Porsche znów na czele, Corvette coraz bliżej triumfu

Na godzinę przed końcem, załoga Porsche #2 odzyskała prowadzenie w wyścigu 24h Le Mans. W niezwykle wyrównanej klasie GTE Pro, najbliżej zwycięstwa widnieje Corvette

Dramatyczna sytuacja nie tylko Porsche, ale w ogóle klasy LMP1 determinowała Timo Bernharda do szybkiej jazdy i przejęcia pozycji lidera w całej stawce.  Wyliczenia wskazywały, że niecałą godzinę przed końcem wyścigu, Porsche powinno dogonić prowadzącą Oreca ekipy DC Racing, o ile nie dojdzie do kolejnych zaskakujących wydarzeń bądź chociażby miejscowych spowolnień. Na szczęście dla załogi #2, tych ostatnich praktycznie nie było, Bernhard pewnie zbliżając się do liderującego Laurenta, dwie godziny przed metą tracąc już niecałe okrążenie. Kolejna godzina także upłynęła bez większych przeszkód, dzięki temu Porsche dogoniło lidera klasy LMP2, na godzinę przed metą odzyskując czoło dla załogi LMP1.

W klasie LMP2, ciąg dramatów kontynuowała natomiast załoga Rebelliona #13. Auto najpierw pozostało nieco dłużej w boksach wskutek kolejnej awarii w tylnej części pojazdu, a potem otrzymało karę za spowodowanie kolizji, w której obrócił się inny prototyp LMP2, wciąż jadący Ligier #49 od ARC Bratysława. Wskutek tych incydentów, drugie miejsce w klasie przejął Ragues, zmieniony później przez André Negrão, a na trzecie wskoczył Alex Brundle z DC Racing. Głównym zadaniem Thomasa Laurenta było natomiast utrzymać tempo pozwalające zachować prowadzenie w całej stawce – niestety, uwarunkowania techniczne, na godzinę przed metą zmusiły załogę DC do oddania pozycji.

W przypadku pojazdów GTE Pro, bliskość końca wyścigu coraz bardziej zmuszały kierowców nie tylko do modyfikowania taktyki, ale i bezpośredniej walki o pozycje. Taktyka w przypadku tych pojazdów była niełatwa do porównania – każdy z czołówki pojazdów zjeżdżał do boksów osobno, inaczej planując ostatnie 100 minut rywalizacji. Pierwsza w tym okresie zrobiła to Corvette #63, która prowadząc przed zjazdem, po nim spadła na czwarte miejsce ze stratą niecałej minuty do liderującego Aston Martina – jednocześnie mając przed sobą już tylko jedną wizytę w boksach. Ford zaliczył zjazd kwadrans później, ze stratą sięgającą 30 sekund do Porsche i minimalną przewagą nad Corvette przed zjazdami mając nikłe szanse na podium – po kolejnych 10 minutach w boksie było już także Porsche, po powrocie Makowiecki tracąc do Magnussena 35 sekund. Najpóźniej, swój kolejny pit-stop zaliczył Aston Martin, który teoretycznie miał szansę dojechać do mety bez zjazdu lub z super-szybką wizytą w alei serwisowej, choć by zniwelować stratę 18 sekund do Corvette, Jonathan Adam musiał postarać się także o dobre czasy na torze.

Choć jeszcze wiele mogło się na torze zdarzyć, w klasie GTE Am sytuacja była dość stabilna, załogi JMW i  Spirit of Race #55 wciąż podążając na czele stawki. Z minuty na minutę, coraz bardziej niebezpieczna stawała się również przewaga załogi  Scuderia Corsa nad przeciwnikami, Townsend Bell powiększając początkowo 30-sekundową przewagę nad Oliverem Bryantem. Godzinę przed metą, przewaga ta była już praktycznie wystarczająca, by Ferrari spokojnie mogło dowieźć do mety trzecie miejsce, obawiając się jedynie nieoczekiwanych obrotów sprawy.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze