Nieszczęścia i pit-stopy chodzą parami

Seria niefortunnych zdarzeń dosięgnęła Mercedesa podczas Grand Prix Sakhiru. Mercedes miał odegrać swój numer popisowy, czyli bezbłędny i błyskawiczny podwójny pit-stop. Tym razem jednak wszystko, co chyba było możliwe poszło nie tak.

Zawiodła komunikacja z kierowcami i pomiędzy mechanikami. Russell dostał opony, które powinny być założone w samochodzie Bottasa. W konsekwencji Valtteri musiał wyjechać z alei serwisowej na starym komplecie, a Brytyjczyk wrócić po swój zestaw. Mechanicy Mercedesa tak namieszali, że doprowadzili Toto Wolfa do wyjścia z padoku, co samo w sobie już chyba świadczy o powadze sytuacji. Gdyby rok 2020 był pit-stopem, to zdecydowanie tym. Po całym incydencie Bottas szybko tracił pozycje, a Russell równie szybko tracił ciśnienie w jednej z opon. George musiał ponownie zjechać do alei serwisowej, przez co wrócił na tor na 14. miejscu. Fakt, że ostatecznie uplasował się na 9., można by więc uznać za swojego rodzaju sukces.

George Russell do samego końca nie chciał jednak pogodzić się z przeznaczeniem, które przygotował dla niego los i zamierzał walczyć do samego końca dając z siebie wszystko, a może nawet i trochę więcej. Wyprzedzał z niemal chirurgiczną precyzją. Bezwzględnie wykorzystując błędy swoich rywali. Mimo, że nie stanął na podium w Bahrajnie, to udowodnił swoją wartość i został doceniony nie tylko przez Toto Wolffa, ale i kilku dawnych doświadczonych zawodników. Naturalnie Russell nie miał równie pozytywnego podejścia i nie krył swojego rozczarowania, przecież ostatecznie jego pierwsze zwycięstwo w karierze wyślizgnęło mu się z rąk i to nie z jego winy. Jednak, jak stwierdził Mario Andretti, George jechał jak mistrz, a każdy mistrz powinien otrzymać swoją chwilę chwały.

Russell zasługuje na to podium. Ba nawet na zwycięstwo, więc, mimo że życzę Hamiltonowi szybkiego powrotu do zdrowia, to mam nadzieję, że George dostanie jeszcze szanse w Grand Prix Abu Zabi i zdobędzie to na co tak ciężko pracował. Brytyjczyk nie był jedynym wielkim przegranym, równie niepocieszony był Valtteri Bottas, który w nieobecności zespołowego kolegi upatrywał swojej szansy na zwycięstwo i umocnienie pozycji w Mercedesie.

Podczas tego weekendu trochę mówiło się o karmie. Udowodniła już ona, że potrafi wynagradzać niesprawiedliwości. Dała ona Pérezowi podium, które zostało mu tak tragicznie odebrane w zeszłym tygodniu. Myślę, że mimo wszystko Checo nie może narzekać, bo jego starania zostały wreszcie wynagrodzone pierwszym zwycięstwem w karierze, na które czekał tak długo. Szczęście zdołało się też uśmiechnąć do Estebana Ocona, który dotychczas były poddawany krytyce, wypadając raczej blado na tle swojego zespołowego kolegi.

Ocon pojechał dobry wyścig i zdołał zamknąć usta krytykom, zdobywając pierwsze podium w F1. Sukces Francuza wywołał nieopisaną radość w szeregach Renault. Chciałoby się rzec słynne „każdy szczęściu dopomoże, każdy dzisiaj wygrać może”. Tak jak Charles Leclerc postanowił dopomóc szczęściu reszty kierowców wykluczając z wyścigu siebie i Maxa Verstappena, co zdecydowanie ułatwiło zdanie Oconowi i zawodnikom Racing Point, którzy po raz pierwszy w historii stanęli wspólnie na podium.

Karma ma zachować sprawiedliwość w świecie, więc kierując się tym poglądem, Russell powinien nie tylko pojechać w GP Abu Zabi, ale i wygrać je z przytupem. Myślę, że Mercedes dogłębnie prześledzi wszystkie swoje błędy i wyciągnie solidne wnioski z tego wyścigu, a w Abu Zabi wszystko będzie już działać jak w dobrym szwajcarskim zegarku, którym przecież zawsze była ekipa Mercedesa. Jednak niewątpliwie, jak już niejeden raz pokazał nam Bahrajn, wszystko może się zdarzyć.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze