Felieton: Dlaczego Ferrari i McLaren są w tyle?

Obie te stajnie to coś więcej niż jakiś tam zespół. Zarówno McLaren jak i Ferrari to ekipy, które były przez wiele lat na topie. Od ostatnich sezonów mają, jedna spore kłopoty z pokonaniem Red Bull Racing.

Sezon 2008 zakończył pewną erę, która była zdominowana przez Ferrari i McLarena. W tym samym momencie również FIA postanowiła porządne ograniczyć aerodynamikę i rozwój silników. Wszystko po to, aby rywalizacja na torze była znacznie ciekawsza. Jednakże jak to często bywa efekt zmian był niewidoczny w tej płaszczyźnie, w której się tego spodziewano.

Sezon 2009 był rozpoczęciem zupełnie innej, „taniej” Formuły 1. Jednak dla od lat będących ścisłej czołówce był to rok zmian. Z McLarena odszedł Ron Dennis, a jego miejsce przejął Martin Whitmarsh. Brytyjczyk nie był wyborem przypadkowym, ponieważ od lat był związany ze stajnią z Woking i oprócz doświadczenia na polu marketingowym w CV mógł również pochwalić się studiami na kierunku Mechanika i Budowa Maszyn. Tak, więc wydawało się, że McLaren został oddany w dobre ręce.

W Ferrari sezon 2009, co prawda nie był tym, w którym nastąpiła zmiana warty na stanowisku szefa zespołu, ale zniknęła niewidzialna, pomocna dłoń Jeana Todta. Francuz został wybrany na szefa FIA i jego współpraca ze stajnią z Maranello skończyłaby się wielkim skandalem, więc Stefano Domenicali musiał już w 100% sam władać Ferrari. Nie ma co ukrywać, że Włoch oprócz pasji do wyścigów nie posiadał imponującego CV. Studiował biznes, był dyrektorem wyścigów na torze Mugello w latach 1992-1994 i w Ferrari zajmował same szefowskie posady. Tak, więc sezon 2009 był wielkim sprawdzianem jego umiejętności.

Zarówno dla Ferrari jak i McLarena sezon 2009 okazał się bardzo nieudany. Obie ekipy „przespały” zimową przerwę, a także pierwsze wyścigi, przez co znalazły się bardzo daleko. Jakże odmienna sytuacja była wśród Brawn GP, który w ogóle miał się nie liczyć. Podobnie również było w przypadku Red Bulla. Te stajnie pojawiły się w czołówce znikąd… No może nie do końca, ale nie to jest tematem przewodnim.

Oczywiście nikt nie może być zawsze na topie, ale w kolejnych sezonach dostrzegaliśmy, że słaba postawa w roku 2009 nie była przypadkiem. Fernando Alonso w ostatnich sezonach próbował pokonać Sebastiana Vettela, ale cóż mógł zrobić, gdy po prostu samochody Red Bulla były znacznie lepsze, a zespół bezbłędnie zarządzany.

Niewiele się pomylę jeżeli uznam zespół Red Bull Racing za wzór dla innych ekip. Pomimo tego, że stajnią tą zarządza znacznie młodszy od Stefano Domenicaliego i Martina Whitmarsha, Christian Horner (40 lat) to przed objęciem posady szefa zespołu mógł pochwalić się piastowaniem takiej samej roli tylko, że w ekipach niższych serii. Prawda, że takie stanowisko jest większym doświadczeniem niż grzanie stołka i przyglądanie się pracy innego dyrektora wykonawczego?

Christian Horner nie dostał gotowego mistrzowskiego zespołu, którym trzeba było odpowiednio prowadzić. Gdy dołączył do Red Bulla to ekipa ta była, co najwyżej na dzisiejszym poziomie Force India. Jego najlepszym ruchem było niewątpliwie zatrudnienie Adriana Neweya, ale nie należało to do najłatwiejszych zadań. Brytyjczyk z pewnością musiał ubłagać od Dietricha Mateschitza sporo pieniędzy, aby przekonać rewelacyjnego inżyniera do odejścia z McLarena. Udało mu się to, ale sama obecność Adriana Neweya nie zamieniła Red Bulla w mistrzowską stajnię. Wymagało to powolnych procesów, ale w końcu się zakończyło powodzeniem.

Dziś zespół Red Bull Racing słynie z niesamowitej pracowitości, a do tego również innowacyjności. To oni wyznaczają nowe standardy w aerodynamice szukając korzyści nawet w drobiazgach. Jednak nie tylko Adrian Newey tam pracuje. Stajnia z Milton Keynes posiada także wyśmienitego szefa projektantów Roba Marshalla, który jest odpowiedzialny za dwa tytuły Renault w latach 2005-2006. Peter Prodromou natomiast jest szefem aerodynamiki i przez lata pracował wspólnie z Neweyem.

Oczywiście w zespole panuje bardzo dobra, wręcz rodzinna atmosfera. Podobnież każdy członek zespołu za mistrzowski sezon dostaje premię liczącą 5 tysięcy, więc niewątpliwie jest to sporo i jest to bardzo miły gest, których nie pamiętam z Ferrari czy McLarena.

Dwie legendarne stajnie zatraciły tą domową atmosferę. Szczególnie w przypadku stajni z Woking widać taką biurokrację i sztywność, którą brzydził się Adrian Newey. Przez to wypada z tej ekipy wielu dobrych inżynierów i odbija się to w wynikach.

Martin Whitmarsh za swojej kadencji nie zdobył z zespołem ani jednego tytułu, dopuścił do odejścia Paddyego Lowea i Lewisa Hamiltona. Przez to sezon 2013 okazał się totalną klapą, ponieważ uznawany za lidera zespołu Jenson Button nie był w stanie wyprowadzić ekipy z dołka. Oczywiście Brytyjskie media tego unikały, bo wolały podjąć temat dotyczący słabej formy Sergio Péreza. Prawda jest taka, że mistrz świata z sezonu 2009 po raz pierwszy dostąpił zaszczytu bycia numerem jeden, który faktycznie miał coś do powiedzenia w kwestii samochodu. Jak się okazało nie poradził sobie z tym wyzwaniem i nie należy do grupy kierowców-inżynierów, co dla zespołu jest niesamowicie trudne.

Szef McLarena nawet nie próbuje zrobić akcji ratunkowej dla stajni z Woking i poszukać jakiś porządnych inżynierów. Chociaż wydaje się, że ważniejszy byłby tam prawdziwy kierowca numer jeden, który potrafi rozmawiać o technicznych kwestiach i być w stanie sugerować jakieś rozwiązana. Takim kierowcą-inżynierem jest niewątpliwie Fernando Alonso. Hiszpanowi nie podoba się to, że Ferrari ma w poważaniu jego pomoc, więc niewykluczone, że się spakuje i powróci do stajni z Woking. Jednak zachęcenie go odpowiednią ofertą będzie bardzo trudnym zadaniem dla Martina Whitmarsha i kto wie, czy nie będzie to ostatnia szansa dla Brytyjczyka na uratowanie ekipy.

Myślę, że obecną sytuację w zespole McLaren najlepiej przedstawi Sergio Pérez, więc oddaję mu głos: „Jest to wielki zespół i nie ma co do tego wątpliwości, ale myślę, że brakuje mu organizacji, a także pokory w stawianiu czoła rzeczywistości”. Tak, więc niewątpliwie w środku ekipy panuje ogromny chaos.

Szczęściem dla McLarena jest zawarcie umowy z Hondą. Od sezonu 2015 japoński producent będzie dostarczał do ekipy z Woking silniki, ale już zaczyna porządkować tą stajnię po swojemu. To Honda stoi za zwolnieniem Sergio Péreza i prawdopodobnie kusi Rossa Brawna do zastąpienia Martina Whitmarsha. Oczywiście rozmowy z Fernando Alonso także są wynikiem nacisków japońskiej marki. To dzięki niej McLaren powinien być w stanie osiągać ogromne sukcesy i dorównywać Red Bullowi, ale jeszcze do tego daleka droga.

Nie pomylę się jeśli powiem, że Włosi są jednymi z najleniwszych pracowników. Gdy jeden z nich jeszcze zasiada na „tronie” to robi się nie za ciekawie. Tak też jest w Ferrari i niestety styl życia Włochów z pewnością nie jest pomocny w osiąganiu sukcesów, jednak w przeszłości to właśnie stajnia z Maranello dominowała i co ciekawe to zawsze rywale mieli na swoim pokładzie Adriana Neweya. Jednakże czasy dominacji dawno minęły i czas wprowadzić nieco świeżości w ten zespół.

W filmie Rush była ciekawa scena, w której Niki Lauda przejechał kilka okrążeń samochodem Ferrari i powiedział, że jest do niczego. Inżynier natychmiast uciszył go mówiąc, że przecież jeździ w stajni z Maranello. Nie było to wyssane z palca, ponieważ można dostrzec narcyzm w Scuderii, który szczególnie nasilił się w ostatnich miesiącach kiedy to Fernando Alonso pozwolił sobie na większą krytykę zespołu.

Stefano Domenicali nie może być dumny ze swojej pracy, ponieważ Ferrari wpadło w niemały dołek i pytanie czy da się jeszcze powrócić na szczyt. Co prawda początek sezonu 2013 był przede wszystkim pechowy, ale samochód stajni z Maranello był wręcz rewelacyjny. Jednakże, co z tego skoro później zapomniano o rozwoju F138? W poprzednim roku było dokładnie odwrotnie, ale oczywiście gdyby nie porządna krytyka zarówno w mediach jak i z ust Luki di Montezemolo to prawdopodobnie Alonso i Massa mogliby pomarzyć o tak dobrej maszynie na zakończenie roku.

Za mało udane konstrukcje zeszłych lat odpowiedzialny był Pat Fry i na szczęście jego miejsce zajął James Allison, którego nie trzeba przedstawiać. Jednakże Brytyjczyk może mieć zerowy wpływ na Włochów, którzy na wszystko mają czas. Tak, więc jeśli Luca di Montezemolo nie tupnie nogą to w Ferrari może być bardzo źle i niestety kryzys stajni z Maranello jest bardzo głęboki. Co gorsza nie idzie tu z odsieczą żadna pozytywna nadzieja.

McLaren i Ferrari pomimo tego, że są rewelacyjnymi ekipami potrzebują zmian i udoskonaleń, aby powrócić do walki o najlepsze pozycje. Pytanie, jak szybko wyciągną wnioski z nieudanych kampanii i zaczną odrabiać straty do Red Bulla? Ten krok ma już za sobą Mercedes i byłoby dobrze, gdyby do stajni z Brackley dołączyły równie uznane marki na świecie.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze