Pietro Fittipaldi specjalnie dla ŚwiatWyścigów.pl

Ten wywiad był możliwy dzięki wsparciu naszych czytelników. Jeśli chcesz czytać więcej ekskluzywnych wywiadów 1-na-1, postaw nam kawę!

Po niespodziewanym debiucie w Formule 1 i występie w Indianapolis 500, Pietro Fittipaldi rozpoczął regularne starty w wyścigach prototypów. Brazylijczyk ściga się w Europejskiej Serii Le Mans dla polskiego zespołu Inter Europol Competition, co dało mu też okazję do startu w słynnym wyścigu 24 godziny Le Mans. Między innymi o tym rozmawiał w padoku toru Hungaroring z Roksaną Ćwik.

Przede wszystkim gratuluję ukończenia wyścigu 24h Le Mans. Co czułeś, przekraczając linię mety?
To było wspaniałe uczucie dojechać do mety mojego pierwszego Le Mans. To był też mój pierwszy raz na tym wyścigu. Oczywiście dojechanie do mety było celem, ale chcieliśmy czegoś więcej. Jechaliśmy w okolicach 6-7 miejsca i przesuwaliśmy się do przodu, gdy w połowie dystansu, w środku nocy, cewka zapłonowa uległa awarii i straciliśmy 30 minut na postoju w garażu. Niestety to zepsuło nasz wyścig, bo straciliśmy kilka okrążeń. Mimo to byłem zadowolony z naszego występu. Mieliśmy inną strategię niż większość i przedłużaliśmy przejazdy na jednym komplecie opon, dzięki czemu zyskiwaliśmy dużo czasu w alei serwisowej. Wszystko robiliśmy, jak trzeba. Niestety, awaria była poza czyjąkolwiek kontrolą.

To bardzo nietypowa awaria. Jak zespół sobie z nią poradził?
Było ciężko. Gdybyśmy wiedzieli, że to cewka jest problemem, moglibyśmy ją wymienić nawet w ciągu 5-10 minut. Myśleliśmy jednak, że problemem jest ECU, więc go wymieniliśmy. Wyjechaliśmy na tor, ale problem pojawił się ponownie i straciliśmy dużo czasu. Szkoda, bo to bardzo dziwna awaria, która zepsuła nasz wyścig. Jak jednak powiedziałem, wciąż byłem zadowolony z występu i mojej jazdy.

W Le Mans ścigasz się też z kierowcami niższych kategorii, którzy nie zawsze chcą ułatwić ci życie. Co było w tym najtrudniejsze?
Kiedy jedziesz za innym prototypem LMP2 i nie możesz go wyprzedzić. W prototypach LMP2 efekt cienia aerodynamicznego jest bardzo słaby, więc trudno jest wyprzedzić na prostych. Jeśli ktoś jest wolny w zakrętach, ale nie możesz wyprzedzić go na prostych, utykasz za nim i tracisz dużo czasu. Czasem zdarza się, że «brązowy» kierowca jedzie tylko dwie sekundy wolniej i bardzo trudno go wyprzedzić, więc sam jedziesz kolejne okrążenia dwie sekundy wolniej – musisz polegać na samochodach GT czy tym, że popełni błąd. To najbardziej frustrujący moment. Wyprzedzanie samochodów GT jest fajne i możesz to dobrze wyliczyć, ale wyprzedzenie innego LMP2 – przez mały cień aerodynamiczny – jest bardzo trudne.

Po raz pierwszy ścigałeś się w nocy. Jakie były twoje wrażenia?
Ścigałem się wcześniej w nocy na owalach, ale one mają oświetlenie i widoczność jest bardzo dobra. Gdy jednak jest zupełnie ciemno, jest bardzo trudno i potrzeba czasu, żeby się przyzwyczaić. Najtrudniejszy jest moment, gdy słońce zupełnie zachodzi i robi się ciemno, bo oczy jeszcze nie zdążyły się przyzwyczaić do ciemności. Także gdy słońce jest bardzo nisko – w jednym miejscu na torze świeci ci prosto w oczy i jest to w środku zakrętu – tracisz zupełnie punkty odniesienia. Skręcasz nie wiedząc, gdzie jest zakręt, bo słońce świeci ci prosto w oczy.

Czy trudno jest utrzymać koncentrację przez cały wyścig?
Tak, bo jadąc swoją trzecią czy czwartą zmianę, jesteś już bardzo zmęczony. Pamiętam, że w nocy nie mogłem zasnąć z powodu adrenaliny. Po każdej zmianie próbowałem zasnąć, ale nie mogłem. Na ostatniej zmianie byłem już bardzo zmęczony, ale ciało jakoś dawało radę i mogłem dobrze jechać. Psychicznie byłem jednak wykończony.

Kuba Giermaziak powiedział mi, że w nocy głowa chce spać, a ciało dalej się ścigać. Masz coś podobnego?
Tak, to dziwne uczucie. Głowa jest zmęczona, ale nie możesz zasnąć z powodu adrenaliny. Potrzeba sporo czasu aż się skończy. Gdy masz w żyłach adrenalinę, nie możesz spać.

Na początku roku mówiłeś, że nie możesz doczekać się wizyty w Polsce. Odwiedziłeś nasz kraj?
Nie byłem w stanie, bo cały czas byłem w podróży albo na Formule 1, ELMS czy Le Mans. Gdy tylko miałem czas poza weekendem wyścigowym, byłem w domu i odpoczywałem. To bardzo ważne, żeby za każdym razem wrócić do pełni sił. Na 52 tygodnie w roku, około 35 spędzam na torze wyścigowym. Kiedy tylko mam więc chwilę przerwy, jestem w domu i odpoczywam.

Jeździsz w załodze z Davidem Heinemerierem Hanssonem, który jest równie szybki co mądry. Czy rozmawiacie dużo pomiędzy weekendami?
Z pewnością. Cały czas rozmawiam z nim, jak i z Fabio [Schererem]. Zawsze jesteśmy w kontakcie, żeby wymieniać się uwagami na temat tego, co można poprawić w kolejnym wyścigu. Nasz inżynier wyścigowy się zmieniał, co moim zdaniem nie było dobre, bo ciągle pracowaliśmy z kimś innym. Teraz w końcu mamy tego samego inżyniera, który zajmował się naszym samochodem na Le Mans i na Monzy – we Włoszech ustawiliśmy dobrze samochód i zakwalifikowałem się na trzeciej pozycji, co jest najlepszym wynikiem dla zespołu w historii startów w LMP2. Byliśmy bardzo zadowoleni i dało to wyraz naszej pracy, tego, że potrafiliśmy uczynić samochód konkurencyjnym i możemy walczyć o dobre wyniki.

Le Mans albo Indianapolis 500. Co wybierasz?
Jeśli chodzi o zwycięstwo, powiedziałbym, że Indy 500, bo jesteś tam jedynym kierowcą, adrenalina ze ścigania się po owalu jest ogromna, podobnie jak satysfakcja z wygranej. To bardziej intensywny wyścig, bo jest element strachu związany ze ścianami, jest się onieśmielonym i jedzie z ogromnymi prędkościami. Le Mans jest inne – powiedziałbym, że daje kierowcy więcej frajdy, bo masz zespołowych kolegów w tym samym samochodzie. Wszyscy są przyjaciółmi, pracują na wspólny cel i fajnie jest móc się tym dzielić z zespołowymi kolegami. Gdy zespołowy kolega jedzie innym samochodem, jest jednocześnie rywalem. Gdy wszyscy jesteśmy w jednej załodze i chcemy razem wygrać, to dużo przyjemniejsze doświadczenie.

Przejdźmy do Haasa. Kiedy zobaczymy cię w sesji treningowej?
Nie jestem pewny. Zobaczymy, co się wydarzy pod koniec roku. Myślę, że to pytanie do Günthera [Steinera] (śmiech).

W ubiegłym roku pracowałeś z dwoma debiutantami. Co zmieniło się z twojej perspektywy, gdy pojawił się Kevin Magnussen?
Zespół znał Kevina przez wiele lat, więc nie zaczynaliśmy od zera, budując relację z nowym kierowcą. To ktoś, kogo znaliśmy, kto dołączył do zespołu i przystosował się bardzo szybko, bo wielu inżynierów to wciąż ci sami ludzie, z którymi pracował. Zawsze miałem dobre relacje z Kevinem, bo gdy ścigałem się w Formule 1, był moim kolegą z zespołu. Zawsze mi pomagał i był bardzo otwarty na pytania. Pamiętam, gdy przed moim pierwszym Grand Prix Sakhiru zapytałem go o start – bo jest w nich bardzo dobry – i powiedział mi dokładnie, jak to robi, nie miał z tym żadnego problemu. Zawsze miałem go za przyjaciela.

Günther Steiner powiedział mi w Baku, że ma nadzieję, że żaden z jego kierowców nie zachoruje, bo Pietro jest w Le Mans. Czy miałeś z tyłu głowy, że coś może się wydarzyć w Haasie, gdy ciebie tam nie ma?
Nie, bo byłem tak skupiony na swoim wyścigu, że o tym w ogóle nie myślałem. Gdyby coś się stało, to by się stało – nikt nie ma nad tym kontroli. Koniec końców skupiałem się na Le Mans, gdzie się ścigałem i prowadziłem samochód. Byłem na tym w pełni skupiony.

Jakie to uczucie, widzieć jak twój brat walczy o punkty i miejsca na podium?
Jest inaczej. Gdy ja prowadzę, mam kontrolę nad sytuacją – przynajmniej czasami. Gdy mój brat się ściga, niewiele mogę zrobić, tylko obserwuję. Bardziej się denerwuję jego startami, bo nie mam nad tym kontroli. Jednak dobrze sobie radzi w tym sezonie, a wiele wyścigów było ekscytujących. To zawsze dobrze, kiedy walczy o podium, jak robił wiele razy w tym sezonie. We Francji był szybki w treningach i kwalifikacjach, ale podczas czasówki wybuchł silnik i niestety musieli startować z końca stawki. Są jednak na dobrej trajektorii i w każdy weekend wykazują postęp, więc mam nadzieję, że tutaj na Węgrzech zdobędzie kolejne podium, a może nawet zwycięstwo na rozpoczęcie przerwy wakacyjnej.

Co to za historia z telefonem? W internecie krążyło nagranie, na którym pokazujesz mu coś podczas kwalifikacji.
Pokazywałem mu nagrania innych kierowców i dane, które zebrałem. Gdy siedzi w samochodzie, skupia się tylko na tym, więc starałem się pokazać mu coś, co pomoże mu się poprawić na kolejnym wyjeździe.

Jakie to uczucie, być w zespole, który w końcu zdobywa punkty?
To wspaniałe uczucie. Zespół wykonuje świetną robotę i pokazuje, jak konkurencyjny może być Haas. Poświęcili dwa lata skupiając się na tym nowym samochodzie i z pewnością przyniosło to efekt. Na ten weekend mamy nowe części, więc zobaczymy, jak będzie – to ekscytujące, bo początkowy samochód nadal jest bardzo mocny i mamy nadzieję, że z tymi poprawkami wykonamy kolejny krok do przodu. To zawsze ekscytujące.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze