McLaren przeanalizuje kwestie poleceń zespołowych. Wszystko zależy od Red Bulla

Andrea Stella, obecny szef McLarena, woli unikać stawiania któregoś ze swoich kierowców w roli lidera ekipy, jednak z perspektywy zwycięstwa nie tylko w klasyfikacji konstruktorów, ale także kierowców, Włoch nie wyklucza faworyzowania Lando Norrisa w kryzysowych sytuacjach przez resztę sezonu.

Brytyjczyk w barwach McLarena po raz kolejny potwierdził swoją świetną dyspozycję w tempie na jednym okrążeniu w trakcie kwalifikacji do Grand Prix Włoch, jednak jak już zdążył nas przyzwyczaić, po raz siódmy w karierze stracił prowadzenie w wyścigu. Tym razem kierowcą, który wyprzedził Norrisa po starcie, został jego zespołowy partner i to pomimo słynnego papaya rules, czyli zasady mówiącej o tym, aby reprezentanci brytyjskiej ekipy starali się uważać w walce między sobą. 

McLaren znajduje się obecnie w dogodnej sytuacji, aby zostać liderem mistrzostw konstruktorów, a nawet w prowadzeniu w klasyfikacji kierowców. Red Bull, ich najpoważniejszy rywal, zmaga się z dość sporym kłopotem, jeśli chodzi o utratę konkurencyjności, więc tego typu wewnątrzzespołowe utarczki mogą w dłuższej perspektywie pozbawić ich szans na wielki tegoroczny sukces. 

Tego samego zdania po zakończonym wyścigu na Monzy był Andrea Stella, który potwierdził, iż jeżeli w przyszłości będzie musiał wydać jakiekolwiek zespołowe polecenie, to zrobi to z korzyścią dla Lando Norrisa. W tej deklaracji jest pewien haczyk, gdyż w przypadku powrotu dawnej dyspozycji Red Bulla, podejście do faworyzowania któregoś ze swoich podopiecznych może ulec zmianie, jednak nie wyklucza to chęci wydarcia laura najlepszego kierowcy z rąk Holendra.

„Obaj kierowcy są matematycznie (w walce o tytuł), ale Lando jest oczywiście na lepszej pozycji z punktu widzenia liczb” – przyznał szef McLarena. „Walczymy z Maxem Verstappenem, więc jeśli chcemy wesprzeć jednego kierowcę, to zdecydowanie musimy wybrać tego, który jest na najlepszej pozycji. Lando radzi sobie bardzo dobrze, zdobył pole position w Zandvoort i tutaj. Musimy (tylko) dostosować kilka drobnych rzeczy, które mogą pomóc jemu i nam wykorzystać to pierwsze pole startowe, tak jak to miało miejsce na Monzy”.

„Jeśli spojrzymy na to pierwsze okrążenie, kiedy wspólnie je przeanalizujemy, możemy zobaczyć, że było kilka rzeczy, które mogliśmy zrobić lepiej. Musimy się przyjrzeć (tej sytuacji) w sposób kompetentny, szczegółowy, konkretny, z uwzględnieniem materiałów wideo” – dodał Włoch.

„Myślę, że kierowca numer jeden działa dobrze jako nagłówek, ale nie jestem pewien, czy tak samo sprawdza się w prawdziwym świecie pod względem tego, co to oznacza i co robisz. Powiedzmy hipotetycznie, że w Zakręcie 4 doszliśmy do wniosku, że Lando zahamował zbyt wcześnie, a Oscar w pewnym sensie to przewidział i dostrzegł możliwość objęcia prowadzenia. To co to wnosi, jeśli (nie) jesteś numerem jeden i zamieniasz się okrążenie później? Po prostu bardzo trudno jest wdrożyć tę definicję w realnym życiu”.

„Lepiej jest kontynuować pracę jako zespół, uzyskać opinię obu kierowców, a następnie współpracować, aby spróbować osiągnąć ten cel w obu mistrzostwach, ponieważ teraz wygląda na to, że mistrzostwo kierowców jest zdecydowanie w zasięgu. Byliśmy trochę ostrożni, nawet przed Monzą, ale teraz widzimy, że McLaren walczy na torach, na których w zeszłym roku nie byliśmy konkurencyjni. Mamy bardzo mocny pakiet i może być to silna broń dla Lando w jego dążeniu do mistrzostwa”.

A czy wygrana na Monzy była możliwa? Andrea Stella przyznał, że przed rozpoczęciem wyścigu poziom zużycia opon nie był taki oczywisty i śmiały ruch dokonany przez Charlesa Leclerca sprawił, że finalnie to on mógł cieszyć się z triumfu przed licznie zgromadzonymi na trybunach tifosi. W McLarenie obawiano się powtórzenia takiej strategii: „Nasz samochód tradycyjnie radzi sobie dobrze z tylnym ogumieniem, ale kiedy ziarnieje przód, mamy tendencję do agresywnej jazdy. To sprawiło, że byliśmy nieco zdenerwowani, zwłaszcza po tym, jak Lando zablokował lewy przód kilka okrążeń wcześniej. W normalnych okolicznościach byłby to symptom, że opony zaczynają się męczyć”.

„Z perspektywy czasu myślę, że degradacja u Leclerca była na tyle niska, że nie moglibyśmy pokonać go na strategii dwóch pit stopów. Przegapiliśmy to o kilka okrążeń, ale kilka okrążeń to dużo. Pozostaje więc znakiem zapytania, czy mogliśmy wygrać wyścig, czy nie. Wygląda jednak na to, że w oponach było potencjalnie więcej, niż mogliśmy się spodziewać. Oczywiście wszyscy przystąpili do wyścigu z wątpliwościami, ponieważ nikt nie jeździł na twardych oponach (w treningu), a kiedy jesteś na trzecim miejscu, łatwiej jest powiedzieć: «pozwól mi spróbować pojechać na jeden postój», niż kiedy prowadzisz. Jeśli to nie zadziała, to będzie nieszczęście na koniec wyścigu”.

Źródło: planetf1.com, motorsportweek.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze