Porsche ściga Audi, powrót Ferrari nr 51

Z niewielką przewagą, Audi prowadzi nad Porsche na godzinę przed końcem wyścigu na Silverstone. Na podium klasy GTE Pro powróciło Ferrari nr 51.

Choć Audi wciąż prowadzi, załoga nr 7 nie może czuć się bezpiecznie w walce o zwycięstwo. Co najwyżej kilkanaście sekund traci mianowicie Porsche nr 2, czekając na każdy, najmniejszy błąd liderów – i tak, rywalizacja zapewne będzie przebiegać już do końca wyścigu. Toyota znów okazuje się dla niej tylko tłem, mimo szansy na powrót do walki tracąc obecnie ponad minutę – z szansy skorzystało za to Ferrari nr 51, które doskonałą jazdą już teraz widnieje na podium rywalizacji GTE Pro.

Relacja z godzin 4-5.:

Początek drugiej połowy wyścigu przyniósł samochód bezpieczeństwa – powodem było uszkodzenie opony w Toyocie nr 5, w której Kazuki Nakajima wciąż jechał, doprowadzając do jej urwania i pozostawienia na torze uszkodzonych elementów nadwozia. Z jednej strony był to pech tej ekipy – z drugiej, pozwoliło jednak zmniejszyć stratę Stéphane Sarrazina z siostrzanej TS050H nr 6 do zaledwie 20 sekund. Właśnie tyle, Francuz tracił po wznowieniu rywalizacji do prowadzących Tréluyera i Romaina Dumasa – a wśród nich, po początkowej walce, z czasem Audi zaczęło oddalać się od konkurenta, zwiększając przewagę do kilkunastu sekund. Tak samo było także po kolejnej serii zmian, gdzie na torze pojawili się Marcel Fässler i Neel Jani – Mike Conway był już znów daleko w tyle, powoli tracąc jakąkolwiek szansę na wyższą pozycję na podium.

W przypadku LMP2, neutralizacja nie sprawiła, że konkurenci zbliżyli się do prowadzącego Bruno Senny – ci, po kolejnych zmianach, walczyli natomiast między sobą, Nick Leventis ze Strakka rywalizując o drugie miejsce z Nathanaëlem Berthonem z G-Drive. Blisko byli także Stéphane Richelmi z Signatech i Ryan Dalziel z długo niewidzianego w czołówce Ligiera nr 31 – Dalziel pod koniec czwartej godziny był już czwarty, w rywalizacji najwięcej straci Leventis, spadając za załogę ESM. Gdy Dalziel jako pierwszy zjechał na piątą zmianę, zastępujący go Luis Derani rozpoczął pościg za konkurentami – i choć żadnego w tym okresie nie pokonał, podczas następnej serii zjazdów zbliżenie się do przeciwników dało możliwość wyprzedzenia ich w boksach, z czego Brazylijczyk skorzystał. Na czele pozostał wówczas już tylko Filipe Albuquerque – za Deranim byli natomiast Nicolas Lapierre z Signatech, René Rast z G-Drive i Jonny Kane z Strakka, wszyscy coraz bardziej oddalając się od Brazylijczyka.

Neutralizacja okazała się za to świetną informacją dla załogi Ferrari nr 51, która po odbyciu 3-minutowej kary na początku wyścigu, teraz mogła ostatecznie zbliżyć się do liderów klasy GTE Pro. James Calado łatwo uporał się z Marino Franchittim, nieco trudniej było mu pokonać Billego Johnsona w drugim z Fordów – ale i to mu się udało, dzięki czemu Ferrari wyszło na miejsce czwarte. 2 godziny przed końcem, Fordy spadły zresztą za drugiego Aston Martina, w którym wyraźnie do przodu parł Fernando Rees – a w coraz większym niebezpieczeństwie mógł czuć się wicelider, Aston Martin nr 95, gdyż na ostatnią zmianę, w Ferrari nr 51 pojawił się Gianmaria Bruni.

W klasie GTE Am, prowadzenie początkowo kontynuował David Heinemeier-Hansson w Porsche nr 88 – a mimo zmiany Camathiasa na Wolfa Henzlera, za Ferrari nr 83 pozostawało 911 od KCMG, którego strata wynosiła 15 sekund. Wskutek opóźniania kolejnego zjazdu, w godzinie piątej oba pojazdy wyszły przed Duńczyka, spychając załogę #88 na miejsce trzecie – a gdy w końcu zaliczyły swój czwarty zjazd, François Perrodo zdołał powrócić na tor na pozycji lidera. Strata Heinemeiera-Hanssona, na godzinę przed metą wynosiła 16 sekund – i wiele mogło zależeć od tego, jak obie załogi przeprowadzą ostatnie pit-stopy.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze