Dwa Porsche na czele, ale Toyota ma plan

Dwa Porsche prowadzą na godzinę przed końcem wyścigu w Chinach. Układ ten może jednak jeszcze ulec zmianie – wszystko za sprawą taktyki, którą objęła jedna z załóg Toyoty.

Wyścig w Chinach okazuje się być kolejnym, w którym Porsche musi uważać na poczynania dalekowschodnich konkurentów. Kolejne na to dowody przyniosła godzina czwarta – tym razem w postaci nacisku Sébastiena Buemiego, który dość szybko dogonił załogę nr 2. Efektem tego, 20 minut później stał się świetny atak, w którym Toyota przejęła trzecie miejsce i zwiększyła liczbę punktów możliwą do odrobienia przez załogę nr 6. Audi natomiast wpadało w coraz dziwniejsze tarapaty, niedługo później zahaczając o siebie i wprowadzając wciąż mogącą zdobyć puchar załogę nr 8 w poślizg – a załogę nr 7 zatrzymując w boksach podczas kolejnej serii zjazdów. Seria ta przyniosła jeszcze bardziej widoczny napór Toyoty, obie załogi przedłużając obecność na torze – efekt nie był jednak do końca zgodny z oczekiwaniami, po zjazdach załoga nr 5 spadając na miejsce czwarte. Buemi rozpoczął więc kolejny pościg za Porsche, starając się ponownie wejść na podium w regularnej rywalizacji – mimo kilku prób, Szwajcar pozostał jednak poza nim aż do następnej serii zjazdów.

A ta rozpoczęła się o wiele wcześniej, niż zakładano, tym razem za sprawą Toyoty właśnie. Powodem wczesnego zjazdu Mike’a Conawya miał być kapeć – w praktyce jednak mogła to być jak najbardziej przemyślana taktyka dająca Toyocie już tylko jeden pit-stop do końca rywalizacji. Sens tej decyzji miała przynieść ostatnia godzina, jak na razie spychając załogę nr 6 na czwarte miejsce, za kolegów z nr 5 – a na froncie umieszczając znów dwa, jadące według typowej strategii zjazdów, Porsche.

W klasie LMP2, wcześniejszy kontakt prototypu RGR Morand z Alpine od Signatech mogła tłumaczyć spiskowa teoria – ekipa liczyła po prostu na awarię u konkurentów i w konsekwencji odrobienie dużej straty punktowej w klasyfikacji generalnej. Na początku czwartej godziny mogło się wydawać, że owe działanie przyniosło efekty – o ile jedna Signatech miał problemy, wczesny czwarty pit-stop utrudniając mu walkę z czołowymi przeciwnikami – o tyle nawet trzecie jego miejsce, przy obecnej postawie RGR wystarczało mu do zdobycia mistrzostwa. A ten układ, z prowadzącymi G-Drive i ESM trwał, z minuty na minutę oddając załogę RGR od choćby cienia szans na tegoroczny puchar. Nic nie znaczył nawet fakt, iż pod koniec godziny piątej Filipe Albuquerque wyprzedził Nicolasa Lapierre, przejmując od niego podium – 3 miejsce przy obecnym na torze Alpine wciąż oznaczało sukces Signatech.

Liderem w klasie GTE Pro, na godzinę przed końcem rywalizacji pozostawał Ford, któremu problemy we wcześniejszym okresie nie odebrały szans na kolejny dublet – widać to było choćby, gdy w godzinie czwartej Olivier Pla był znów przed Aston Martinem i naciskał na drugiego w stawce Jamesa Calado. W połowie godziny, Francuz pokonał Włocha, powracając na drugie miejsce i utrzymując je w praktyce do końca godziny piątej – wciąż czwarty Aston Martin mógł natomiast cieszyć się tylko z faktu, że kłopoty nie odstępowały załogi nr 71. Ta, na godzinę przed metą miała na koncie już 7 postojów, a jej szósta pozycja odbierała jej kolejne 4 punkty w walce o mistrzostwo.

Tam, Brytyjczycy mogli więc być względnie zadowoleni z sytuacji – inaczej jest w przypadku pojazdów GTE Am, gdzie nawet pewne prowadzenie nie mogło zadowalać Aston Martina. Problem był tym większy, że w połowie godziny czwartej, Emmanuel Collard z Ferrari wyszedł na drugie miejsce, wyprzedzając Christiana Rieda z Porsche od KCMG – co sprawiało, że szanse na mistrzostwo załogi nr 95 istniały, ale już tylko w najbardziej ekstremalnej z możliwych sytuacji. Co prawda, Porsche nr 78 nie odstępowało konkurentów z AF Corse, wciąż i wciąż zachowując realne szanse na przejęcie drugiej pozycji – ale nawet i taka nie była dla Aston Martina satysfakcjonująca.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze