Felieton: Jak to się mogło stać?

Widzowie oglądający Grand Prix Monako, także z powodu wyjątkowego talentu operatorów tego wyścigu do nie pokazywania tego, co najistotniejsze, mogli mieć problem ze zrozumieniem jak strategom Ferrari udało się pozbawić Charlesa Leclerca, wydawało się, pewnego zwycięstwa. Oto jak zespołowi z Maranello udało się, jak mówią Anglicy, wyrwać porażkę z paszczy zwycięstwa.

Pozornie proste reguły

Zwykle zmianami opon podczas mokrego wyścigu rządzą dość proste zasady. Kiedy warunki się zmieniają, trzeba wybrać odpowiedni moment na zmianę opon. To wiąże się z ryzykiem, które najczęściej podejmują ci, którzy nie mają wiele do stracenia, jadąc na dalekich pozycjach. Czołówka obserwuje więc zawodników, którzy pierwsi zdecydowali się na zjazd do boksu i kiedy zaczynają notować lepsze czasy sektorów, reaguje ściągnięciem swoich zawodników do boksu. Tu liczy się szybkość reakcji, przy czym im większą zawodnik ma przewagę nad kolejnym rywalem, tym większy margines błędu. Zgodnie z tą logiką, podczas Grand Prix Monako, prowadzący ze sporą przewagą Leclerc powinien być w najlepszej sytuacji. Co więc poszło nie tak?

Specyfika Monako

Jak można się domyślić, dużo. Przedstawione powyżej równanie komplikuje się w Monako, gdzie dochodzi jeszcze jeden istotny czynnik. To jak trudno tu wyprzedzać. W niedzielę Pierre Gasly co prawda był w stanie wykonać kilka manewrów wyprzedzania na szybszych oponach, jadąc poza punktowanymi pozycjami, gdzie jego rywale bardziej martwili się o tempo wyścigowe niż obronę pozycji. Jednak Lewis Hamilton, który natknął się na broniącego swojej punktowanej pozycji Fernando Alonso przekonał się, że wyprzedzanie w Monako jest praktycznie niemożliwe. Z tego punktu widzenia pewniejszą taktyką na schnącym torze jest pozostanie na deszczowych oponach i zachowanie swojej pozycji, aż do momentu, gdy można będzie zmienić opony na suche. Jeśli zawodnicy na oponach przejściowych nadrobią w tym czasie straty, nie będzie to miało ostatecznie znaczenia, jeśli nie będą mogli wyprzedzać. To więc wydaje się oczywista taktyka, ale wcale tak nie jest.

Tutaj dochodzi jeszcze kolejny czynnik, czyli zmienna pogoda. Czekanie na oponach deszczowych, aż tor zupełnie wyschnie mogło okazać się fatalnym pomysłem, gdyby deszcz znowu zaczął padać, a pogoda była cały czas niepewna.

Jak widzimy decyzja o zmianie opon jest podejmowana w oparciu o bardzo skomplikowane kalkulacje, a dodatkowo cały czas taktycy musza monitorować sytuacje na torze, by być pewnym, że zawołany do boksu zawodnik wyjedzie na tor w odpowiednim miejscu, oraz reagować na posunięcia przeciwników. Przewagę ma zwykle ten, który pierwszy zdecyduje się na jakiś ruch, wymuszając posunięcia przeciwnika, ale to ryzyko łatwo podjąć komuś na dalszej pozycji. Zawodnik na prowadzeniu zazwyczaj unika niepotrzebnego ryzyka, bo jego podjęcie może mieć katastrofalne skutki. Dobrym sposobem może być rozdzielenie strategii obu zawodników zespołu. To właśnie starało się zrobić Ferrari, zanim wszystko poszło nie tak.

Dylemat z oponami przejściowymi

Na 14 okrążeniu Gasly na oponach przejściowych zbliżał się do pierwszej dziesiątki, pokazując dobitnie, że to właśnie są w tym momencie optymalne opony. Najszybsze okrążenie należało jednak ciągle do Carlosa Sainza Jr, który był zadowolony z zachowania swoich opon deszczowych. Tuż za nim jednak jechały dwa Red Bulle Sergio Péreza i Maxa Verstappena. Charles Leclerc miał komfortowe prowadzenie pięciu sekund nad Sainzem. Idealna sytuacja dla Ferrari. Jedynym problemem była możliwość podcięcia Sainza przez Red Bulle, podczas zmiany opon.

Na 15 okrążeniu Gasly zdecydowanie pobił rekord okrążenia. To był moment, by podjąć to ryzyko. Gdyby na zjazd zdecydował się Sainz, Red Bulle nie miałyby wyboru. Zostałyby na oponach deszczowych, czekając na szansę zmiany od razu na slicki. Dla Sainza mogłoby się to skończyć źle, ale Leclerc byłby bezpieczny.

Ferrari jednak czekało na ruch Red Bulla. Leclerc mógłby zjechać i wyjechać na czwartej pozycji, jednak każdy inny z pierwszej czwórki ryzykowałby spadnięcie za Lando Norrisa, a może też George’a Russella. Ferrari nie chciało podjąć tego ryzyka z Sainzem, ale odważył się Red Bull. Perez zjechał i wyjechał za Norrisem.

Kiedy Perez został skierowany do boksu, Sainzowi polecono zjechać na następnym okrążeniu, jednak Hiszpan nie chciał tego zrobić, twierdząc, że lepszą taktyką jest czekanie na zmianę od razu na slicki. Miał tu rację on, nie jego team, co jest wymowne. Gdy zespół zobaczył jak dobre jest tempo Pereza i zdał sobie sprawę, że Sainz straci pozycję na jego rzecz, jeśli zjedzie, przyznał mu rację i zamiast niego postanowił skierować do boksu Leclerca. Podjęli tę decyzję jednak już kiedy Sainz zbliżał się do Rascasse, a Leclerc wjeżdżał na prostą startową. Tym samym Leclerc minął już zjazd do boksu i zaczynał już drugie okrążenie, na którym Perez był od niego szybszy. Co ważne, Norris, który blokował Pereza w ostatnim sektorze jego pierwszego okrążenia po wyjeździe z boksu, teraz też zjechał i Perez miał przed sobą pusty tor.

Charles na początku okrążenia stwierdził przez radio, że opony przejściowe są teraz zdecydowanie szybsze. Ten komentarz został potraktowany jako zgoda na zmianę na opony przejściowe, mimo że wcześniej ustaloną taktyką było czekanie na slicki. Po chwili zespół potwierdził, że ma zjechać do boksu. Była to fatalna decyzja. Ferrari z jakiegoś powodu nie doceniło tempa Pereza. Nie była to mała pomyłka. Perez był o kilka sekund z przodu, gdy Leclerc wrócił na tor.

Leclerc powinien zjechać po opony przejściowe okrążenie wcześniej albo wcale. Ferrari popełniło katastrofalny błąd, ale nie wszystko było stracone. Na czele był ciągle Sainz. Przed zespołami Red Bulla i Ferrari był kolejny odcinek taktycznej rozgrywki, czyli zmiana opon na slicki.

Sainz na prowadzeniu mógł być przeszkodą dla Red Bulli i pomóc Leclercowi w odzyskaniu drugiego miejsca. Podwójne zwycięstwo Ferrari ciągle było możliwe. Sainz był pierwszy, więc to Ferrari ciągle rozdawało w tej rozgrywce karty, ale Red Bull miał po swojej stronie jeden ogromny atut. Leclerc był teraz na torze między dwoma Red Bullami.

Undercut czy overcut, oto jest pytanie

Podczas pierwszych zmian opon Perez podciął Leclerca. Undercut to taktyka polegająca na założeniu, że okrążenie wyjazdowe na nowych oponach jest szybsze niż okrążenie zjazdowe na zużytych oponach. W przypadku nowych opon pośrednich i starych deszczowych ten efekt był bardzo silny i Red Bull to perfekcyjnie wykorzystał. Jednak gdy chodzi o nowe slicki na przesychającym torze, sytuacja jest nieco inna. Pierwsze okrążenie, zanim opony osiągną optymalną temperaturę, jest bardzo trudnym wyzwaniem. Dlatego w tym przypadku bardziej skuteczny może okazać się overcut, czyli wygrać może ten, który zmieni opony później.

Ferrari miało do wyboru dwie taktyki. Albo trzymać swoich zawodników na torze, zmuszając Red Bulla do wykonania pierwszego ruchu, albo samemu wykonać pierwsze posunięcie. Gdyby na prowadzeniu znajdował się Leclerc, a Sainz był trzeci, rozwiązanie nasuwało się samo. Sainz zjeżdża, prowokuje Pereza do reakcji, a Leclerc reaguje ostatni widząc czasy okrążeń swoich rywali i utrzymując prowadzenie. Sytuacja jednak była inna i proszenie Leclerca, żeby był pierwszym, który zaryzykuje zjazd i stratę pozycji, by pomóc Sainzowi, nie wchodziła w grę, zwłaszcza po tym, co stało się wcześniej. Bardziej logiczne było więc skierowanie do boksu Sainza. To pokazuje, że długi błąd był konsekwencja pierwszego, który postawił zespół Ferrari w trudnej sytuacji. 

Drugi błąd Ferrari

Na 21. okrążeniu, już trzy okrążenia po zjeździe Leclerca, Perez był tylko 2 sekundy za Sainzem, a pierwsi kierowcy zmieniali opony na slicki. To był moment wyboru dla Ferrari, czy Sainz ma zacząć blokować Red Bulle, czy zjechać do boksu. Zdecydowano, że to jest optymalny moment na zmianę dla Sainza, co było nieco wątpliwe. Sainz nie miał już bezpiecznej przewagi nad Red Bullami, a nie było jeszcze dostatecznie sucho, by slicki dawały oczywistą przewagę na okrążeniu wyjazdowym, narażał się więc na overcut. Jednak Sainz musiał zaryzykować zjazd. Chwilę później miałby blisko za sobą dwa Red Bulle, teraz ryzykował co najwyżej stratą pozycji na rzecz Pereza. Pewnie powinien zjechać okrążenie wcześniej. Teraz rywale, w tym Leclerc, byli już bardzo blisko.

To wszystko dawało jednak pewną nadzieję Leclercowi, który na nowych oponach miał świetne tempo, zdołał wyrobić sobie 5 sekund przewagi nad Verstappenem i teraz sam mógł liczyć na skuteczny undercut, bądź overcut na Perezie.

Wtedy jednak nastąpił kolejny katastrofalny błąd. Ferrari zdecydowało, patrząc na czasy okrążeń zawodników na slickach, że undercut będzie dla Leclerca optymalnym pomysłem i zdecydowało się skierować go do boksu na tym samym okrążeniu. To mogłaby być dobra decyzja, gdyby nie jeden szczegół. Leclerc był już tuż za Sainzem. W tej sytuacji można by obronić zarówno decyzję o skierowaniu do boksu Leclerca jak i Sainza, ale obu jednocześnie zdecydowanie nie. Leclerc musiał czekać na swoją kolej, tracąc kluczowe sekundy, podczas których krzyczał ze złości. „Co wy, k…, robicie?!”, to chyba najlepiej oddające sens jego słów tłumaczenie. Całkiem zasadne pytanie.

W wyniku tego monumentalnego błędu, Red Bulle mogły okrążenie później zjechać jednocześnie i zyskać dwie pozycje. Verstappen, dzięki sekundom straconym przez Leclerca w boksie pojawił się na trzeciej pozycji, a Perez, dzięki temu, że Sainz wyjechał z boksu tuż za dublowanym Nicholasem Latifim i też stracił przez to trochę czasu, mógł zameldować się na prowadzeniu. Od tego momentu nie było już szans na zmianę wyniku wyścigu. Sainz w końcówce robił co mógł, gdy Perez walczył ze zużytymi oponami, ale w Monako wyprzedzanie jest praktycznie niemożliwe.

Ferrari przegrywa same ze sobą

W poprzednich latach Daniel Ricciardo i Lewis Hamilton tracili zwycięstwa przez błędy podczas pit stopu. Jednak przypadek Leclerca jest szczególny, bo Ferrari popełniło aż dwa niewymuszone błędy pod rząd. To nie pierwszy raz, kiedy zespół z Maranello popełnia taktyczne błędy, ale ten wyścig przejdzie do historii jako szczególnie dotkliwy przypadek.

Leclerc starał się hamować swoją wściekłość, ale jest ona w pełni uzasadniona, a Ferrari ma poważny problem. W Monako zaprezentowali błędy wynikające z niezdecydowania i złej komunikacji, które na tym poziomie mogą przesądzać o mistrzostwie. Ich główni rywale, czyli zespół Red Bulla słynie z dobrych i podejmowanych błyskawicznie decyzji taktycznych. To duża słabość Ferrari, która w Monako pokazała się szczególnie wyraźnie.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze