Niewinne Pogaduchy #3: Najbardziej niedoceniany zespół w stawce. Zapraszam do hypetrainu Haasa

Spóźniłem się. Jakieś 8 dni. Muszę Was za to przeprosić, lecz na głowie zwaliło się tyle rzeczy, że dosłownie nie miałem choćby godziny, by siąść do tego tekstu. W końcu go znalazłem, dlatego przelewam swoje myśli na 15-calowy ekran mojego laptopa, chcąc z Wami o czymś pogadać. Mianowicie o pewnym amerykańskim zespole, który po dziewięciu sezonach nareszcie załapał, jak gra się w grę o nazwie Formuła 1.

Ostatnio nareszcie uruchomiono zabawę F1 Fantasy. I jak co roku stanąłem przed tytanicznym wyzwaniem stworzenia mojego składu złożonego z pięciu kierowców i dwóch konstruktorów, o którym zapewne zapomnę już za tydzień. Mając ograniczony do 100 mln $ budżet musiałem odpowiednio dobrać moją ekipę. Ostatecznie do Leclerca, Sainza oraz Gasly’ego doszli również Ollie Bearman i Esteban Ocon, a obok Ferrari postawiłem na Haasa. To, że byli niedrodzy, to jedna sprawa. Druga, że jestem całkiem pewny ich dobrych rezultatów w Australii.

Tak dobrzy, że zaskoczyli się sami

Rok temu atmosfera wokół Haasa była kompletnie inna. Z Kannapolis wyleciał w dość niefajnych okolicznościach Günther Steiner, a za niego wszedł Ayao Komatsu. Ten od razu ostrzegał: będziemy słabi. Bardzo słabi. Najsłabsi w stawce. Zabrał się jednak do działania, wywrócił sposób działania ekipy do góry nogami i… nagle wszystko zaczęło się kleić.

Nagle Haas zaczął zdobywać solidne punkty, regularnie meldując się w TOP 10. Gdyby nie magiczny weekend Alpine na Interlagos, mieliby 6. miejsce w generalce. Z pewnością jednak nie wybrzydzają, zgarniając P7.

Haas był dla mnie zdecydowanie największym zaskoczeniem in plus sezonu 2024. A patrząc na wszystkie części składowe, absolutnie nie widzę powodu, dla którego nie miałoby być tak także w sezonie 2025.

Komatsu przestawił zwrotnicę we właściwą stronę

Kluczowym elementem układanki bez wątpienia jest Ayao Komatsu, nowy szef zespołu. Postawił na otworzenie komunikacji i otwarte zgłaszanie swoich pomysłów bez krytyki. Przyniosło to wymierne korzyści. Najważniejsza jest jednak kwestia, która najbardziej bolała cały zespół – kwestia finansowa.

Od kiedy tylko pamiętam schemat sezonu Haasa był taki sam – niezły początek, a potem albo błędny rozwój auta, albo brak budżetów na odpowiedni progres. Zmieniło się w tym roku – Haas po raz pierwszy dobił do cost capa, a Gene Haas po raz pierwszy nie będzie musiał dołożyć ze swojej kieszeni ani dolara. A przecież właśnie to dokładanie było największą bolączką ekipy i główną osią dyskusji nt. jej przyszłości w sporcie.

Poza tym mamy coraz mocniejsze uzależnianie się od Ferrari i Dallary. Ile już było śmiechów, że Haas nie jeździ swoim bolidem, tylko zmodyfikowaną Dallarą wzbogaconą o odpadki z Maranello. Ogromna pod kątem znaczenia umowa z Toyotą i dostęp do jej tunelu aerodynamicznego kompletnie wywraca zasady gry i daje Haasowi realną szansę na zaprojektowanie bolidu z prawdziwego zdarzenia. Może już nie na 2025, ale na 2026? Jak najbardziej!

Ocon/Bearman – najmocniejszy skład w historii Haasa?

Wiele osób może się kłócić (nawet tu w redakcji), ale szczerze uważam, że para złożona z Estebana Ocona i Olivera Bearmana pod kątem surowego tempa może być najsilniejszym line-upem w historii teamu z Kannapolis. Ocon radził sobie całkiem nieźle, ale w Alpine był skreślony. Inna sprawa, że pod kątem wyników przegrywał z Gaslym i we Francji nikt za Estebanem nie płacze. Dostał on jednak w tym momencie być może ostatnią szansę na to, by dojrzeć za kierownicą i stać się liderem z prawdziwego zdarzenia. Liderem i mentorem, bo jest tu jeszcze pewien młodziak do wychowania.

Bearman to jeden z największych talentów w świecie motorsportu i podpisując go, Haas wygrał trochę los na loterii. Oczywiste jest, że w pierwszym możliwym momencie Ollie wykorzysta swój własny voucher na wyjazd do Maranello. Póki jednak Bearman może jeździć dla Haasa, bez wątpienia będzie wartością dodaną. To być może najbardziej dojrzały z piątki tegorocznych debiutantów. Ba, opanowania mógłby czasem uczyć Ocona. Być może nałoży presję na Estebana i będzie go napędzać, lecz nie tak toksycznie, jak w ultra-toksycznym Alpine?

Być może już za parę tygodni screeny z tego tekstu będą latały po Twitterze z podpisem: „Ten Niewiński nic nie wie o F1”. Mimo wszystko nadal trochę wszyscy wróżymy z fusów. Mam jednak przeczucie, że na szczęście się nie mylę. Tak, odpalam hypertrain Haasa. Zapraszam na pokład.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze