Po podium zdobytym przez Lando Norrisa we Włoszech, oczekiwania wobec Brytyjczyka wzrosły. Jednak nadzieja na zdobycie punktów do klasyfikacji generalnej Formuły 1 w Miami została zespołowi McLarena odebrana niedługo przed końcem wyścigu.
Do debiutującego w kalendarzu Grand Prix Miami, Norris wystartował na 8. pozycji, którą zaraz po starcie zamienił na 9. i gdyby nie to, co wydarzyło się na 41. okrążeniu, kierowca McLarena dowiózłby do mety dwa punkty. Stałoby się tak, gdyby nie kolizja z Pierrem Gaslym. Francuz powracający na tor w 8. zakręcie znacznie zwolnił, przez co zaraz koło niego znalazł się Norris. Kierowcy, będąc w zakręcie nie zostawili sobie nawzajem wystarczająco miejsca i doszło do kolizji. Dla Brytyjczyka oznaczało to koniec wyścigu.
Kierowca McLarena nie potrafił określić, czyja to była wina, jednak przyznał, że strata jednego lub dwóch punktów to nie koniec świata: „To frustrujące, ale to nie koniec świata. Niektórzy winią mnie, niektórzy jego. Słyszałem, że Gasly zgłaszał przez radio wycofanie się z wyścigu, jeżeli to prawda, uważam, że ta kolizja, to było głupie posunięcie z jego strony. Jeżeli masz zamiar się wycofać, to zjeżdżasz z drogi tym, którzy dalej się ścigają. Jeżeli on dalej chciał się ścigać, to był to incydent wyścigowy”
.
Norris, mimo iż nie traci pozytywnego nastawienia, zaznacza, że był to ciężki dzień i zespół zamierza dalej walczyć: „To był ciężki dzień. Oczywiście nie zakończył się w najmniejszym stopniu tak, jakbyśmy tego chcieli. Na szczęście nie straciliśmy dużo. Szkoda, ale nadrobimy to i będziemy lepsi następnym razem”
.
Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.