Niewinne Pogaduchy #5: ŻE CO?!

To, że Liam Lawson nie radzi sobie w Red Bull Racing, było oczywiste. To, że jego notowania nie są wysokie – też. Ale Christian Horner, Helmut Marko i spółka uznali, że wykonają kolejny krok ku implozji zespołu, wyrzucając swojego nowego kierowcę, który miał być lepszy od Yukiego Tsunody, wsadzając do bolidu… Yukiego Tsunodę. Przy okazji próbując ustawić w szeregu Maxa Verstappena – swoją jedyną nadzieję na dobre wyniki.

Absurd. Nawet jak na standardy Red Bulla

W tym tekście miałem kompletnie się na tym temacie nie skupiać. Owszem, tempo Nowozelandczyka było tragiczne, lecz nikt nie oczekiwał fajerwerków. Verstappen jednak dość mocno bronił swojego młodszego kolegę, wskazując na fakt, że zapewne Liam robiłby lepsze wyniki w bolidzie Racing Bulls. Chyba sam Holender nie spodziewał się, że Horner i Marko postanowią powiedzieć: „sprawdzam".

Red Bull nie jest znany z cierpliwości do swoich młodych kierowców, ale to już przeszło wszystkie granice absurdu. Owszem, nie ma jeszcze oficjalnego potwierdzenia, ale pisał o tym Canal+, pisał Erik van Haren, pisało nawet BBC – to odpowiednik piłkarskiego HERE WE GO z ust Fabrizio Romano. Wszystko klepnięte, czekamy na potwierdzenie nieuniknionego.

Tym samym Lawson zostanie kierowcą z najmniejszą liczbą przejechanych wyścigów dla RBR. Tak – na koncie będzie miał mniej Grand Prix niż nawet Robert Doornbos (3) czy Vitantonio Liuzzi (4). Jest też kolejnym juniorem przemielonym przez tryby austriackiej maszyny, bo bez względu na okoliczności taki brak zaufania jest jasnym sygnałem dla innych zespołów.

Kompromitacja. Ale niekoniecznie Lawsona

Lawson nie brylował i nie ma co ukrywać – w takim zespole, jak Red Bull Racing, nie możesz jeździć na tak mizernym poziomie. Niektórzy jednak dostają co najmniej połowę sezonu na wjeżdżenie się w maszynę. Są przypadki, gdzie kredytu zaufania starcza na całe sezony…

DWA WYŚCIGI? Tak szybkie pożegnanie Liama to przede wszystkim konkretny blamaż Red Bulla. Zapierano się rękami i nogami, byle tylko nie podpisać Tsunody. Wzięli kierowcę z 11 wyścigami na koncie. Okazało się, że Lawson sobie nie radził, więc sięgnięto po Tsunodę. To jest tak gigantyczny fikołek, że tylko czekam na argumentację wewnątrz obozu Czerwonych Byków. To będzie co najmniej tak dobre show, jak oglądanie niektórych sejmowych potyczek.

Red Bull może całkowicie się pogrążyć

Na ten moment w sieci JESZCZE panuje narracja o Slowsonie i o tym, że kierowca z nowej Zelandii nie nadawał się do Red Bulla. Inna sprawa, że od kilku lat praktycznie nikt poza Maxem się nie nadaje. No i teraz zespół odkrył gardę. Albo Tsunoda okaże się remedium na wszystkie problemy, albo ostatecznie rozwali wizerunek zespołu w oczach fanów.

Z Pereza była pompa, w wielu przypadkach uzasadniona. Teraz z Lawsona jest pompa, ale trochę mniejsza. Wyobraźmy sobie jednak scenariusz, w którym na Suzuce – torze, który Lawson naprawdę dobrze zna – Tsunoda w Red Bullu odpada za Liamem. W tym momencie nie byłoby alarmu, tylko absolutna pożoga. I ostateczne potwierdzenie, że tylko Verstappen może zrobić w tym bolidzie cokolwiek.

Ile można jeszcze grać głupa, że winni są wyłącznie kierowcy? Szczerze mówiąc, trochę tego życzę Red Bullowi. Niech Yuki odpadnie w Q1, a przynajmniej niech przegra w kwalifikacjach z Lawsonem i Hadjarem. To byłby wizerunkowy gwóźdź do trumny implodującego zespołu, który lada moment może z hukiem spaść do środka stawki. Jest jedna osoba, która go przed tym chroni, ale…

Jak płachta na Maxa

…tę osobę postanowiono wkurzyć. Erik van Haren informuje bowiem, że Verstappen wcale nie chciał, by RBR pozbyło się Lawsona. Swój diament postanowiono jednak według ustaleń niderlandzkiego dziennikarza ustawić w szeregu i zignorowano jego zdanie. Jak nietrudno się domyślić, Max nie jest z tego powodu zadowolony.

Bez Verstappena nie ma Red Bulla. Tylko on rozumie tę maszynę w 100%. 4-krotny mistrz świata ma chyba jednak coraz bardziej dość sytuacji panującej w zespole. Jeśli ucieknie on do Mercedesa czy Astona Martina, Red Bull może stracić każdy możliwy atut. Neweya nie ma, dobrego auta nie ma, Verstappena nie ma, Hornera też zaraz może nie być. Mateschitz przewraca się w grobie.

I na tym chyba mogę dziś zakończyć. Ten zespół rozpada się w rękach, a teraz wystarczy już tylko jedna wpadka, by sytuacja stała się krytyczna.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze