Felieton: Kto drugim Polakiem w F1?

Po koszmarnym wypadku Roberta Kubicy w Ronde di Andora coraz częściej zadajemy sobie pytanie, czy kiedykolwiek będziemy mieli drugiego Polaka w Formule 1. Postanowiłem dokładnie prześledzić kariery kilku kierowców i zaprezentować je w tym felietonie.

Polska przez lata była krajem egzotycznym dla sportów motorowych, który Formułę Jeden błędnie nazywał Formułą Pierwszą. Takie pomyłki zdarzały się w telewizji i dlatego dziś niektórzy ludzie uparcie twierdzą, że ta druga wymowa jest poprawna. To jest jednak mniej ważne, jeśli chodzi o to, co mam do przekazania. W latach 80-tych i 90-tych fanów F1 u nas było niezmiernie mało, a powodem tego był między innymi fakt, że transmisje z królewskiej kategorii sportów motorowych były ograniczone do pokazania startu, a potem mety. Na szczęście po wyżej wymienionych latach przyszedł czas na kolejne stulecie, a tam nagle pojawił się młody Robert Kubica, który już w kartingu wygrywał wszystko, co się dało. Po jego wejściu do Formuły 1 w Polsce zrodziła się “Kubicomania” i nagle każdy zaczął oglądać rywalizację najszybszych kierowców świata. Tak nam to pomogło, że zapomnieliśmy o fakcie, iż ten świat jest dla nas obcy. Niestety obdarzony ogromnym talentem Polak uległ przerażającemu wypadkowi nie w samochodzie, a w rajdówce na Ronde di Andora. Od tamtej pory karta polskiej historii w F1 przestała się zapisywać i pytanie jest proste: kto sprawi, że ulegnie to zmianie? Dziś na to pytanie odpowiedzieć jest bardzo trudno.

Czy wiecie ile pieniędzy trzeba wydać, żeby odnosić sukcesy w polskim kartingu? 150 tysięcy, a nagroda za wygranie serii wynosi zaledwie 10 tysięcy! Przeciętny Polak zarabia znacznie poniżej tej drugiej kwoty, więc nie ma wątpliwości, że jest to sport dla bogaczy. Gdy byłem na zawodach w Radomiu widziałem prywatne samochody ojców młodych kierowców i były to jedne z najlepszych modeli dostępnych na rynku. W pamięci najbardziej zapadło mi jedno auto - BMW X5. Ile jest ono warte? Prawie 270 tysięcy. Nie ma, więc złudzeń, że już na najniższym szczeblu potrzebne są ogromne finanse. Do tego nie ma zagwarantowanego sukcesu, czyli oprócz świetnej zabawy dla pociechy dla rodziców jest to po prostu biznes. Dlatego mnóstwo ludzi nie godzi się na coś takiego. Większość kartingowców z naszego kraju, która rozpoczęła swoją przygodę ze sportami motorowymi nie ma takiego budżetu, aby móc wskoczyć do Formuły 4 czy innych wyścigów jednomiejscowych. Tam już przydała by się jakaś potężna firma, a w Polsce takich, które chętne wspomagałyby młodych kierowców wyścigowych jest jak na lekarstwo. Takim przykładem jest Karol Basz, który ma już dwadzieścia dwa lata.

Karol Basz jeszcze przed sześcioma laty był uznawany za niesamowity talent i tak zdecydowanie jest, ale nie ma kto poprowadzić jego kariery w odpowiednim kierunku, bo karting to punkt, który maksymalnie powinien zająć pięć czy sześć lat. W jego przypadku zostało to aż nadto przeciągnięte. Może tutaj nadzieja jeszcze nie umarła? Jak się okazuje ma on spore grono sponsorów, ale może to nadal za mało? Przecież rok temu niezmiernie się ucieszyliśmy, ponieważ testował auto Formuły 3 Lotusa. Nie podpisano jednak kontraktu. Jak dla mnie nieubłagalnym czynnikiem jest tu czas, który płynie bardzo szybko i powinien jak najszybciej wskoczyć do samochodów, a jeżeli ma duży talent to za pięć lat zobaczymy go w Formule 1. Wydaje się to być jednak po prostu misją niemożliwą do spełnienia z oczywistego powodu. Nie ma u nas tak bogatego koncernu jak PDVSA i przez to nie da się wykupić miejsca w dobrym zespole chociażby GP3. Złudzeń według mnie w tym przypadku nie ma, ale drzwi za którymi jest krótka ścieżka do Formuły 1 jeszcze do końca się nie zamknęły.

Największym problemem polskich kierowców wyścigowych jest brak jakiejkolwiek chęci kontaktu z mediami, a także albo raczej przede wszystkim słabej komunikacji z fanami sportów motorowych na przykład na Facebooku. Przez to mało kto wie przez to cokolwiek o ich występach.

Ilu mamy kierowców kartingowych? Może liczba ta dochodzi to 100, ale to trzynastoletni Marcel Grudziński jest najbardziej rozpoznawalny przez kibiców przeróżnych wyścigów. Dlaczego? Jest niezwykle komunikatywny. Co rusz to wrzuca na facebooka jakieś, a to swoje opinie, a to kogo spotkał i tak rodzi się rozmowa, w której on uczestniczy. Gdy ktoś zapyta go o wywiad odpowiada i ktoś tak otwarty będzie rozpoznawalny, a do tego nie będzie musiał martwić się o sponsorów. Od sezonu 2013 wspiera go znana marka Lotos, która nie powinna poskąpić mu pieniędzy i pozostaje mi już tylko powiedzieć, że jeśli nic się nie stanie to za dwa może trzy lata przeskoczy do aut jednomiejscowych i wtedy zacznie się zabawa. Kto wie, może jesteśmy świadkami narodzin przyszłej gwiazdy Formuły 1. Tutaj szanse są ogromne, ponieważ ma za sobą świetną passę mistrzostw w kartingu, a to daje podstawy do ogromnego optymizmu. Potwierdził to także sezon 2011, w którym zdobył między innymi pierwsze miejsce w Pucharze Rok Cup Polska, w kategorii Mini Rok. W tym roku pomimo problemów z podwoziem uzyskuje wyniki w pierwszej piątce. Tak więc, oby tylko bez większych problemów poszło wejście do szybszych maszyn jednomiejscowych, do którego powinno dojść za rok lub dwa.

W tym momencie niektórzy mogą zacząć myśleć, dlaczego Robert Kubica odniósł sukces? Dzisiaj żyjemy w dobie kryzysu i zadłużenie firmy to za mało i aby dojść do Formuły 1 trzeba mieć z sobą sponsora w postaci ogromnego koncernu. Talent jest zawsze ważną kwestią, ponieważ bez niego zniknie się w środku lub końcówce stawki w każdej serii wyścigowej, co niestety ma miejsce u kilku naszych reprezentantów. Wracając jednak na chwilę do małomówności naszego jedynego jak dotychczas Polaka w Formule 1 trzeba zwrócić uwagę na to, że był skromny, a do tego chyba nie przyzwyczajony do integracji z kibicami. Podobnie było z wielkimi w innych sportach. W skokach narciarskich Adam Małysz, w biegach narciarskich Justyna Kowalczyk. Oni uciekali od fanów aż wreszcie prawdopodobnie ktoś z nimi pogadał i w końcu poznali się na błędzie. W przypadku Kubicy był to wypadek na Ronde di Andora. Mnóstwo listów od kibiców dało mu do myślenia i gdy tylko wrócił do ścigania znajdował dla nich czas. Bez fanów nie byłoby sławy, a im wcześniej sięga się po coś takiego tym lepiej, a o tym za chwilę.

Jakub Dalewski. Czy ktoś go zna? Podejrzewam, że niewielu wie o kim mowa. Polak w zeszłym sezonie rywalizował w ADAC Formel Masters oraz Formule 3. Pokazał, że ma niezwykły talent zwyciężając już pierwszą rundę w tej pierwszej serii, ale po kilku wyścigach wyszło na jaw, że współpraca z Lotusem nie szła zbyt dobrze, więc Jakub przeniósł się do F3. Niestety w tej kategorii nękały go jakieś problemy i nie uzyskiwał rewelacyjnych wyników. W tym roku robi ogromne wrażenie walcząc w czołówce Formuły Renault 2.0 ALPS. Tak więc, jeśli tylko sponsorzy nie zawiodą, powinniśmy naprawdę w niedalekiej przyszłości zobaczyć go w seriach pokroju GP2 czy GP3. Taki talent nie może się zmarnować i uważam, że to on ma dziś największe szanse na rywalizację w Formule 1. Chociaż Dalewski podczas pewnego wywiadu przyznał, że bardziej interesuje go ściganie w NASCAR, ale i tak będzie dążył do królewskiej kategorii sportów motorowych. Dziś pozostaje nam trzymać za niego kciuki. Wracając do kwestii, od której zacząłem - spójrzcie na to, że mało kto nawet zwraca na niego jakąkolwiek uwagę, a liczba jego fanów niestety nie jest wysoka, a to wszystko spowodowane jest słabą komunikacją zarówno z mediami jak i z kibicami. Mam ogromną nadzieję, że się to zmieni w najbliższej przyszłości, bo szkoda, że tak utalentowany zawodnik ma tak niewielu fanów.

Jeśli już jesteśmy przy Formule Renault 2.0 ALPS to nie można pominąć występów drugiego naszego reprezentanta w tej serii, a jest nim Aleksander Bosak. Jutro obchodzi swoje dwudzieste urodziny, ale niestety na razie nie ma się czym cieszyć. W tym sezonie nie zdobył ani jednego punktu, ale plusem jest to, że notuje postępy i z wyścigu na wyścig jest lepiej. Na sukcesy potrzeba czasu, więc z niecierpliwością na nie czekamy i czas najwyższy na starty w bardziej prestiżowych seriach.

Jest jeden Pan, którego każdy kibic Formuły 1 oglądający polskie relacje telewizyjne z Grand Prix przynajmniej od 2010 roku bardzo dobrze zna. Mowa o Maurycym Kochańskim. Część z Was powinna wiedzieć, że ta osoba zajmuje się kierowaniem karier młodych kierowców w dobrym kierunku, czyli jest menedżerem. Jako, że jest gościem w studiu F1 już kilka dobrych lat, a także ma doświadczenie jako były kierowca wyścigowy, świetnie wie, gdzie kogo posadzić, aby przyniosło to zawodnikowi korzyść. Bardzo ważna jest także współpraca z telewizją Polsat, która bardzo chętnie  wspiera finansowo młode talenty. Jak wygląda sprawa, jeśli chodzi o media? Jak to bywa u większości kierowców, czegoś takiego praktycznie nie ma. Oczywiście można powiedzieć, że skoro młody zawodnik pokazuje się w studiu Formuły 1 to lepsza promocja nie jest mu potrzebna. Tam powinno się jednak zajmować sprawami omawianej serii, przez co nie ma czasu na przepytanie zawodnika na temat jego kariery. Jest to jednak normalne, ponieważ Pan Maurycy sam był przez wiele lat kierowcą wyścigowym i będąc w tym od środka nie zwraca się zbytnio uwagi na takich fanów jak my. Jakby dziennikarz zajął się menedżerowaniem to nagle byłoby za dużo wywiadów i tym podobnych niż prawdziwej jazdy. Tak, więc bardzo ciężko zastosować tu metodę złotego środka.

Chciałem także znaleźć odpowiedź na pytanie, co stało się z Kevinem Mirochą i udało mi się dotrzeć do dosyć interesujących szczegółów, ale większość to niestety tylko moje domysły. Kierowca jeżdżący w zeszłym sezonie w Formule 2 osiągał tam świetne wyniki, ale niestety był to ostatni rok tej serii. Część zawodników możemy obserwować podczas weekendów Formuły 1 w seriach towarzyszących, ale takie szczęście nie dopisało Kevinowi. Gdy jeden z obserwatorów jego strony na Facebooku zapytał go w kwietniu, co dalej z jego karierą odpowiedział: „Kierowca potrzebuje sponsorów do ścigania się”. Jako, że ani ze strony menedżera ani ze strony kierowcy nie padł żaden oficjalny komunikat pozwolę sobie na domysły i jeżeli jedna z osób, o których wspomniałem czyta ten felieton, proszę o nie bycie złym z powodu takiego opisania sprawy. Według mnie wyglądało to następująco: jeszcze zimą widzieliśmy Kevina Mirochę oraz Maurycego Kochańskiego, ale potem każdy poszedł w swoją stronę i według mnie po prostu doszło tutaj do zerwania umowy przez jedną ze stron. Powody? Może być ich mnóstwo, więc nie ma co nawet rozpisywać się na ten temat, ale szkoda, że nie padło żadne oficjalne potwierdzenie na ten temat. Możliwe także, iż po prostu zabrakło pieniędzy na starty w jakiejkolwiek serii.

Jeśli wspomniałem o Kevinie to nie można zapomnieć o kolejnym wychowanku Pana Maurycego Kochańskiego, a jest nim Artur Janosz i on też jest jednym z tych, którym bacznie się przyglądałem. Prezentuje on wyniki w środku stawki F3 Open, czasami zdarzy mu się lepszy występ i wydaje się, że przez cały czas się poprawia. Jego doświadczenie nie jest zbyt duże, ale to dopiero początek i tak naprawdę tutaj ważne są umiejętności. Na torze można było zaobserwować, że kompletnie nie wychodzą mu kwalifikacje, ale w wyścigu umiejętnie korzysta z zamieszania i zyskuje pozycje. Coś takiego jest niezwykle ważne i zobaczymy, co mu przyniosą kolejne rundy serii F3 Open, ponieważ jest coraz bliżej swoich pierwszych punktów. Mamy nadzieję, że już wkrótce je zdobędzie i czekamy na jeszcze lepsze wyniki, jak na przykład podium. Jeśli nie spotka go to, co Kevina Mirochę, to sądzę, że może być nieźle, ale teraz trudno cokolwiek powiedzieć, więc niech przez ten rok zbiera doświadczenie i w przyszłym tak naprawdę go ocenimy.

Wcześniej wspomniałem, że Lotos sponsoruje młodych, utalentowanych zawodników. Podobnie było z konkurującym Orlenem, który wspierał karierę Kuby Giermaziaka. Dziś nikt nie ma złudzeń, co do tego, że Polak znacznie lepiej spisuje się w autach z dachem. Wydawało się, że takim naturalnym zastępcą, który będzie dążył do Formuły 1 stanie się Patryk Szczerbiński. Jest nieco inaczej, ale zacznijmy od początku. Dlaczego pojawił się w Verva Racing Team? Znam całą tą historię i jest ona jak najbardziej prawdziwa, więc nie są to żadne domysły. Mieszkający na co dzień w Manchesterze Polak miał problemy natury finansowej. Gdy rozmawiałem z nim przed startem sezonu 2012, który był lada moment, powiedział mi, że nie ma pojęcia, gdzie będzie się ścigał. Pieniędzy nie było, więc nie chcąc udawać się na roczną przerwę wysłał swoje zgłoszenie jako kandydata na drugiego kierowcę do Verva Racing Team. Kontrowersyjne testy na torze wykazały, że był najszybszy, chociaż pozostali dwaj zawodnicy biorący udział w finale tych eliminacji wyrażali pewnego rodzaju wątpliwości. To jednak nieważne. Tak było i już. Niestety Patryk wpakował się w niezłe tarapaty, ponieważ utknął na dobre w Porsche Supercup. Seria ta nie jest żadnego rodzaju drogą do Formuły 1. Dla kierowcy pokroju Szczerbińskiego jest to niestety niewystarczające do znalezienia się w Formule 1. Tak więc, jego kariera w samochodach jest jak na razie zamknięta, ale mam nadzieję, że jak najszybciej się ona otworzy i kto wie może Orlen stworzy swój zespół w GP2 czy GP3. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to byłaby znacznie lepsza reklama dla tego koncernu.

Trochę zbyt optymistycznie napisałem o wielu kierowcach, ale teraz czas to wszystko podsumować. Polska to ciągle kraj egzotyczny w kwestii sportów motorowych. Spójrzmy na organizację zawodów kartingowych. Od strony kierowcy może i wygląda to dość profesjonalnie, ale dla kibiców jest to wszystko nieczytelne. Brakuje kogoś takiego jak spiker, który informowałby od czasu do czasu o tym, co dzieje się na torze. Do tego może jakieś fajne atrakcje, dla tych którzy przyszli. To zaprocentuje dla zawodników, bo jak jest widownia to i pojawia się sława dla kierowców, a o to chodzi. To jest jednak sprawa na zupełnie inną historię, która może kiedyś się ukaże na łamach ŚwiatWyścigów.pl.

Patrząc tylko na kariery zawodników możemy dostrzec jeden poważny problem, którym jest przeciągnięcie kariery w kartingu albo zbyt późny start i gdy dany zawodnik w wieku 20 lat powinien dochodzić już do GP3 czy GP2, jest jeszcze w połowie drogi do Formuły 1. Do tego niestety zazwyczaj dość szybko kończą się finanse. Albo masz talent Kubicy albo ogromnego sponsora. Tak to dziś wygląda w F1. Cieszmy się jednak z tego, co mamy, bo jest to przełom. Jeszcze dziesięć lat temu nie miałbym o kim pisać, ten felieton z pewnością nie byłby tak długi.

Czy coś z tego będzie? Poczekamy i zobaczymy.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze