Być albo nie być dla Vettela – zapowiedź Grand Prix Singapuru

Sezon 2018 wchodzi w decydującą fazę. Wyścig o Grand Prix Singapuru jest bardzo ważny dla losów mistrzostwa. Jeśli Sebastian Vettel nie wygra, będzie w bardzo trudnej sytuacji i emocje w walce o tytuł mogą się skończyć równie szybko jak w zeszłym roku.

Grand Prix Singapuru to wyścig wyjątkowy w kalendarzu F1. Uliczny wyścig przy sztucznym oświetleniu ma niepowtarzalną atmosferę. Zawsze dobrze tu prezentujący się tutaj Vettel, będzie w tym roku pod dużą presją, Red Bull będzie chciał wmieszać się w walkę o zwycięstwo, a Charles Leclerc pojedzie w wyścigu po raz pierwszy, od kiedy został ogłoszony przyszłorocznym kierowcą Ferrari.

Vettel musi wygrać

Sebastian Vettel w Singapurze był jak dotąd sześć razy na podium i cztery razy wygrywał. Również cztery razy zdobywał pole position. Singapur to dla Vettela mnóstwo dobrych wspomnień, ale też jedno zupełnie koszmarne. W zeszłym roku właśnie tutaj miał miejsce przełomowy moment mistrzostw, kiedy dwa Ferrari zderzyły się już przed pierwszym zakrętem.

Vettel w Singapurze zawsze jest faworytem, ale tym razem jest naprawdę pod dużą presją. Po tym jak nie wygrał w Monza, jego mistrzostwo stanęło pod ogromnym znakiem zapytania i gdyby nie wygrał także w Marina Bay, Lewis Hamilton stanie się niemal murowanym faworytem do tytułu.

Ferrari najprawdopodobniej będzie najsilniejsze w Singapurze, ale wygrana tu nigdy nie jest łatwa, zwłaszcza, że Vettel ma świadomość, że wypadnięcie z toru lub awaria oznacza praktycznie koniec szans na mistrzostwo. Limit błędów dla Niemca już się wyczerpał. Teraz wszystko musi pójść idealnie.

Na co stać Red Bulla?

Mercedes nie liczy na wiele na torze, który tradycyjnie jest dla nich najtrudniejszy w sezonie, ale tak przecież było również rok temu. Hamilton nie raz zaskakiwał Ferrari także w tym sezonie. Mercedes będzie jednak miał w tym wyścigu inny problem. Punkty może odebrać im Red Bull. Christian Horner nie liczy co prawda na powtórkę z Monako, ale jego kierowcy z pewnością mogą wmieszać się w walkę Mercedesa z Ferrari, potencjalnie odbierając któremuś z pretendentów do tytułu cenne punkty.

Kto wygra w „klasie B”?

Grand Prix Singapuru to wyścig nietypowy i jest zwykle okazją do zdobycia punktów dla tych, którzy na innych torach zostają w tyle. Williams liczy, że ich problemy z aerodynamiką nie będą tu aż tak widoczne, McLaren ma nadzieję, że lepiej wypadnie na torze, gdzie mniej ważna jest moc silnika. Zespołowi Zaka Browna coraz bardziej zagraża w punktacji odrodzony zespół Force India. W Singapurze jak zawsze będą silni, a Sergio Perez jak dotąd w swojej karierze zawsze zdobywał tu punkty.

Dodatkowe emocje w środku stawki zapewnia zespół Haas, który z powodu niesnasek poza torem, jest teraz na wojennej ścieżce nie tylko z Force India, ale też z Renault, które zdaniem Günthera Steinera złamało międzyzespołowe ustalenia, składając w Monza protest, który doprowadził do dyskwalifikacji Romaina Grosjeana.

Oczy fanów będą zwrócone jednak przede wszystkim na Charlesa Leclerca. To pierwszy wyścig od ogłoszenia, że przechodzi do Ferrari. Teraz oczekiwania wobec niego jeszcze wzrosną. Sauber ma jeszcze w tym sezonie ambicję walki o Q3 w każdym wyścigu i forma Leclerca jest w tym przypadku kluczem do sukcesu.

Przegrani sezonu transferowego

Przejście Kimiego Räikkönena do Saubera, w połączeniu z plotkami o zatrudnieniu Daniiła Kwiata przez Toro Rosso i Artioma Markiełowa przez Williamsa sprawia, że wolnych miejsc w samochodach jest już bardzo mało, a kierowców, których przyszłość jest ciągle niepewna, całkiem sporo.

Esteban Ocon, Stoffel Vandoorne, Marcus Ericsson, Brendon Hartley i Siergiej Sirotkin, z pewnością zrobią wszystko, by przypomnieć ewentualnym pracodawcom o swoich umiejętnościach, ale niestety najprawdopodobniej to nie one zadecydują o tym, kto z nich pozostanie w Formule 1. Vandoorne i Ocon przyznają, że ich szanse na posadę w przyszłym sezonie są już bardzo małe. Ostatnie wyścigi pokażą, czy ta trudna sytuacja podziała na nich demotywująco, czy może zmobilizuje do walki.

Azjatyckie Monako

Wyścig na torze Marina Bay to obecnie jeden z najważniejszych przystanków cyrku F1. Jeśli chodzi o prestiż, można go nazwać azjatyckim Grand Prix Monako. Pojawia się tu mnóstwo gwiazd, jest dużo imprez towarzyszących, wokół kręcą się biznesmeni negocjujący nowe kontrakty, a nad wszystkim unosi się zapach ogromnych pieniędzy. Z perspektywy kierowców weekend w Singapurze to jednak nie dekadenckie imprezy, ale bardzo ciężka praca.

Marina Bay nie należy do najdłuższych torów, ale ma aż 23 zakręty, zdecydowanie najwięcej wśród wszystkich torów w kalendarzu. Jest torem ulicznym o wyboistej nawierzchni, więc nawet na prostych nie da się odpocząć. Temperatura w kokpicie podczas Grand Prix Singapuru potrafi dochodzić do 60 stopni Celsjusza. Podczas wyścigu kierowcy tracą na wadze co najmniej dwa kilogramy. Tor jest lewoskrętny, co jest w F1 nietypowe i stanowi dodatkowe fizyczne wyzwanie. Innym problemem jest jet lag. Teamy po przybyciu z Europy pokonują go funkcjonując według europejskiego czasu.

Aerodynamika nie odgrywa tu dużej roli. Prędkości w zakrętach są, jak na tor F1, bardzo niskie. Samochody ustawiane są na największy docisk, a kluczowe jest dobre wykorzystanie ogumienia i trakcja.

Mimo małej przeciętnej szybkości na krętym torze, w przeciwieństwie do Monako, wyścig nie odbywa się na krótszym dystansie. Samochód bezpieczeństwa pojawia się tu jak dotąd zawsze, co dodatkowo spowalnia bieg wydarzeń. W efekcie wyścig trwa najdłużej ze wszystkich w sezonie, a czasem kończy się po regulaminowych dwóch godzinach.

Kwalifikacje są tu niemal tak ważne jak w Monako. Prosta startowa w Singapurze jest bardzo krótka, co powoduje duży tłok na pierwszym zakręcie, ale ułatwia zdobywcy pole position utrzymanie pozycji. Zwycięzca kwalifikacji wygrywa tu niemal zawsze, mimo że, w przeciwieństwie do toru w Monako, w Singapurze da się wyprzedzać. Najlepsze miejsca do wyprzedzania to sekwencja zakrętów 7 i 8, oraz zakręt 14.

W tym roku na kilku fragmentach toru położono nowy asfalt i nieco przeprofilowano sekcje zakrętów 16 i 17, co spowodowało skrócenie toru o dwa metry.

Opony, taktyka i pogoda

W tropikalnym klimacie Singapuru często zdarzają się mżawki i burze, ale jak dotąd deszcz spadł podczas wyścigu tylko raz, w sezonie 2017. W tym roku powinien nastąpić powrót do normy, czyli suchy wyścig.

Zużycie opon jest w Singapurze duże, ze względu na temperatury i dużą liczbę zakrętów, ale teamy starają się zminimalizować liczbę pit stopów. Aleja serwisowa jest bardzo długa, a na torze ulicznym trudno nadrabiać stracone pozycje. Idealną taktyką jest ograniczenie liczby zjazdów do minimum i wykonanie ich podczas fazy samochodu bezpieczeństwa. Jeśli jednak nie pojawi się on w odpowiednim momencie, sprawa zaczyna się komplikować. Kierowcy przyjmują różne strategie i kiedy różnice w stanie opon zaczynają się pogłębiać, obserwujemy więcej manewrów wyprzedzania.

Na to właśnie liczy Pirelli przywożąc do Singapuru nietypowy zestaw opon: miękkie, ultramiękkie i hipermiękkie. Miejmy nadzieję, że dominacja najbardziej miękkich mieszanek skłoni niektóre teamy do zaryzykowania z taktyka na dwa pit stopy. Jak pokazał Robert Kubica w sezonie 2010, świeże opony pod koniec wyścigu, mogą być olbrzymim atutem w Singapurze.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze