisy FIA dotyczące limitów wydatków nie będą akceptować wliczania wynagrodzeń pracowników w niepełnym wymiarze godzin.

Jeśli pracownik przepracuje choćby 10% swoich godzin dla zespołu F1, jego wynagrodzenie będzie uwzględniane w wysokości 100%. Wobec limitów budżetowych jest to ogromny problem nie tylko dla Red Bulla, ale też całej stawki. Co prawda z limitu wyłączone są trzy najdroższe pensje, a dwie obejmują Hornera i Marko. Trzecia może teoretycznie obejmować Neweya, jednak na orbicie wysokiego szczebla kierowniczego pozostają też inni pracownicy Red Bulla.

Degradacja do stopnia kierownika projektu RB17 jest z pewnością innym poziomem ambicji niż w pełni oddana praca nad konstrukcją bolidu w regulacjach na sezon 2026. W Ferrari takiego problemu nie ma i Newey o tym wie. Wystarczy tylko skinienie głową, a będzie na autostradzie do fabryki w Maranello.

Po zwolnieniu Matti Binotto w 2022 roku Ferrari było w opłakanym stanie z niespełnionymi nadziejami i wizerunkiem zespołu ocierającego się o groteskę. Poprzedni rok przyniósł dodatkowy regres pod względem wyników na torze, ale pewne oznaki poprawy pojawiły się w drugiej połowie 2023 roku. Fred Vasseur zdołał uporządkować zespół, dopasować właściwych ludzi na odpowiednie stanowiska i atmosfera w Ferrari znacznie się poprawiła.

Proces restrukturyzacji poskutkował tym, że obecnie Scuderia jest drugą siłą w stawce, a dodatkowo wizja włoskiej ekipy na sezon 2026 wygląda następująco: Szef Ferrari – Frederic Vasseur, kierowcy – Charles Leclerc i Lewis Hamilton.

Jeśli taka perspektywa nie jest satysfakcjonująca dla Adriana Neweya, to genialny projektant pozostanie dla Ferrari jedynie w sferze niedoścignionych marzeń.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze