Kimi Räikkönen. Majstersztyk na Suzuce

Fiński kierowca zawsze słynął z niechęci do mediów. Właśnie dlatego bliska relacja Heikkiego Kulty z Kimim Räikkönenem sprawia, że ta książka jest wyjątkowa. Mistrz świata z 2007 roku od początku swojej kariery nauczył się ufać Kulcie, dzięki czemu wytworzyło się między nimi zawodowe porozumienie. Ale także prawdziwa przyjaźń.

Jedyna w sowim rodzaju biografia przybliża czytelników do wybitnego sportowca i daje wyjątkową perspektywę, jakiej nie mógłby stworzyć nikt inny. Zabiera nas w podróż przez wyścigi, życie rodzinne i wszystko, co mieści się pomiędzy nimi.

Gbur i milczek czy skory do żartów i zabawy wesołek? Kimi Räikkönen na co dzień przywdziewał tę pierwszą maskę, zachowując swoje prawdziwe ja dla wąskiego kręgu najbliższych, zaufanych osób. Jedną z nich jest doświadczony dziennikarz Heikki Kulta, który opisuje historię „Icemana” bez cenzury i kompromisów – tak jak zasługuje na to jej bohater, bo sam właśnie taki jest – przyznaje Mikołaj Sokół.

Więcej o książce – https://bit.ly/3CkeDaX

Autor z fascynacją przygląda się Räikkönenowi i jego wyjątkowej karierze od zera do milionera. Jako najmłodszy z czworga dzieci Kimi był nieprzeciętnie ambitny i nie pozwalał, by ktokolwiek mówił mu, co ma robić, podnosił głos tylko w kabinie kierowcy. Kulta od początku zwrócił uwagę na lakoniczność wypowiedzi Icemana, który za wszelką cenę próbował zachować prywatność, ale w końcu pozwolił się mu oswoić.

Fragment książki:

„Losy walki o mistrzostwo świata w 2005 roku potoczyły się tak, że z powodu ciągłych awarii silników Mercedesa Kimi musiał w czasie weekendów używać większej liczby jednostek napędowych niż którykolwiek inny kierowca. Dlatego Fernando Alonso mógł przypieczętować swój tytuł już w Brazylii, w trzecim od końca wyścigu. Później jednak, w Japonii, pojawiły się kolejne wyzwania. Na Suzuce wygrać chce każdy.

Także tam w McLarenie Kimiego trzeba było, po raz czwarty w sezonie, wymienić silnik na nowy. Tym razem już rano, po ośmiu okrążeniach, zawiódł korbowód. Oznaczało to kolejną karę cofnięcia o dziesięć miejsc na starcie.

Ostatecznie Grand Prix Japonii trafiło na listę osiągnięć Kimiego jako jeden z jego najwspanialszych pojedynczych występów w zespole McLaren-Mercedes. W 2020 roku, w czasie zimowych testów w Barcelonie, powróciłem z Kimim do wydarzeń sprzed 15 lat. Machnąłem mu przed oczami raportem z wyścigu, opublikowanym w tygodniku „Autosport” z 13 października 2005 roku. Kimi uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył pierwszą stronę, a ja poprosiłem go, aby się na niej podpisał.

Na zdjęciu na okładce Ron Dennis obejmował obiema rękami Kimiego, który właśnie wygramolił się z bolidu i nie zdążył nawet zdjąć kasku z głowy. Główny tytuł chwalił kierowcę za jego najwspanialszy wyścig, a nazwisko zostało zapisane z zachowaniem fińskich znaków diakrytycznych. W podtytule szef McLarena komplementował Kimiego za najlepszą jazdę w całej karierze: po starcie z 17. pola na ostatnim okrążeniu wydarzył się cud.

Ale nawet wspominając to z perspektywy 15 lat, Kimi nie potwierdził, że Dennis miał rację, gdy nazwał jego występ w Japonii najlepszym wyścigiem, jaki kiedykolwiek przejechał.

No comments – uciął Kimi i skupił się na gryzmoleniu autografu moim słabo piszącym mazakiem. – To jest chyba jeszcze starsze niż ta gazeta…Tak po prawdzie, to samo pytanie zadałem Kimiemu na świeżo, zaraz po jego zwycięstwie w Japonii.

Czy tak jak mówił Ron, był to twój najlepszy wyścig?

Wyszło z tego ładne zwycięstwo, lepsze niż którekolwiek inne i chyba wymagające największego wysiłku w karierze. Być może dlatego był to też najprzyjemniejszy wyścig ze wszystkich, ale wygrywanie zawsze smakuje świetnie. Teraz jestem po prostu szczęśliwy. Walczyliśmy wspaniale aż do ostatniego okrążenia i gdy przebiłem się na prowadzenie, doświadczyłem czegoś fantastycznego.

Wyprzedzanie nigdy nie jest łatwe, a w tym przypadku zadanie szczególnie utrudniał mi Michael Schumacher. Potem popełnił mały błąd, więc ja wskoczyłem przed niego. Zabawa była dobra, ale gdy jedzie się za innymi i nie masz czystego powietrza, sytuacja robi się trudna. Jednak kiedy z przodu nie było żadnego rywala, samochód jechał bardzo dobrze – opowiedział w nieco większych szczegółach o wyścigu jego triumfator.

Całkowicie sprawdziła się prognoza pogody, która na dzień kwalifikacji zapowiadała deszcz. Kimi wyjechał na tor jako przedostatni. Chociaż w takich warunkach nie dało się uzyskać konkurencyjnego czasu, przynajmniej jego kara za wymianę silnika nie miała żadnego znaczenia. W rezultacie zaczynał wyścig z 17. miejsca, ponieważ trzech kierowców w ogóle nie wykręciło żadnego czasu.

Jechałem tak wolno, że nawet nie zauważyłem, czy tor był śliski – stwierdził Kimi.

Sam wyścig okazał się prawdziwym majstersztykiem i najwspanialszym rezultatem Fina w karierze. Awans z przedostatniej linii startowej na najwyższy stopień podium na Suzuce był odpowiednikiem niezapomnianego zwycięstwa Miki Häkkinena w Belgii w 2000 roku. Kimi został drugim po Mice sportowcem z Finlandii, który wygrał na Suzuce, znanej jako tor dla urodzonych kierowców. Dzięki dziewiątemu zwycięstwu wspiął się także w rankingu mistrzów McLarena na piąte miejsce i wyrównał wynik swojej bratniej duszy, Jamesa Hunta. Jednocześnie został pierwszym kierowcą, który zdołał wygrać wyścig, mimo że otrzymał karę cofnięcia o dziesięć miejsc startowych.

Szczęście w końcu uśmiechnęło się do Kimiego. Idealnie przejechał wyścig i sięgnął po zwycięstwo po tym, jak na początku ostatniego okrążenia, w zapierający dech w piersiach sposób, wyprzedził Giancarlo Fisichellę w Renault. Po zdjęciu kasku w parku zamkniętym Kimi zaprezentował przed kamerami promienny uśmiech. Gdy mu gratulowałem, zapewnił, że nie pamięta, by kiedykolwiek był szczęśliwszy niż w tamtej chwili.

Nie wiem, jak długo to się utrzyma, ale jestem naprawdę szczęśliwy. Gdy trzeba walczyć z całych sił od początku do końca wyścigu, satysfakcja jest chyba większa. Jeśli osiąga się coś, chociaż na początku było ekstremalnie trudno, człowiek czuje się lepiej niż po przejechaniu całych zawodów na czele.

Kimi zorientował się, że ma szanse na wygraną, tuż przed swoją drugą i ostatnią wizytą w boksie.

Od dłuższego czasu nie patrzyłem na moją tablicę sygnalizacyjną, aż tu nagle zauważyłem, że jestem czwarty. Drugi (Jenson Button) i trzeci (Mark Webber) byli przede mną, a potem Fisichella wyjechał z boksów za mną. Wiedziałem, że w tym tempie mogę jechać jeszcze przez jakiś czas i jeśli będę dawał wystarczająco mocno, to przynajmniej zbliżę się do czołówki.

Potem, pod koniec wyścigu, czułem, że jestem znacznie szybszy. Próbowałem dogonić Fisichellę i gdy zaczęło się ostatnie okrążenie, pojawiła się możliwość, żeby go wyprzedzić. Nie dawałbym tak ostro, gdybym nie myślał o takiej szansie. Jechałem tak mocno, jak mogłem.

Nie miałem przecież nic do stracenia. Było jasne, że jeśli zmniejszę odległość do niego, spróbuję go wyprzedzić. Jechałem odpowiednio blisko i na początku ostatniego okrążenia miałem dobre tempo. Chciałem wygrać, ale nie było to łatwe. Wejście bok w bok w pierwszy zakręt wcale nie jest banalnym zadaniem. Pojechałem po zewnętrznej i się udało.

Zanim objąłem prowadzenie, nie przypuszczałem, że wygram. Inaczej jest siedzieć komuś na plecach, kiedy się wie, jak trudne będzie wyprzedzanie. Nie jest łatwo zrobić to za pierwszym razem. Miałem fart, że udało mi się go zostawić za sobą – powiedział Kimi z ulgą.”

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze