Zmarł Parnelli Jones

W wieku 90 lat odeszła legenda amerykańskich wyścigów – Parnelli Jones. Zwycięzca Indianapolis 500 z 1963 roku zmarł we wtorek 4 czerwca z przyczyn naturalnych w Torrance w stanie Kalifornia, w mieście, w którym mieszkał od siódmego roku życia.

Rufus Parnell urodził się w Texarkanie w Arkansas, a niedługo później wraz z rodziną przeniósł się do Torrance. Od zawsze interesował się ściganiem. Swój pseudonim również uzyskał w okolicy toru. Przyjaciel Jonesa połączył jego drugie imię z imieniem Nellie, dziewczyny która bardzo lubiła młodego amatora motorsportu, i w ten sposób powstał «Parnellie». Pseudonim był mu potrzebny, gdyż jego prawdziwe imiona były na tyle rzadkie, że władze toru mogłyby odkryć, że ma siedemnaście lat, czyli o rok mniej niż wymagane osiemnaście lat. Ostatecznie kończące pseudonim «e» zniknęło, ale reszta została z Jonesem przez całe życie.

Swoją karierę zaczynał w samochodach z dachem. W lokalnej serii NASCAR dla zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych zgromadził łącznie piętnaście zwycięstw, a od 1956 roku jeździł w serii pucharowej, w której pierwszą wygraną odniósł po roku.

Pierwszy duży tytuł wywalczył jednak bez dachu, w serii «Midwest Sprint Cup» w 1960 roku, a następnie dwukrotnie został mistrzem krajowym w tym typie samochodów. Równolegle Jones zadebiutował w IndyCar, wtedy zarządzanym przez USAC, i został debiutantem roku, zajmując w jednym z wyścigów drugie miejsce. Ominął wtedy Indy 500, ale jego geniusz w samochodach sprinterskich i świetny debiutancki sezon w Indy nie mogły przejść niezauważone.

Talent Jonesa dostrzegł J.C. Agajanian, który wziął go pod swoje skrzydła. Podczas swojego debiutu w Indianapolis 500 zakwalifikował się na piątym miejscu i prowadził przez 27 okrążeń, zanim pojawiły się problemy z silnikiem, z którego oderwany kawałek metalu uderzył Jonesa nad lewym okiem, sprawiając, że jego gogle zaczęły wypełniać się krwią. Amerykanin się nie poddał i ukończył ściganie na dwunastym miejscu. W tym samym sezonie przyszło również przełomowe zwycięstwo, w ostatnim wyścigu w Phoenix.

Następna edycja również zapowiadała się obiecująco. Jones zdobył pole position z przewagą jednej mili na godzinę nad drugim Rodgerem Wardem. W wyścigu znów pojawiły się jednak problemy, tym razem z hamulcami, które są niezbędne do zjazdów do boksów i używając innych sposobów na utratę prędkości, Jones musiał zadowolić się siódmym miejscem. Cały sezon skończył na podium klasyfikacji generalnej.

Edycja 1963 należała w końcu do Jonesa. Amerykanin ponownie wywalczył pole position, prowadził przez 167 z dwustu okrążeń i zameldował się jako pierwszy na linii mety. Nie oznacza to jednak, że nie miał podczas tego wyścigu żadnych problemów. Z jego bolidu zaczął wyciekać olej, a sędziowie rozważali nawet pokazanie Jonesowi czarnej flagi. Do walki na argumenty wkroczyli wtedy Agajanian, który chciał obronić swojego kierowcę i Colin Chapman – właściciel zgłoszenia Jima Clarka, który wtedy jechał na drugim miejscu. Ostatecznie sędziowie przychylili się do stanowiska Agajanina i pozwolili Parnelliemu dokończyć wyścig.

Jones miał szansę wygrać drugą edycję z rzędu, jednak znów zawiódł go bolid. Po wycofaniu się Clarka stał się głównym faworytem, ale przy jednym z pit-stopów musiał ratować się z płonącego samochodu. W tym samym sezonie wygrał jeszcze dwa wyścigi dla zespołu Lotus, a później ścigał się w IndyCar już tylko okazjonalnie. W 1967 roku stanął przed kolejną ogromną szansą na powiększenie dorobku, jednak na niecałe osiem mil do mety zawiodło łożysko warte sześć dolarów.

Colin Chapman zaoferował nawet Jonesowi przenosiny do Europy do Formuły 1, by ścigać się u boku Jima Clarka. Parnelli jednak odmówił, woląc pozostać w Ameryce przy IndyCar.

Jones wrócił jeszcze do NASCAR, gdzie wygrał wyścig Riverside 500, ale, oprócz rodziny, skupił się na wyścigach terenowych. Współpraca z Fordem w tej dziedzinie zaowocowała dwoma zwycięstwami w Baja 1000 i dwoma w Baja 500.

Nie wyszedł on jednak ze świata IndyCar w całości. Jones wraz ze swoim dawnym partnerem biznesowym utworzył zespół, do którego zatrudnił George’a Bignottiego jako głównego inżyniera i Ala Unsera jako kierowcę. To połączenie wraz z trzecim kierowcą Joe Leonardem dało trzy tytuły mistrzowskie i dwa zwycięstwa w Indy 500 w latach 1970-72.

Zespół zadebiutował również w Formule 1, wystawiając bolid dla Mario Andrettiego. Konstrukcja nie była w stanie dorównywać jednak Ferrari i McLarenowi i Jones przy braku sponsorów wycofał się z królowej motorsportu na początku 1976 roku.

Parnelli okazyjnie pojawiał się jeszcze za kółkiem. W 1991 roku po raz trzeci wygrał wyścig Pro Celebrity Race w Long Beach, a jeszcze na początku XXI wieku uczestniczył w historycznym wyścigu na Laguna Seca. Do końca pozostał wiernym kibicem, komplementując między innymi wszechstronność Kyle’a Larsona po ostatnim Indy 500.

Parnelli oznaczał prędkość. W latach 60. w Wielkiej Brytanii nadmiernie entuzjastycznie nastawieni kierowcy byli pytani przez upominających ich funkcjonariuszy policji: „Za kogo się uważasz? Stirlinga Moss’a?”, tak policjanci ruchu drogowego po drugiej stronie Atlantyku mogliby porównywać pędzącego kierowcę do Parnelliego Jonesa.

Świat IndyCar śle kondolencje rodzinie zmarłego, ale również wspomina wielkiego mistrza. Oświadczenie w imieniu serii wydał jej właściciel, ale również rywal i przyjaciel Parnelliego - Roger Penske.

„Świat wyścigów stracił wielkiego kierowcę i prawdziwego mistrza. Parnelli Jones był jednym z najbardziej utalentowanych zawodników w historii, a jego determinacja i wola zwycięstwa uczyniły go jednym z najmocniejszych kierowców, jakich kiedykolwiek widziałem”.

„Od ścigania się z nim na torze, po rywalizację z nim jako właściciel zespołu, zawsze szanowałem pasję i zaangażowanie Parnelliego w sport, który kochał”.

„Byłem dumny, że przez wiele lat mogłem nazywać Parnelliego dobrym przjacielem, a nasze myśli sąz jego rodziną. Zapamiętamy go jako jedną z prawdziwych legend sportów motorowych”.

Był, jest i będzie tylko jeden Parnelli.

Źródło: racer.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze