Felieton: Rdzewienie George’a Russella

George Russell jest powszechnie uznawany za bardzo utalentowanego kierowcę, który w przyszłości ma szansę zdobyć wiele tytułów mistrzowskich. Jego dotychczasowa przygoda z Formułą 1 to jednak istna udręka, a przyszłość może wcale nie być świetlana tak szybko, jak się mu wróży. Chodzi o powiązania, które potencjalnie mogą budować karierę, a jak na razie ją niszczą.

Początki zwiastowały coś dobrego

Russell spędza już trzeci sezon w zespole Williamsa, gdzie niekonkurencyjny bolid nie pozwala mu na rywalizację o znaczące sukcesy. Nie wliczając występu w Grand Prix Sakhiru, gdzie zastępował Lewisa Hamiltona, to do tej pory nie zdobył żadnego punktu. Rozwój jego kariery był dynamiczny, ale aktualnie stanął. Jest przywiązany do manewrów politycznych zespołu Mercedesa, który nie jest w stanie nic lepszego zaoferować młodemu Brytyjczykowi.

Junior Mercedesa świetnie się spisywał w seriach juniorskich. Po dwóch sezonach w Europejskiej Formule 3 awansował do GP3, gdzie w debiutanckim sezonie zdobył mistrzostwo, a rok później powtórzył ten sukces w Formule 2. Na tym etapie kariery, Russell prezentował się znacznie lepiej niż tacy kierowcy jak Alexander Albon, Lando Norris, czy Nyck de Vries, przez co uważano, że to właśnie on może osiągnąć najwięcej w Formule 1.

Wejście do F1 tylnymi drzwiami

Obiecujący talent po zdobyciu mistrzostwa Formuły 2 nie powinien czekać na awans do Formuły 1. Tak też się stało i debiut Russella w mistrzostwach świata nastąpił 2019 roku. Do tego momentu jego kariera prezentowała się równie pięknie, co obraz znanego malarza w muzeum. Tylko że teraz ktoś postanowił wylać na obraz wiadro czarnej farby, zniekształcając jego odbiór.

Mercedes zdominował erę silników V6, która funkcjonuje od 2014 roku. W porównaniu z najpoważniejszymi rywalami, zabrakło im czegoś, co do dzisiaj jest gwoździem do trumny kariery George’a Russella. Chodzi o silną współpracę z zespołami klienckimi w zakresie szkolenia młodych kierowców. O ile Red Bull ma kierowców swojego programu w Toro Rosso, a Ferrari zarówno w Alfie Romeo i Haasie, Mercedes nie ma tu pola do popisu.

Niemiecki producent do tego momentu współpracował z Racing Point, lecz zespół z Silverstone po zmianie właściciela zrezygnował z oferowanego im Estebana Ocona, fundując mu przymusową przerwę od ścigania. Zmuszony szukać gdzie indziej miejsca dla swojego drugiego podopiecznego, Mercedes mógł zwrócić się tylko w stronę ekipy Williamsa, która w tym momencie była cieniem samej siebie i nie mogła walczyć o nic znaczącego. Kiedy więc pokonani przez Russella w F2 Lando Norris i Alexander Albon awansowali do lepszych zespołów, mistrz juniorskiej serii był skazany na koniec stawki.

To było oczywiste, że debiutancki sezon będzie dla Russella do zapomnienia. Zdobywał jednak cenne doświadczenie za kierownicą, co mogło mu się przydać w dalszej karierze. Tacy kierowcy jak Sebastian Vettel, Fernando Alonso czy Ayrton Senna również rozpoczynali karierę w zespołach spoza ścisłej czołówki. Dlatego tamten okres mógł być traktowany jako początek, mający przygotować kierowcę do rywalizacji o ważne cele. Z czasem pojawił się jednak poważny problem, gdyż ten «początek» zaczął się nieproduktywnie wydłużać.

Co ja tu robię?

Swoją jazdą w sezonie 2019 Russell udowodnił, że jest w stanie ścigać się na wysokim poziomie, nawet tak niekonkurencyjnym autem. W normalnych warunkach to byłby odpowiedni moment, do przejścia do lepszego zespołu, lecz powiązania z Mercedesem oraz trzyletni kontrakt z Williamsem na to nie pozwalały.

Do tej pory na tle swoich zespołowych kolegów wykazywał znacznie lepsze wyniki (poza nielicznymi wyjątkami, jak np. Grand Prix Niemiec 2019). Kiedy dostał szansę zastąpienia Lewisa Hamiltona podczas ubiegłorocznego Grand Prix Sakhiru, to jego występ krzyczał: «umiem się ścigać jak mistrz świata, chcę o to walczyć».

Niestety chce inaczej i przez następne dwa lata, czyli w sezonie 2020 i obecnym, Russell jest zmuszony do reprezentowania Williamsa, czego jako młody kierowca już zupełnie nie potrzebuje. Wszyscy to widzą, oraz wiedzą, że taka jest prawda. Winowajcą tej sytuacji jest Mercedes, któremu zależy na tym, aby zachować kontrolę nad swoim juniorem. To, co będzie się z nim dziać, dopóki nie zasiądzie w kokpicie ich bolidu, jest dla nich sprawą drugorzędną. Dominujący koncern ma ważniejsze cele do realizacji niż zatrudnienie kierowcy, określanego jako potencjalny wielokrotny mistrz.

Raj Mercedesa, czyli o zaletach niszczących karierę

Mercedes-AMG od 2014 nie przegrał ani jednego tytułu w Formule 1. Obecnie ich kierowcami są Lewis Hamilton, który tylko raz od tego momentu nie był pierwszy w klasyfikacji na zakończenie sezonu, i Valtteri Bottas, będący swego rodzaju sekundantem: ma za zadanie grzecznie dowozić pozycję za Lewisem, by ani on, ani Mercedes, nie musieli się obawiać o swoje tytuły.

Współpraca między kierowcami i sytuacja w zespole jest wzorowa, dlatego nie ma żadnej potrzeby wymiany obecnego składu. To kolejny punkt przeciwko zaangażowaniu Russella – ekipa z Brackley widzi w George’u tylko opcję rezerwową, na wypadek rezygnacji któregoś z obecnych zawodników.

Dotychczasowe wyniki Brytyjczyka oraz Grand Prix Sakhiru 2020 udowodniły, że wykazuje większy potencjał niż Bottas. Ironią losu jest fakt, że zaleta, która w większości przypadków byłaby dobrym pretekstem do wymiany kierowców, tutaj jest przeszkodą. Chodzi o powiązania pomiędzy Hamiltonem a Mercedesem.

Lewis potrzebuje kierowcy numer dwa, który przede wszystkim ma być grzeczny, nie przeszkadzać, a pomagać. Gdzie Fin wypełnia tą rolę znakomicie, tak talent i ambicja młodszego z kandydatów do fotela w Mercedesie mogłaby to popsuć. Doszłoby do walki wewnątrzzespołowej, której nikt by nie chciał: Mercedes nadal dobrze pamięta, jak wyniszczający dla całej ekipy był pojedynek Hamiltona z Nico Rosbergiem. Na dodatek Formuła 1 jest sportem, gdzie ma miejsce ciągły rozwój technologiczny, a rywale nie śpią. W sytuacji, kiedy konkurencja by dogoniła Mercedesa, to taka wewnętrzna rywalizacja stałaby się zbyt ryzykowna, a być może opłakana w skutkach.

W składzie Hamilton-Bottas, ten pierwszy – posiadając pełne wsparcie i swój geniusz – mógłby walczyć o tytuł, a drugi swoim gorszym, ale całkiem dobrym tempem, domknąć mistrzostwo konstruktorów. Ze składem Hamilton-Russell dostajemy szybszy skład, który może stwarzać problemy. Jeden kierowca może odmówić drugiemu pomocy w strategicznej sytuacji w wyścigu, martwiąc się o stan rywalizacji pomiędzy z zespołowym kolegą. Co więcej, incydenty z 2016 roku z Hiszpanii albo z Austrii mogą mieć swoją powtórkę. Mercedes to mądry zespół, który nie pozwoli na płynące z wewnątrz zagrożenie swoich interesów.

Oczywiście wybór Russella posiadałby również swoje zalety, ale w sytuacji, gdzie tytuły są «pewne», nie ma potrzeby wykonywania tak gwałtownego ruchu.

Wegetacja ku nieznanemu

George Russell to skazany rezerwowy. Powiązanie z Mercedesem, które logicznie powinno dawać mu wiele zalet, w obecnym momencie niszczy mu karierę. Jest zmuszony do przekraczania linii mety na niepunktowanych miejscach w Williamsie, a jego największą nadzieją jest w obecnej chwili zwolnienie Valtteriego Bottasa – czy to jednak nastąpi?

Z jednej strony jest to możliwe: w takiej sytuacji to przekleństwo nagle staje się błogosławieństwem. Lecz patrząc z drugiej strony, zespół nie ma obecnie żadnego powodu, by rezygnować z usług Fina. Po czterech wyścigach obecnego sezonu Mercedes i jeden z jego kierowców zajmują pierwsze miejsca w obu klasyfikacjach. Choć więc w tabeli kierowców Bottas znajduje się za Maxem Verstappenem, to wypełnia zadanie zdobywania potrzebnych punktów do klasyfikacji konstruktorów.

Rozwój młodzieży i sytość rynku kierowców również nie pomagają Russellowi. Jego związek z Mercedesem jest obecnie nieudany, więc hipotetycznie może dojść do zerwania tego układu. Wtedy ten zdolny i utalentowany zawodnik byłby wolny, ale gdzie miałby znaleźć wolne miejsce? Teoretycznie wszędzie, ale w praktyce konkurencyjne zespoły mają swoje powiązania i własne relacje ze swoimi kierowcami.

Przypuśćmy, że Brytyjczyk ucieknie z Williamsa. Jeśli trafi do Red Bulla, problemem staje się rywalizacja z Verstappenem – podobnie z Charlesem Leclerkiem w Ferrari. Alpha Tauri, Alfa Romeo i Haas raczej odpadają. Alpine? Z punktu widzenia francuskiego koncernu, niezbyt dobrze będzie zarówno w zestawieniu z weteranem Fernando Alonso i posiadającym właściwą narodowość Estebanem Oconem. Aston Martin? Tam Lance Stroll zyskuje na wartości w porównaniu z Sebastianem Vettelem, który ma długi i bardzo drogi kontrakt. Zostaje Mclaren, który nie chciałby stawiać w złym świetle swojego juniora Norrisa. Powiedzmy sobie szczerze: Russell nie ma dobrego miejsca w Formule 1 poza Mercedesem, a wiedząc, jaki ma talent, to już zakrawa o tragizm.

Jeżeli Mercedes nie będzie chciał zrezygnować z Bottasa, a Hamilton nie zakończy kariery, to Russell będzie skazany na wegetację w Williamsie, gdyż transfer do innego zespołu jest mało prawdopodobny. Najgorszym jest w tym wszystkim fakt, że ta wegetacja nie ma terminu końcowego. Może się ona zakończyć w tym roku, w przyszłym albo jeszcze później.

Termin późniejszy jest również możliwy do rozpatrzenia jako realna perspektywa. Wystarczy, że Mercedes znowu będzie dominować po wejściu w życie nowych przepisów, a Hamilton postanowi kontynuować swoją przygodę z Formułą 1. Szansa na zmianę barw Bottasa w takim przypadku jest minimalna. Nie zostaje nic innego jak czekać.

Czeka ten, który ma wielki talent – mistrz serii juniorskich w debiutanckich sezonach, który ze słabego bolidu bardzo często jest w stanie wycisnąć maksimum do zgarnięcia. Czeka ten, który spełniając rolę rezerwowego Mercedesa, jechał po zwycięstwo w wyścigu (i to dwukrotnie: na początku wyścigu oraz po zamieszaniu w boksach). Czeka ten, który może w przyszłości zdobywać mistrzostwa świata i jest już teraz gotów o nie walczyć.

O ile w pierwszym sezonie ciągle przypominano fakt, że Russell jako jedyny w stawce nie zdobył punktu, teraz jego karierę można zdefiniować jako okres wegetacji.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze