Zadecydowały szczegóły – analiza GP Hiszpanii okiem ŚwiatWyścigów.pl

W poprzednich odsłonach Grand Prix Hiszpanii raczej nie działo się zbyt wiele. Tor pod Barceloną, który charakteryzuje się trudnościami w wyprzedzeniu, przez co walki na torze było niewiele. Wczorajszy wyścig na Circuit de Barcelona-Catalunya zdaje się jednak temu przeczyć...

Walka na czele trwa

Pierwsza europejska runda sezonu stała pod znakiem wprowadzania przez poszczególne zespoły sporych pakietów poprawek. Choć przed wyścigiem na torze w Barcelonie największe nadzieje pokładano w Red Bullu, Mercedes zaskoczył wszystkich, prezentując spore udoskonalenia w swoim samochodzie. Po piątkowych treningach, w których kierowcy Srebrnych Strzał byli na czele, pojawiły się spore obawy o to, że niemiecka ekipa mogła odskoczyć na kilka dziesiątych sekundy od Ferrari. Jak się jednak dzisiaj okazało - były one nieuzasadnione.

Po zakończeniu sobotnich kwalifikacji Lewisa Hamiltona i Sebastiana Vettela dzieliło zaledwie 0,051s. Co prawda obaj kierowcy na swoich najlepszych okrążeniach popełnili błędy i to one zadecydowały, że to Brytyjczyk mógł ruszać z pole position, mimo że po pierwszych dwóch sektorach to Vettel miał przewagę. Już wtedy wiedzieliśmy, że czeka nas kolejna ciekawa walka o zwycięstwo, ale chyba nie oczekiwaliśmy, że poziom prezentowany przez Hamiltona i Vettela będzie na tyle wyrównany, iż dosłownie zadecydują szczegóły.

Co prawda obaj kierowcy walczący ze sobą o tytuł mistrza świata ruszyli niemal w tym samym momencie, jednak to Vettel po wprowadzeniu przez Ferrari nowego systemu startowego (co ciekawe, skopiowanego z Mercedesa) był w stanie jeszcze przed pierwszym zakrętem znaleźć się na pozycji lidera, unikając jednocześnie karambolu, który wyeliminował Maxa Verstappena i Kimiego Räikkönena.

Patrząc na czasy okrążeń z całego wyścigu, tempo Vettela i Hamiltona było bardzo wyrównane, a o wyniku zadecydowały tak naprawdę dwie rzeczy: potyczka niemieckiego kierowcy z Valtterim Bottasem oraz zjazd Hamiltona do boksów jeszcze w czasie VSC, na którym odrobił osiem sekund wobec głównego rywala i - wykorzystując przewagę mieszanki oraz systemu DRS - poradził sobie z kierowcą Ferrari, dowożąc zwycięstwo do mety. Brytyjczyk nie może mówić jednak o łatwym wyścigu. Przez sporą część wyścigu Hamilton nie ukrywał zmęczenia podczas rozmowy z inżynierem wyścigowym, zatem to pokazuje, że kierowca Mercedesa musiał mocno się napracować, aby jako pierwszy przekroczyć linię mety.

Force India jednym z cichych bohaterów

Podczas gdy większość kibiców z oczywistych względów skupiona była na walce pomiędzy Hamiltonem a Vettelem, ekipa Force India po raz kolejny dała z pewnością nie tylko mi powody do podziwu i oklasków. Prezentowana od początku tego sezonu konsekwentność obu kierowców zespołu z Silverstone przekłada się na dobre wyniki, a wczoraj - nawet na bardzo dobre.

Do szczęścia kierowców wystarczyło tylko (albo aż) problemy czterech kierowców na starcie: Maxa Verstappena, Kimiego Räikkönena, Fernando Alonso i Felipe Massy. Już na drugim okrążeniu Pérez jechał na piątej, a jego zespołowy kolega Ocon - na szóstej pozycji. Tak naprawdę w ich przypadku walki może było niewiele, jednak skuteczność jest tutaj kluczowa. Taki stan trwa od początku sezonu, a w przypadku Péreza - od kilkunastu wyścigów. Miejmy nadzieję, że w kolejnych rundach postawa tego zespołu podczas rywalizacji pozostanie na co najmniej takim samym poziomie, a problemy właścicieli Force India nie wpłyną na losy dobrze prosperującej w tym sezonie ekipy. Jak dla mnie - za tegoroczne wyniki ten zespół zasługuje na uznanie.

Red Bull wciąż daleko

W czwartek na konferencji prasowej Daniel Ricciardo przekonywał, że ulepszona konstrukcja Red Bulla niemal w niczym nie różni się od swojej poprzedniczki. Z kolei po kwalifikacjach Max Verstappen twierdził, że zespół poczynił duży krok naprzód, poprawiając przede wszystkim balans auta. Przełożyło się to na wyniki w kwalifikacjach, bo tam Holender stracił ‘tylko’ 0,6 s do zdobywcy pole position (poprzednio lepszy z kierowców RBR był wolniejszy o sekundę od Mercedesa). Jednak czy faktycznie można mówić o dużych poprawkach u Czerwonych Byków? Raczej nie. Co prawda ciężko wyrokować, mając do dyspozycji dane tylko jednego z kierowców (który już w kwalifikacjach mocno odstawał od swojego kolegi z teamu), jednak jak na razie nic nie wskazuje na to, by Red Bull mógł w jakikolwiek sposób zbliżyć się do swoich rywali. Ricciardo przyjechał na metę z 75-sekundową stratą do Hamiltona, a różnica w osiągach oscylowała w granicach 1-1,5 sekundy na okrążeniu.

Hülkenberg w Renault zdobywa punkty

Nico Hülkenberg po raz kolejny plasuje się w czołowej dziesiątce, tym razem na szóstym miejscu, podczas gdy Jolyon Palmer… Szkoda słów. Brytyjczyk zajął piętnastą (przedostatnią) pozycję, po raz kolejny udowadniając, że Formuła 1 to nie jego świat. Czy to przypadkiem nie najwyższa pora na podjęcie decyzji o rozwiązaniu współpracy z Palmerem? Być może już do tego doszło. Tym bardziej, że Hülkenberg wyraźnie pokazuje, że tym samochodem można zdziałać wiele. Co powiecie na wielki powrót Fernando Alonso do stajni, z którą zdobywał tytuły mistrzowskie kilkanaście lat temu?

McLaren przyciąga Massę niczym magnes

Zaczęło się pięknie, a skończyło jak zwykle. No prawie, bo Fernando Alonso po raz pierwszy w tym sezonie dojechał do mety. Co prawda po hucznych zapowiedziach walki o punkty, Hiszpan musiał zadowolić się tylko 12. miejscem, ale w tym “pomógł” mu kontakt z Felipe Massą na pierwszym okrążeniu, w wyniku czego Alonso wypchnięty poza tor spadł o kilka pozycji. Później nie miał wystarczająco dobrego tempa na walkę o wyższe miejsce i został zdublowany aż dwa razy.

Stoffel Vandoorne = mieszane uczucia. Belg popisał się eleganckim manewrem wyprzedzania (NA PROSTEJ), ale z drugiej strony zhańbił kolizją z Felipe Massą w pierwszym zakręcie. Po udanym wyprzedzeniu go przez Brazylijczyka na końcu prostej startowej, Vandoorne zbyt ciasno wjechał w zakręt, w wyniku czego uderzył w bok Williamsa Felipe Massy i wyjechał na żwirowe pobocze, kończąc udział w wyścigu. Sędziowie - w Hiszpanii dość łagodni - nie spojrzeli łaskawym okiem na wyczyny Belga. Vandoorne otrzymał karę cofnięcia o trzy pozycje w GP Monako + 2 punkty karne. Co więcej, po raz kolejny mocno odstawał tempem od Fernando Alonso przez cały weekend wyścigowy

Wehrlein autorem pozytywnej niespodzianki

Gdybyście powiedzieli mi wczoraj, że w Barcelonie jeden z samochodów Saubera ukończy wyścig w punktach, raczej bym nie uwierzył. Wyścigi mają jednak to do siebie, że nie ma żadnych pewniaków i od czasu do czasu zdarzają się zaskoczenia, tak jak dzisiaj.

Na sukces Wehrleina, który został sklasyfikowany na ósmej pozycji, złożyło się kilka czynników. Pierwszy i może jeden z najważniejszych to karambol kilku kierowców na starcie, dzięki którym podopieczny Mercedesa otrzymał za darmo kilka pozycji. To był jednak dopiero początek dosyć długiego wyścigu, a za jego plecami znaleźli się kierowcy, którzy z pewnością chcieli ukończyć rywalizację w pierwszej dziesiątce. Niemcowi nie pomagał również fakt, że jego Sauber jest w tym sezonie napędzany ubiegłorocznymi jednostkami napędowymi Ferrari, ale czy to była faktycznie aż tak duża przeszkoda?

Jak pokazał dzisiejszy wyścig - nie. Tempo prezentowane w dalszej części zmagań przez Wehrleina było niezwykle solidne, a dodatkowo był on w stanie pojechać na jeden postój, podczas gdy część kierowców aż trzykrotnie pojawia się u swoich mechaników. Sukces Niemca mógł jednak zostać łatwo wypuszczony z rąk z powodu pięciosekundowej kary za wjazd do alei serwisowej po niewłaściwej stronie pachołka. Tak się jednak nie stało i co prawda Wehrlein stracił z tego powodu jedną pozycję, to mimo wszystko ósme miejsce jest lepszym rezultatem, niż bym oczekiwał po Sauberze.

Nie płacz kiedy odjadę odpadnę

Ferrari może i nie popisało się (jak zazwyczaj) dobrą strategią, ale z pewnością działania PR-owe teamu z Maranello zapadną kibicom w głowie na dłuższy czas. Gdy Kimi Räikkönen odpadł z wyścigu, a na trybunach pokazano zalanego łzami chłopca, niejednemu fanowi królowej motorsportu drgnęło serce. Najwyraźniej tak samo stało się w przypadku członków zespołu Ferrari, którzy zaprosili młodego fana do swoich pomieszczeń gościnnych, gdzie chłopiec mógł spotkać się ze swoim idolem i zrobić z nim zdjęcie. Po łzach nie było już śladu. Tak trzymać Ferrari!

Fatalny wyścig Williamsa

Co o wczorajszym wyścigu może powiedzieć zespół Williams? Raczej niewiele dobrego. Paddy Lowe przed zgaśnięciem czerwonych świateł oczekiwał dwóch kierowców w punktach, jednak żaden z reprezentantów tego zespołu nie znalazł się w najlepszej dziesiątce. Oczekiwania co do dobrego wyniku skupione zostały przede wszystkim na Felipe Massie, który w poprzednich rundach pokazał, że mimo wieku nadal dysponuje całkiem niezłą formą, jednak wczoraj i w przypadku Brazylijczyka coś nie wyszło.

Już na starcie w pierwszym zakręcie zderzył się on z Fernando Alonso, pozbawiając Hiszpana szans na zdobycie pierwszych punktów w tym sezonie, a potem zaliczył też kolizję z drugim kierowcą ekipy z Woking - Stoffelem Vandoorne. Co jest jednak ciekawsze - mimo tych przygód oraz konieczności zjazdu do alei serwisowej na początku wyścigu z powodu przebitej opony i uszkodzenia przedniego skrzydła, Brazylijczyk nadal był w stanie dojechać do mety przed swoim zespołowym kolegą - Lancem Strollem.

Jak ocenić można wczorajszy występ Kanadyjskiego kierowcy? Nie rozbił się i dojechał do mety, a to już jest plus. Żarty żartami, jednak podobnie jak wielu uważam, że Stroll trochę zbyt wcześnie pojawił się w Formule 1. Choć po mistrzostwie w Formule 3 nadzieje były duże, to jednak brak doświadczenia 18-latka jest tu wręcz uderzający. Oczywiście Williams za zatrudnienie Strolla otrzymuje sporo pieniędzy, jednak - jak w każdym sporcie - na końcu liczą się wyniki. Może jeszcze należy dać młodemu kierowcy ekipy z Grove nieco czasu na podbudowanie się, może czymś będzie w stanie nas zaskoczyć. Poczekajmy. Do końca sezonu pozostało jeszcze sporo wyścigów.

Odrodzenie Alonso w końcówce wyścigu

Może i nie było tempa na punkty, może to jeszcze nie czas na regularną walkę z innymi, ale Alonso potwierdza, że znajduje się we właściwym miejscu. Po założeniu nowych miękkich opon, Hiszpan był w stanie bez problemu wyprzedzić obu kierowców Williamsa na prostej startowej, awansując o dwa oczka. Czy to delikatna poprawa ze strony silnika (który - jak się mówi - traci 100 KM do czołówki), czy to Alonso wyciska 200% z samochódu? Po dojechaniu do mety, kierowca McLarena niemal natychmiast wskoczył do prywatnego samolotu, którym odleciał w stronę słońca USA, gdzie już od poniedziałku testuje przed wyścigiem Indy 500. Oby tam silniki spisywały się dużo lepiej, niż w F1...

Dziwny weekend Bottasa

Valtteri Bottas - kierowca, który w Rosji odsunął w cień Lewisa Hamiltona, a na torze w Barcelonie ponownie “wykonywał obowiązki numer dwa”. Takie opinie można przeczytać od wielu osób. Czy naprawdę Fin robił wszystko to, aby ułatwić zwycięstwo Lewisowi Hamiltonowi? Z pewnością ten weekend nie był dla niego łatwy. Po zamontowaniu nowej jednostki napędowej z powodu związanych z nią problemów konieczny był powrót do starego silnika, który miał już przebieg czterech weekendów wyścigowych, zatem ryzyko awarii było spore. I faktycznie - Bottas nie dojechał do mety rywalizacji w Barcelonie właśnie z powodu zakończenia żywota silnika. Czy Mercedes liczył, że jakimś cudem ich świetnie spisująca się jednostka napędowa przetrwa także hiszpańską przeprawę? To  jednak nie jedyna kwestia.

Początek wyścigu pokazał, że ciężko jest o to, by w pierwszym zakręcie zmieściły się trzy samochody. Jadący od wewnętrznej Bottas chciał znaleźć się przed Kimim Räikkönenem, jednak w walkę zamieszał się także Max Verstappen. Potem sprawy potoczyły się błyskawicznie, a ci trzej kierowcy dali dosyć dobry przykład efektu domina. O dziwo, kierowca Srebrnych Strzał wyszedł z tego incydentu praktycznie bez szwanku, podczas gdy jego dwaj rywale odpadli z wyścigu. W końcu nadszedł moment, w którym jadący na świeższych oponach Vettel znalazł się tuż za tylnym skrzydłem Bottasa. Czterokrotny mistrz świata musiał się jednak sporo natrudzić, by poradzić sobie z Finem. Jak dla mnie normalnym jest, że Bottas bronił swojej pozycji. Nie miał przecież żadnego powodu, by poddawać się bez walki, nawet jeśli na tle całego wyścigu nie miał tempa na walkę o zwycięstwo. Tutaj nie chodziło jedynie o Hamiltona, ale o interesy Mercedesa, który w tym sezonie ma groźnego rywala w postaci Ferrari.

Niemal cała stawka zdublowana

Walka Hamiltona z Vettelem (no i również piękny gest Kimiego oraz Ferrari wobec płaczącego chłopca) mogła co prawda sprawić wrażenie dobrego wyścigu, to z drugiej strony kiedy popatrzymy na wyniki wczorajszych zmagań… można złapać się za głowę. Poza Hamiltonem i Vettelem, jedynie Daniel Ricciardo był w stanie zmieścić się w okrążeniu lidera, chociaż i w tym przypadku niewiele zabrakło do zdublowania.

Co prawda po raz pierwszy od ładnych kilku lat możemy być świadkami niezwykle interesującego pojedynku o mistrzowski tytuł pomiędzy kierowcami z dwóch różnych zespołów, jednak strata pozostałych ekip wydaje się być tak duża, że można cicho mówić o dwóch kategoriach. Oczywiście nie mamy nic przeciwko obecnej walce o mistrzostwo, lecz można być pewnym, że jest to kwestia, której Liberty Media przyjrzy się bliżej, aby uczynić Formułę 1 jeszcze bardziej emocjonującą. Na razie pozostaje ekscytować się bitwą czerwieni i srebra oraz mieć nadzieję, że do tej na razie skromnej palety barw wkrótce dołączą również inne kolory.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze