Niewinne Pogaduchy #2: Chyba oszalałem – znów nie mogę się doczekać powrotu F1!

Muszę wam coś wyznać – tak naprawdę z moim śledzeniem Formuły 1 bywało naprawdę różnie. To wcale nie jest tak, że od dziecka rok w rok oglądałem wszystkie wyścigi i nieprzerwanie interesuję się tym, co dzieje się w tym sporcie. Jak w przypadku wielu osób w moim wieku, pasją do F1 zaraził mnie Robert Kubica. Potem jednak, gdzieś w okolicach 2013 roku, odpłynąłem w inne rejony i zainteresowanie znacznie zmalało. Ograniczało się do dowiadywania się, kto był mistrzem świata z zasłyszanych medialnych przebitek. Nie miałem też gdzie samych wyścigów oglądać. 

Zainspirowany znajomymi i zajawiony nowymi grami od Codemasters obejrzałem GP Singapuru 2017 i… ponownie przepadłem. Tym razem wchodząc już w to uniwersum na dobre i nadrabiając zarówno wyżej wspomnianą lukę czasową, jak i całą historię sportu. W ostatnim czasie jednak miałem pewien problem. Otóż… przez ostatnie dwa lata nie czekałem na nowy sezon. Owszem, pisałem wiele o Formule 1, tworzyłem nawet serie, w których odliczałem dni do jej powrotu, ale sam nie czułem zbytniego podekscytowania. Zmieniało się to dopiero w ostatnich chwilach przed rozpoczęciem pierwszego weekendu. Nawet testy przyjmowałem ze sporą obojętnością.

Można byłoby powiedzieć, że jest to kwestia przemijalności życia i tego, że z każdym rokiem każdy dzień, tydzień i miesiąc płyną coraz szybciej… dobra, to nie czas na dygresje filozoficzne. Coś się jednak zmieniło i czuję to naprawdę mocno. Fakt jest prosty – dopiero jutro start testów, a ja już się JARAM. I powodów jest więcej niż osobiste zobowiązania związane z F1 i motorsportem, w tym ten cykl felietonów. Jaram się po prostu jako kibic i sam zacząłem zastanawiać się nad tym, dlaczego tak się dzieje. Oto kilka powodów, które wpadły mi do głowy przy tej autorefleksji.

Świeża krew w sporcie

Bortoleto, Antonelli, Doohan, Hadjar, Bearman, Lawson – dla każdego z tej szóstki nadchodzący sezon F1 będzie pierwszym pełnym rokiem w królowej motorsportu. Można oczywiście gdybać, czy rzeczywiście dla wszystkich będzie on pełny (pozdrawiam Franco Colapinto i Flavio Briatore), lecz dawno nie było tak wiele świeżej krwi w Formule 1. Czy wszyscy będą dowozić? Oczywiście, że nie. Czy będą popełniali błędy? Oczywiście, że tak. Ale po stokroć wolę, by błędy popełniali młodzi, którzy mogą się rozwinąć, wnieść trochę ułańskiej fantazji i ognia, niż ci kierowcy opierający się wyrachowanych kalkulacjach, którzy kurczowo trzymają się fotela w F1.

Najbardziej z całej szóstki ciekawią mnie zawodnicy na dwóch biegunach gridu. Antonelli w pewnym momencie był tak pompowany przez media i kibiców, że balonik pękł jeszcze zanim Włoch w ogóle wsiadł na dobre do bolidu Mercedesa. Obecnie uważam go za niedocenianego (!) debiutanta, a myślę, że może namieszać. Z drugiej właśnie strony mamy natomiast Gabriela Bortoleto. Mistrz F2 przychodzi do czerwonej latarni Formuły 1. Mam nadzieję, że zaskoczy i będzie pokazywać się co najmniej solidnie na tle Nico Hülkenberga, bo ten chłopak naprawdę imponował. Czuję jednak, że najlepszym “rookie” będzie Ollie Bearman. Ma przetarcie w F1, ma talent, jest w niezłym Haasie, który pnie się w górę. Może w nadchodzącym sezonie zwojować naprawdę wiele.

Fot. Mercedes-Benz

Tak ciasno w czołówce nie było od dawna

Ostatnie sezony regulacji technicznych mają to do siebie, że lubią zaskakiwać. Tym razem jednak możemy być świadkami niezwykle wyrównanej walki o tytuł konstruktorów, którego bronić będzie McLaren – nadal to trochę do mnie nie dociera. Piekielnie mocne może być jednak Ferrari, a broni nie będą składać także Red Bull i Mercedes.

Przy dobrych wiatrach i w zależności od toru każdy z tych czterech zespołów może zdobyć chociaż jedno zwycięstwo – i czuję, że tak właśnie będzie. A niezależnie od formy Red Bulla, w aucie z numerem 1 będzie siedzieć Max Verstappen. Dodajmy do tego Lando Norrisa żądnego zemsty, Charlesa Leclerca po sezonie życia i Lewisa Hamiltona, który chce zdobyć upragniony 8. tytuł – oj, mogą iść iskry i na te iskry czekam!

Bracia Włosi gotują

No i na koniec wszystko to, co dzieje się wokół Ferrari. Ich tempo w poprzednim roku, transfer Hamiltona, świetny Leclerc i porządki, jakie wprowadził w całym zespole Fred Vasseur. Jedyne, co może martwić, to przebudowanie 99% bolidu w ostatnim sezonie przed nowymi regulacjami – będzie wóz albo przewóz. Ferrari idzie więc po pełną pulę i jako fan Formuły 1 życzę sobie i Wam, by bili się o mistrzostwo. Gdyby nie zadyszka po Monako, mogliby je mieć już w sezonie 2024 – nawet podwójne.

Fot. Ferrari Media Centre

---------

I tak oto właśnie kończę ten tekst z wypiekami na twarzy. Fajnie jest znów cieszyć się Formułą 1 i nie mieć z tyłu głowy myśli, że przecież mistrzowie są już znani. Cieszę się tym stanem, póki mogę, bo znając F1 – przed sezonem 2027 taki stan rzeczy znów może do nas powrócić. Życzę wam dobrego tygodnia, smacznej kolacji, jeśli czytacie to w premierowy wieczór, a także miłych testów, jeśli będziecie je już od środy śledzić!

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze