Grand Prix Australii – analiza ŚwiatWyścigów.pl

Zwycięstwo Sebastiana Vettela w inauguracyjnej Grand Prix Australii może być dla nas lekkim zdziwieniem, ale tylko lekkim. Zgarniający od trzech lat oba tytułu Mercedes po raz pierwszy poczuł na sobie poważny oddech rywala, który dał mu bardzo jasno do zrozumienia, że może konkurować z nim w długim okresie. Szkoda, że walka między tymi ekipami będzie jedynie strategiczna, bo na wyprzedzania w tym sezonie raczej nie mamy co liczyć. W poniższym artykule przeanalizujemy Grand Prix Australii i przyjrzymy się formie wszystkich zespołów.

Po starcie wydawać by się mogło, że Mercedes z Lewisem Hamiltonem mogą być już prawie pewni zwycięstwa, przez co taki obrót spraw może być postrzegany jako przegranie wygranego wyścigu. Na pewno nie przez Hamiltona, który swój występ na ulicach Albert Park uważa za bardzo dobry i solidną zdobycz punktową. 

Obaj kierowcy Mercedesa nie dogadywali się dobrze z oponami. Mimo najlepszych czasów w piątkowych treningach Lewis narzekał na ich formę, szczególnie w popołudniowej sesji, a więc w warunkach zbliżonych do wyścigowych. Według szacunków Mercedesa, optymalne okno temperaturowe, w którym opona pracuje najlepiej, jest w przypadku nowych gum Pirelli zdecydowanie węższe, a ekipa z Brackley po raz kolejny nie potrafiła się do niego dostosować, wychodząc poza nią przez znaczną ilość czasu.

Sprawiedliwie byłoby powiedzieć, że to nie Lewis Hamilton przegrał ten wyścig, tylko Sebastian Vettel go wygrał. Niemiec od początku mocno naciskał 3-krotnego mistrza świata, a na 17. okrążeniu, kiedy Hamilton zjechał na zmianę opon, tracił do niego jedynie 1,8 sekundy. Biorąc pod uwagę, że przy większym pakiecie aerodynamicznym utrzymywanie się w tak bliskiej odległości za poprzedzającym kierowcą jest bardzo trudne, co przyznał również Bottas, argumentując swój brak walki z Hamiltonem pod koniec wyścigu, to Vettel wykonał fantastyczną pracę. Hamilton doskonale o tym wiedział, dlatego w godny sposób zaakceptował swoją pozycję.

Valtteri Bottas w debiucie za sterami Mercedesa pokazał, że jest dobrym kierowcą dowożąc do mety trzecie miejsce. Fin pojechał „klasyczny wyścig Nico Rosberga”, który pozostanie nam raczej w pamięci jako ten, który zawsze próbował dorównać Lewisowi. Bottas w piątkowych treningach potwierdził, że jest nieco wolniejszy, ale ostatecznie wykonał powierzone mu zadanie, co ucieszyło szefostwo zespołu. Niki Lauda pokusił się nawet o stwierdzenie, że nikt nie zrobiłby tego lepiej. 

Zwycięstwo Sebastiana Vettela jest zdecydowanie przełomowym wydarzeniem. Niemiec wygrał z Lewisem Hamiltonem w równej walce, głównie za sprawą strategii i delikatnego pecha Brytyjczyka, który znalazł się po odbyciu pit stopu za Maxem Verstappenem. Oprócz samej strategii, bardzo ważna była dla Vettela także sama zmiana kół, którą mechanicy Ferrari przeprowadzili 0,3 sekundy szybciej niż ekipa Mercedesa. Jock Clear, jeden z technicznych guru Scuderii powiedział nawet, że po pit stopie Lewisa Ferrari było już pewne zwycięstwa. 

Mimo pierwszego tryumfu od Grand Prix Singapuru 2015, gdzie puchar za zwycięstwo także wznosił do góry Vettel, w czerwonym garażu nadal panował niedosyt, oczywiście za sprawą Kimiego Räikkönena. Maurizio Arrivabene już podczas kwalifikacji chodził skruszony wynikami swoich kierowców i mina nie poprawiła mu się tak samo jak pozycja Kimiego Räikkönena. Fin w swoim pierwszym stincie narzekał na złą pracę opon, która uległa znaczącej poprawie po odbyciu postoju. Nowy komplet super-miękkich gum zaowocował rekordem okrążenia. 

Red Bull spisał się w ten weekend poniżej oczekiwań i potwierdził, że odstaje nieco od Mercedesa i Ferrari, co przez cały weekend powtarzał Max Verstappen. Holender, podobnie jak jego kolega z ekipy, notował wyraźnie gorsze czasy i był w stanie zameldować się na mecie dopiero jako piąty, bez nawiązania walki z żadnym z kierowców z czołowej czwórki. 

O Danielu Ricciardo najlepiej byłoby nie pisać nic, ponieważ Australijczyk bardzo chętnie całkowicie zapomniałby o tej Grand Prix. Problemy zaczęły się już w kwalifikacjach, gdzie wypadł z toru w trzeciej części czasówki i musiał ruszać do wyścigu z 10. pola. Niestety już podczas okrążenia rozgrzewkowego posłuszeństwa odmówiła skrzynia biegów, która zacięła się na 6. przełożeniu. Ricciardo wyjechał jednak na tor z dwoma kółkami straty, ale i tak nie osiągnął mety z powodu awarii silnika. Tuż po wyjściu z kokpitu pojawiły się głosy, że Daniel będzie musiał uciec się w którymś momencie sezonu do dodatkowej jednostki napędowej i pogodzić się z karą cofnięcia o 10 miejsc. 

Weekend w Australii pokazał, że Williams może być nazywany „zespołem dwóch prędkości”. Felipe Massa po 46-dniach sportowej emerytury udowodnił, że nadal jest w pełni sił i gdy wszystko będzie układać się po jego myśli, może zmienić swoją decyzję i zostać w Formule 1 jeszcze na jakiś czas. 

Brazylijczyk mimo problemów w treningach zaliczył bardzo udany występ, odgrywając rolę lidera środka stawki, co w poprzednim sezonie praktycznie się nie zdarzało. Mimo poważnych zmian dokonanych w pionie technicznym przez zimę, a więc rozwiązaniu kontraktów w Patem Symondsem i Jasonem Sommervillem, szóste miejsce Massy napawa optymizmem.

Niestety nie możemy powiedzieć tego o Lance’ie Strollu, który zyskał sobie miano nowego Pastora. Kanadyjczyk po dwóch poważnych wypadkach w zimowych testach w Barcelonie kontynuuje tą passę i nie obniża tym bardziej stylu kraks. Co ciekawe, podobny wypadek dwa zakręty wcześniej miał w sezonie 2011 Pastor Maldonado. Przypadek?

Moglibyśmy wybaczyć 18-latkowi kraksy, gdyby popisywał się również tempem, które w poprzednim sezonie dało mu tytuł mistrza Formuły 3. Stroll nie radził sobie jednak już od początku weekendu. W kwalifikacjach wykręcił o ponad 2.1 sekundy gorszy czas od Massy, a po dopisaniu do jego konta kary cofnięcia o 5 miejsc za wymianę skrzyni biegów, startował z 19. pozycji. Wyścigu nie ukończył z powodu pęknięcia tarczy hamulcowej. On sam opisał swój występ jako „nadzwyczaj dobry”, ale najprawdopodobniej miał w pamięci jedynie manewry wyprzedzania, które za jego sprawą mogliśmy oglądać w początkowej fazie rywalizacji. 

Pęknięcia tarcz hamulcowych, o ile nie wynikają z błędów konstrukcyjnych, są podstawowym błędem, na które Williams nie może sobie pozwać, jeżeli chce walczyć o czwarte, czy nawet trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. Paddy Lowe, nowy dyrektor techniczny, zadeklarował już, że Williams będzie przymierzać się do Red Bulla, który jest w tym momencie trzecią siła w stawce. 

Póki co, za sprawą 6. i 10. lokaty w Melbourne, czwartą pozycję w klasyfikacji konstruktorów zajmuję Force India. Sergio Pérez, po którym możemy spodziewać się już czegoś więcej, wykonał swoją prace i zaliczył w pełni poprawy weekend. Uwagę skupiał na sobie Esteban Ocon, który zdecydowanie ma powody do zadowolenia. W swoim debiucie w różowych barwach Force India junior Mercedesa zdobył pierwszy w karierze punkt za sprawą dziesiątego miejsca.

Ocon od początku weekendu prezentował się bardzo solidnie. Niewiele odstępował Pérezowi i nie popełnił żadnego błędu, co dla tak niedoświadczonego kierowcy, który zalicza dopiero pierwszy pełny sezon może być uznane za sukces. W pamięci szczególnie zapadło nam wyprzedzenie Fernando Alonso przez 20-latka z ostatnich okrążeń. Czyżby w przyszłości będzie nam dane oglądać podobne ataki jak w przypadku Verstappena?

Zespół, po którym mogliśmy spodziewać się nieco więcej to Renault. Nico Hülkenberg nie miał najlepszego startu i przepychał się na pierwszym okrążeniu z Sergio Pérezem i Daniiłem Kwiatem. Później jechał równym tempem, a w końcówce był autorem jednego z 5. manewrów wyprzedzania, przejeżdżając wraz z Estebanem Oconem obok Fernando Alonso, który zakończył chwilę później zmagania.

Jolyon Palmer w trakcie sobotniego treningu zaliczył poważną kraksę, a podczas wyścigu padł z kolei ofiarą problemów hamulcowych. Jeśli wierzyć kierowcy, po odpuszczeniu pedału hamulec nadal był wciśnięty i odbijał ze znacznym opóźnieniem. Jako że Brytyjczykowi nie pomogły serie resetowania systemu, musiał spisać wyścig na straty. Jego inżynierowie potwierdzili później, że mieli już styczność z podobnymi problemami, ale ostatni raz wystąpiły one tak dawno temu, że nie byli na nie po prostu przygotowani. 

Runda ta z pewnością przyniosła Renault wiele zmartwień, ponieważ szefowie z pewnością wyobrażali sobie większe zwroty z poczynionych w przerwie zimowej inwestycji. Jeżeli problemy techniczne nie ustąpią, konieczny powrót do pracy u podstaw, do czego Francuzi zdecydowanie nie chcą już wracać. 

Powodów do radości nie miał również zespół Haasa, ale jest to jedyna ekipa, o której szczerze możemy powiedzieć, że miała pecha. Mimo że obaj zawodnicy nie ukończyli zawodów, widać, że podczas kolejnych występów będą liczyć się w walce o punkty. Na wyścig Kevina Magnussena oprócz kwalifikacji wpływ miała w szczególności kolizja na starcie z Marcusem Ericssonem, która ściągnęła go automatycznie do boksów. Duńczyk po wyjeździe z alei serwisowej prezentował przyzwoite tempo, ale na 50. okrążeniu dopadła go awaria tylnego zawieszenia, która zakończyła jego wyścig.

Amerykański team zdecydowanie większe nadzieje pokładał w Romanie Grosjeanie, który zakwalifikował się na 6. miejscu i przez cały czas podróżował właśnie w tych okolicach. Możemy pokusić się jednak o stwierdzenie, że gdyby nie zdiagnozowany przez mechaników Francuza wyciek płynu chłodzącego, był na dobrej drodze do powtórzenia sukcesu z zeszłego roku. Jeżeli ekipa popracuje nad niezawodnością, to w Chinach obaj kierowcy mogą być mocnym kandydatem do czołowej dziesiątki.

Obiecująco wygląda również postawa ekipy Toro Rosso. Daniił Kwiat i Carlos Sainz dali świetny przykład współpracy, kiedy Hiszpan przepuścił w pewnym momencie Rosjanina, ponieważ ten prezentował nieco lepsze tempo i miał szansę na walkę o kolejne pozycje. Niestety jego nadzieję spełzły na niczym gdy w jego Toro Rosso pojawił się problem z ciśnieniem w silniku, który wymusił także dodatkowy pit stop. Rosjanin aspirował do wykręcenia najlepszego czasu okrążenia wyścigu, ale to także mu się nie udało, przez co Melbourne opuścił nieco rozczarowany.

Carlos Sainz finiszował jako ósmy, zaledwie jedną pozycję przed swoim partnerem, ale zaliczył prawidłowy, bezproblemowy weekend, co na początek można uznać za przyzwoite osiągnięcie. 

Dużym zaskoczeniem podczas rundy w Australii okazała się ekipa Saubera, która w trakcie testów w Barcelonie oceniana była niewiele lepiej od McLarena. Szwajcarski zespół nadal wydaje się odczuwać trudności finansowe, co pokazują hektary pustego miejsca na samochodach i kombinezonach zawodników. Po rundzie na Albert Park Sauber zasłużył sobie jednak na pochwały, które bynajmniej nie powinny być kierowane jedynie do Antonio Giovinazziego, który zaliczył wspaniały debiut w Formule 1, ale i Pascala Wehrleina. 

Wehrlein, który na początku roku uległ poważnemu wypadkowi podczas wyścigu Race of Champions w Miami pauzował podczas pierwszej sesji testów w Hiszpanii, gdzie również zastępował go Giovinazzi, ale powrócił na drugą i zdeklarował się wystartować również w inauguracyjnym wyścigu. Po piątkowych treningach doszedł jednak do wniosku, że nie będzie w stanie przejechać 57 okrążeń wyścigu na 100%, a biorąc pod uwagę, że zazwyczaj w Australii wielu ekipom przydarzają się niecodzienne problemy, lepiej byłoby, aby w wyścigu wziął udział kierowca lepiej dysponowany i wykorzystał nadarzające się okazję. 

Giovinnazi nie przebrnął wprawdzie przez Q1, ale nie wiele mu do tego brakowało, a podczas wyścigu pokazał się z bardzo dobrej strony, finiszując na 12. pozycji, z 2 okrążeniami straty do Vettela. Mimo braku zdobyczy punktowej, Monisha Kaltenborn była z Włocha dumna. Szefowa zespołu Saubera przyznała jednak, że to Pascal jest w tym roku etatowym kierowcą i jak tylko wróci do pełnej sprawności, to do niego należeć będzie samochód. Giovinazzi nie będzie miał nawet możliwości startów w piątkowych treningach. 

Dochodząc do McLarena, ciężko powiedzieć o nim cokolwiek pozytywnego, za wyjątkiem tego, że Fernando Alonso zakwalifikował się do Q2, ale co to za sukces gdy aspiruje się do zwycięstw i tytułów? Słów w tej ekipie nie oszczędza już nikt. Wszyscy jednogłośnie przyznali, że to oni byli w Australii najgorszym zespołem. 

Problemy widać było już podczas piątkowych treningów, gdzie we znaki dawały się potężne wibracje w silniki, szczególnie podczas zmiany biegów na wyższy. Co więcej, dodatkowe problemy techniczne pozbawiły cennego czasu najpierw Stoffela Vandoorne w pierwszej sesji treningowej, a następnie Fernando Alonso w drugiej. 

Gwoździem do trumny dla McLaren był wyścig, z którego Vandoorne, który nie przebrnął wcześniej  nawet przez Q1, zakończył na ostatniej pozycji. Fernando Alonso, mimo zniszczeń przedniego skrzydła i zawieszenia, które sprawiały, że McLaren skręcał lekko w lewo, wytrzymał 54 okrążenia i zaliczył póki co najdłuższy stint w nowym modelu McLarena. Wcześniej rekord wynosił zaledwie 14 okrążeń. Sytuacja z ostatnich okrążeń, kiedy mistrz świata z 2005 i 2006 roku dał się objechać na prostej Estabanowi Oconomi i Nico Hülkenbergowi może być największą zmorą. 

Nowe przepisy aerodynamiczne pokazały, że utrzymanie się w bliskiej odległości w zakrętach za poprzedzającym samochodem nie wchodzi praktycznie w grę, dlatego bardzo istotna będzie moc silnika, a w której należy pokładać wszelkie nadzieje, jeżeli liczy się na wyprzedzanie. W tym roku będzie to zdecydowanie najmocniejsza broń, której McLaren póki co nie posiada. Różnice między osiągami jednostek napędowych Hondy a innych zespołów sięgały w ten weekend kilkunastu kilometrów. W Chinach, gdzie najdłuższa prosta ma ponad kilometr, ekipa z Woking, a tym bardziej inżynierowie z Sakury powinni przygotować się na jeszcze większe upokorzenie. 

W Grand Prix Australii oglądaliśmy jedynie 5 manewrów wyprzedzania, co w porównaniu do 37. z poprzedniego sezonu jest żartem. Chiny z uwagi na dłuższe odcinki proste i wydłużone strefy DRS zapowiadają się nieco lepiej, ale musimy przygotować się, że nie będą to naturalne manewry. Nowy pakiet aerodynamiczny faktycznie uczynił samochody szybszymi, co szczególnie widać było w sekcji zakrętów 11/12. Na tym zalety się jednak kończą. Chyba nie o taką Formułę walczyliśmy. Bernie wróć...? 

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze