Chwila prawdy dla Red Bulla - zapowiedź Grand Prix Węgier

Po szybkim, złożonym głównie z długich prostych i dohamowań przed ostrymi nawrotami, Red Bull Ringu, F1 odwiedza Hungaroring, który ma zupełnie inną charakterystykę. W Austrii Mercedes panował niepodzielnie. Na Węgrzech Max Verstappen i Red Bull mają szansę na rewanż.

Jak silny jest Red Bull?

Red Bull zaliczył fatalny pierwszy wyścig, zdobywając w nim zero punktów. To od razu postawiło pod znakiem zapytania plan zagrożenia Mercedesowi w tym roku. Hungaroring to tor, na którym zawsze byli silni. Moc silnika jest tu najmniej ważna ze wszystkich torów w kalendarzu, a ich samochód uchodzi za bardzo dobry w wolnych zakrętach. To będzie test. Chwila prawdy. Kierowcy Red Bulla zawsze są wymieniani w roli faworytów na Węgrzech, w zeszłym roku Max Verstappen wygrał tu kwalifikacje, ale od wygranej Daniela Ricciardo w deszczowym wyścigu z sezonu 2014, nie tryumfowali tu ani razu. W tym roku koniecznie muszą to zrobić, jeśli marzą w o nawiązaniu walki z Mercedesem. Zespół Lewisa Hamiltona jest niepokonany na szybkich torach, gdzie najwięcej zależy od silnika. Red Bull musi więc być lepszy na torach wolnych i krętych, takich jak Hungaroring. Dodatkowo, jak niemal zawsze na Węgrzech temperatury będą wysokie, co w ostatnich sezonach oznaczało zwykle kłopoty Mercedesa. Red Bull i Verstappen starają się studzić oczekiwania, ale prawda jest taka, że po słabym starcie w Austrii nie mogą sobie już pozwolić na nie wykorzystywanie takich okazji.

Czy Bottas rzeczywiście może zagrozić Hamiltonowi?

Niezależnie od tego co pokaże Red Bull, Lewis Hamilton ma jak na razie mocnego konkurenta do mistrzowskiego tytułu. Valtteri Bottas jest pierwszy w klasyfikacji, co teoretycznie powinno być zmartwieniem dla Lewisa Hamiltona, jednak Anglik nie okazuje najmniejszych oznak zaniepokojenia. Bottas zaczynał sezon od dwóch wyścigów na jednym ze swoich ulubionych torów, z kolei Lewis otwarcie mówił, że tor w Austrii jest jednym z obiektów, na których zazwyczaj ma problemy. Fin rzeczywiście pewnie wygrał pierwszy wyścig, ale w drugim plany pokrzyżowały mu deszczowe kwalifikacje. Wygrał Lewis i w efekcie ma tylko sześć punktów straty. Na Węgrzech wygrał już siedem razy i z pewnością jest przekonany, że od tego weekendu wszystko w Mercedesie wróci do normy. Gdyby Bottas pokonał go tutaj, byłby to znacznie silniejszy argument za jego szansami na mistrzostwo, niż zwycięstwo w Austrii.

Ferrari w fatalnej sytuacji

Ani Red Bull ani Mercedes nie muszą specjalnie oglądać się za siebie. Ferrari wydaje się kompletnie pokonane. Kibice w Maranello przeżywają prawdziwy koszmar. W drugim wyścigu Ferrari zaprezentowało nowy pakiet aerodynamiczny, ale mokre kwalifikacje i kompromitująca kraksa kierowców na pierwszym okrążeniu sprawiły, że nie zobaczyliśmy jego potencjału. Węgry to tor, na którym silnik nie ma takiego znaczenia. To chwila prawdy również dla Ferrari. Z tym, że tutaj stawką nie jest walka o mistrzostwo, jak w przypadku Red Bulla. Tutaj chodzi o to czy Ferrari zdoła na tyle pewnie obronić trzecie miejsce, żeby mieć nadzieję na powrót do zwycięstw w następnych sezonach.

Obecny kryzys zespołu przywodzi na myśl sezon 1991, który rozpoczął serię trzech lat bez zwycięstwa, najdłuższą w historii teamu. Jest wiele podobieństw. Doświadczony, wielokrotny mistrz świata (wtedy był to Alain Prost), który przyszedł do Ferrari, by dać teamowi pierwsze mistrzostwo od lat, ale którego pobyt w zespole po świetnym początku, okazał się rozczarowaniem dla obu stron. W drugim samochodzie młody, obiecujący kierowca (Jean Alesi). Niepewna pozycja szefa zespołu (wówczas był to Cesare Fiorio). Samochód będący tak naprawdę ulepszoną wersja zeszłorocznego, podczas gdy konkurencja robi spory krok do przodu. No i oczywiście frustrujące kierowców zakulisowe polityczne gry, które nie pozwalają w pełni wykorzystać potencjału drzemiącego w zespole. To w historii Ferrari było zawsze, oprócz ery Michaela Schumachera i Jeana Todta.  

Teraz sytuacja jest jednak pod wieloma względami jeszcze gorsza niż w latach dziewięćdziesiątych. Wtedy Ferrari było najbogatszym teamem w F1 z ogromnymi zasobami, w tym własnym torem do testów, teraz F1 jest w przeddzień wprowadzenia ograniczeń budżetu, a ilość testów jest ściśle ograniczona. Na domiar złego Ferrari kończy się czas na wprowadzanie poprawek jednostki napędowej, która jest piętą achillesową zespołu (a także ich zespołów klienckich) zanim one również zostaną bardzo ściśle ograniczone. W ostatnim wyścigu nie punktował żaden samochód z silnikiem Ferrari. Nowe regulacje w 2022 roku wydają się dla Ferrari ostatnią szansą na powrót do zwyciężania. Czy jednak w atmosferze jaka obecnie panuje w teamie uda się zrobić istotny krok do przodu.

Kolejną przewagą sytuacji z przeszłości jest fakt, że Prost i Alesi szanowali siebie nawzajem na torze. Natomiast z pewną dozą złośliwości można stwierdzić, że Vettel i Leclerc zderzają się ostatnio w co trzecim wyścigu.

Środek stawki coraz bliżej czołówki

Problemy Ferrari oznaczają, że zespoły środka stawki po raz pierwszy od dawna mogą liczyć, przy odrobinie niezbędnego szczęścia, na miejsce na podium. Jak dotąd udało się to Lando Norrisowi. McLaren liczy na kolejną sporą zdobycz punktową na Węgrzech. Gwiazdą pierwszych wyścigów w Austrii był Norris, a z kolei jego zespołowy partner Carlos Sainz mimo dobrych występów, był prześladowany przez pecha. To odwrócenie ról, w porównaniu z tym, co obserwowaliśmy w zeszłym sezonie. Na Węgrzech Sainz, który punktuje tu zawsze od 2016 roku, będzie chciał w końcu uzyskać wynik na miarę swojego potencjału.

Samochody Racing Point pokazały świetne tempo w Austrii, ale Hungaroring może im mniej odpowiadać. Z tego powodu Renault liczy na to, że uda im się tym razem zwyciężyć w pojedynku z zespołem, z którym walczy także za kulisami, zgłaszając oficjalny protest, przeciwko elementom ich samochodu, zdaniem Renault nielegalnych. Protest Renault nie jest nawet najbardziej gorącym tematem w padoku związanym z Racing Point. W kuluarach mówi się raczej o rozmowach zespołu z Vettelem, na temat przyszłorocznych startów, co stawia zwłaszcza przyszłość Sergio Pereza w teamie pod znakiem zapytania. Nikt by o tym nie pomyślał jeszcze kilka miesięcy temu. Dziś jednak team, który od przyszłego roku będzie startował pod nazwą Aston Martin, jest dla Niemca najlepsza (jedyną?) opcją na pozostanie w F1.

McLaren, Renault i Racing Point mocno zredukowały swoją stratę do trzech najlepszych zespołów, za to tworzy się dystans między nimi a trzema najsłabszymi teamami (Alfa Romeo, Haas i Williams). Nie wiadomo do końca, bliżej której grupy znajduje się obecnie zespół Alpha Tauri. Może po Grand Prix Węgier obraz potencjału juniorskiego zespołu Red Bulla będzie nieco bardziej jasny.

 

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze