Alex Albon specjalnie dla ŚwiatWyścigów.pl

Ten wywiad był możliwy dzięki wsparciu naszych czytelników. Jeśli chcesz czytać więcej ekskluzywnych wywiadów 1-na-1, postaw nam kawę!

Jego kariera w sportach motorowych była jak dotąd dynamiczna. W swoim debiucie w Formule 1 w 2019 roku spędził tylko pół sezonu w Toro Rosso, zanim został dość niespodziewanie awansowany do głównego zespołu Red Bulla. Ogromna presja związana z występami u boku Maxa Verstappena sprawiła, że Taj tylko dwa razy znalazł się na podium, a po sezonie 2020 został zastąpiony Sergio Pérezem. Spokój odnalazł w serii DTM w 2021 roku, a po awansie George’a Russella do Mercedesa, Williams zaoferował mu współpracę, na którą zgodził się Red Bull, zwalniając go ponadto z zobowiązań po tym sezonie. Z Alexem Albonem na torze Monza rozmawiała Roksana Ćwik.

Alex, to jest szczególny dzień, bo dokładnie rok temu Williams ogłosił twoje dołączenie do zespołu na ten sezon. Niedawno potwierdzili też przedłużenie umowy. Jak to jest pozostać w końcu w jednym zespole na dłuższy czas?
Wspaniale. To szczególnie miłe uczucie, bo w Formule 1 pewność zatrudnienia nie jest zbyt wysoka. Cały czas czujesz, że musisz dowodzić swojej wartości i przywozić dobre rezultaty. Stabilność jest przyjemna. Możesz się zrelaksować i skupić na swojej jeździe, a nie tylko na samych wynikach. Oczywiście Williams dał mi szansę powrotu do Formuły 1 i jestem im za to bardzo wdzięczny, zatem świetnie, że będziemy kontynuować współpracę na dłużej. Bardzo dobrze dogaduję się z zespołem i celem jest walka o lepsze rezultaty i większe punkty.

Zdobyłeś już więcej punktów niż George Russell w swoim pierwszym sezonie dla Williamsa, a niedawno popisałeś się imponującą jazdą po 10. miejsce w Belgii. Jak to jest utrzymać za sobą tylu szybkich kierowców?
Nie było łatwo, prawdę mówiąc. Było to też zależne od toru. Zespoły środka stawki są bardzo blisko siebie. Oczywiście można powiedzieć, że my jesteśmy na końcu tej grupy, ale gdy wszystko zrobimy jak trzeba, możemy walczyć, tak jak w kwalifikacjach na Spa. Czasami jesteśmy dobrzy w kwalifikacjach, czasem w wyścigu. W Spa na przykład byliśmy dużo mocniejsi w kwalifikacjach niż w wyścigu. Podobało mi się to.

Będąc na Spa, wspaniale było widzieć uśmiech na twojej twarzy!
Było bardzo fajnie. Oczywiście sukces w Williamsie znaczy coś nieco innego niż w Red Bullu. Wejście do Q3 to duże osiągnięcie, podobnie zdobycie punktów. Ten zespół jest bardzo zżyty i wszyscy są ze sobą blisko. To miłe uczucie, móc przywieźć im taki rezultat i zobaczyć uśmiech na twarzach wszystkich. Cały sezon był pozytywny i jestem zadowolony.

Mówisz, że ludzie w Williamsie są zżyci ze sobą. Jaka jest największa różnica w porównaniu z Red Bullem?
Nie ma jednej takiej rzeczy, która się wyróżnia. Gdy dochodzi się do F1, wszystkie zespoły reprezentują tak wysoki poziom, że nie ma dużych różnic pomiędzy ekipą, która zdobywa mistrzostwo, a tą, która nie. Oczywiście Red Bull ma ogromną infrastrukturę i zatrudnia ogrom ludzi, co przyniosło im sukces. Największą różnicą jest chyba to, jakie są cele. W Red Bullu jest nim zdobycie mistrzostwa, a w Williamsie walka o szóste, siódme miejsce w klasyfikacji konstruktorów – to jest realistyczny cel dla nas. Żeby to zrobić, musimy zdobywać punkty i przed każdym weekendem wyścigowym mierzymy w pierwszą dziesiątkę, a nie w wygranie wyścigu. To tyle, tak naprawdę. Cała reszta jest bardzo podobna.

Czy trudno było się przestawić z wizyt na podium i walki o zwycięstwa na rywalizację o pojedyncze punkty?
Dla mnie nie. Byłem bardzo wygłodniały po roku przerwy od F1 i nie nastawiałem się na to, że to będzie ciężki rok i nie zdobędziemy żadnych punktów. Dla mnie to sezon, w którym chciałem dowieść swoich możliwości i udowodnić, że zasługuję na miejsce w Formule 1. Wciąż mnie to napędza. Oczywiście spodziewam się, że będziemy coraz lepsi i musimy robić postępy, ale nie mam takiego poczucia, że nie walczę o takie pozycje jak kiedyś. Dostałem drugą szansę i muszę ją wykorzystać jak najlepiej – to jest moje nastawienie.

Spędziłeś poprzedni sezon w DTM. Co najbardziej cię tam zaskoczyło?
Są dwie rzeczy. Po pierwsze osiągi samochodów, które mają kontrolę trakcji, ABS i wiele elektroniki, która ma pomagać kierowcy. Na początku miałem z tym sporo trudności, bo w Formule 1 nie mamy nic z tych rzeczy i prowadzi się na czucie, a w wyścigach GT nie czujesz aż tak samochodu. Prawdę mówiąc, nie podobało mi się to, ale czułem, że wiele się nauczyłem i poznałem inny sposób prowadzenia samochodu. Porównuję to do zasobu słownictwa. Czytając książki poznajesz nowe słowa i możesz się lepiej wysławiać. Tak samo jest w wyścigach. Jeżdżąc różnymi autami, poszerzasz swoją wiedzę o tym, jak prowadzić je na limicie i stajesz się szybszym kierowcą. Myślę, że to jest bardzo ważne dla kierowcy. Bardzo na tym skorzystałem. Druga sprawa, to powrót do bardzo małego zespołu. W Red Bullu było 800-900 osób, a w DTM mieliśmy 20 ludzi. To bardzo mała grupa i musisz dobrze rozumieć relacje. W Formule 1 jedna osoba może być odpowiedzialna za bardzo niewielki element, a w DTM jedna osoba pracowała nad połową samochodu. Jest to pewna różnica, podobnie relacje, jakie masz z zespołem i komunikacja nieco się różnią.

Wspomniałeś o komunikacji. Wiemy, że team radio w DTM i Formule 1 jest zupełnie inne. Jakie miałeś odczucia, gdy nagle słyszałeś przez radio dużo mniej niż w F1?
Nie takie zupełnie inne. Formuła 1 jest po prostu bardzo zaawansowała technologicznie. Cały czas używasz przełączników, zmieniasz ustawienia silnika i samochodu. Nie ma dużo więcej w tym temacie.

Czy F1 może się czegoś nauczyć od DTM? W szczególności pytam o format weekendu, dostęp dla fanów czy pit-stopy.
Tak! Podobał mi się format weekendu. Fajnie było mieć tylko dwie sesje treningowe i przejść od razu do kwalifikacji i wyścigu. Robimy coś podobnego podczas weekendów ze sprintami. W mojej opinii, nie musimy robić trzech sesji treningowych i kwalifikacji. Byłoby lepiej mieć tylko jeden trening i potem od razu kwalifikacje. Potem możemy mieć jeden wyścig czy cokolwiek. Podobała mi się ta część DTM, tak samo kontakty i ogólnie mniej zasad – rywalizacja jest bardziej otwarta, a wyścigi odbywają się na torze, a nie w pokoju sędziów. Podobało mi się to. W Formule 1 bardzo trudno jest o to, by ścigać koło w koło, mieć kontakt i żeby któryś z kierowców nie dostał kary. Oczywiście samochody w DTM pozwalają na więcej, ale to wciąż fajna sprawa i podobało mi się to.

Jesteś teraz wolnym strzelcem, bo Red Bull zwolnił cię z kontraktu. Jak się czujesz, mając przyszłość w swoich rękach?
Tak, jestem niezależny od Red Bulla. Pomagali mi od kiedy miałem 12 lat, więc wciąż mam bliskie relacje ze wszystkimi tam. Jednak to prawda, że od przyszłego roku jestem wyłącznie kierowcą Williamsa i skupiam się na naszej przyszłości. Można powiedzieć, że będąc zupełnie niezależnym od nikogo jesteś wolny i możesz naprawdę zacząć pracować z zespołem. Pod tym względem to jest lepszy układ, bo ścigając się dla zespołu chcesz być w pełni jego częścią. Więc tak, to coś dobrego.

Morświnowanie było dużym problemem w tym sezonie. Czy coś się zmieniło od czasu Baku, gdzie to zjawisko wydawało się największe?
Możliwe. Na pewno zespoły zaczęły się powstrzymywać od tego, by ustawiać samochody zbyt agresywnie. Ten problem jednak zostanie. Każdy będzie doświadczać morświnowania i będzie to widoczne. Było to widać w Zandvoort, my mocno zmagaliśmy się z tym w Spa. Różni się to w zależności od zespołu, ale prawdę mówiąc, musimy zaakceptować, że samochody będą się tak zachowywać i dopóki coś się drastycznie nie zmieni, każdy będzie w jakimś stopniu morświnować. Sprawia to, że jazda jest dużo bardziej wymagająca fizycznie, więc to nie jest złe, ale gdy jedziesz po prostej i cały czas dobijasz do podłoża, to nie jest przyjemne.

Tak, widziałam, że Pierre Gasly miał problemy z karkiem, Lewis Hamilton z plecami, a tobie też coś dokuczało…
Dokładnie. To nie jest proste. FIA i zespoły cały czas nad tym pracują, żeby opracować jak najlepsze rozwiązanie na przyszły sezon. Oczywiście gdyby je wyeliminować, byłoby świetnie, ale trudno go uniknąć z uwagi na to, co dyktują przepisy.

Masz wiele zwierzaków, zwłaszcza kotów. Ile dokładnie? Sama kocham koty i mam jednego.
Wydaje mi się, że mam 13 kotów i jednego psa. To dużo zwierzaków (uśmiech). W mojej rodzinie bardzo kocha się zwierzaki.

Uwielbiam Horsey (śmiech)!
Tak, Horsey jest uroczy! Nie mam ulubieńców, ale gdybym miał, to byłby to Horsey (śmiech)! Jest bardzo uprzejmy, bo mamy też kocięta – dokładnie cztery – wobec których jest bardzo przyjazny. Może z twarzy jest zrzędliwy, ale to bardzo miły kot.

Gdybyś mógł włączyć do kalendarza F1 dowolny tor, co byś wybrał?
Hmmm… Bathurst w Australii. To bardzo fajny tor, ekscytujący i otoczony ścianami. Zupełnie inny od tego, co mamy teraz. To byłby też dobry tor do ścigania, z długimi prostymi do wyprzedzania. Piękne widoki, a Australia to zawsze przyjemne miejsce, więc tak.

Ostatnie pytanie. Gdybyś mógł wystartować w innych seriach jak IndyCar czy Le Mans, gdzie byś jeździł?
IndyCar. Po prostu mi się podoba. Tam jest dobre, hardkorowe ściganie, wyboiste klasyczne tory… Nie jestem pewny co do owali…

Musisz porozmawiać z Romainem Grosjeanem! Powiedział mi, że boi się owali i nigdy na żadnym nie wystartuje, a teraz je uwielbia!
Dokładnie (śmiech)! Podoba mi się IndyCar. Przyglądałem się uważnie tej serii w trakcie mojego roku przerwy, zanim wróciłem do F1. Badałem temat. IndyCar jest fajne.

Dziękuję bardzo, to była przyjemność!
Dziękuję.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze