Być jak Ayrton Senna

Wielu kierowców przyznaje, że chcieliby kiedyś osiągnąć tyle, co Ayrton Senna. Czy tu jednak chodzi wyłącznie o wyniki, jakich dorobił się Brazylijczyk? Być jak Senna oznacza coś znacznie więcej.

Droga prowadząca do Formuły 1 sama w sobie jest wyboista, a zdobycie tytułu mistrza świata jest wykonalne wyłącznie dla nielicznych. Część jest zdania, że w dobrym samochodzie i byle jaki kierowca jest w stanie zwyciężać, jednak to tylko jedna z teorii. Inna głosi z kolei, że na świecie są zawodnicy, którzy potrafią wycisnąć z siebie i swojej maszyny 120 procent możliwości. Właśnie jednym z nich był Ayrton Senna, a teraz wielu stara się podążać śladami legendy F1. Porównanie do Brazylijczyka jest tak jakby wstąpieniem do nielicznego grona kierowców, którzy gotowi są stanąć w obliczu niebezpieczeństwa, po prostu nie myśląc o istniejącym ryzyku. Niebezpieczeństwo dla takich kierowców jest jedynie dodatkowym motywatorem, by jechać ponad wszelkie limity i wykorzystać słabości reszty stawki.

Sporo osób uważa, że nowym Senną jest Max Verstappen. Młody chłopak z Red Bulla, którego talent ujawnił się w tak szybki sposób, że swój debiut w Grand Prix zaliczył wcześniej niż mógł ubiegać się o prawo jazdy. Miniony sezon był dla Holendra bardzo dobry – zwycięstwo tuż po przejściu do Red Bulla w Hiszpanii i zaprezentowanie niesamowitych umiejętności w deszczu w Brazylii. Wielu się zgodzi, że jest on w stanie zrobić coś, czego nie mogą zrobić inni. Na torze obiera własną linię jazdy i przeprowadza skuteczne manewry wyprzedzania na – zdawałoby się – doświadczonych przeciwnikach (w tym Sebastianie Vettelu), którzy powinni móc obronić się przed atakami tak młodego kierowcy.

Verstappen zdążył już pokazać, że jeździ tak, jakby znajdował się na innym poziomie. Jeszcze przed wyścigiem na Interlagos pojawiło się wiele głosów mówiących, że na naszych oczach rodzi się nowa legenda. Oprócz talentu, Verstappen jest również bezprecedensowy. Kiedy wyraźnie blokował Kimiego Räikkönena, doprowadzając Fina do wściekłości, kierowca Red Bulla po wyścigu wyjaśnił całą sytuację w prosty sposób: „Zasłużył na to, zrujnował mój wyścig w pierwszym zakręcie”. Można odnieść wrażenie, że jest on w stanie ocenić siebie i swoje możliwości na podstawie czegoś innego niż zasady, a przecież ta cecha należała właśnie do Senny. Może te wszystkie słowa okażą się być pochopne, może nie… Przyszłości nie da się przewidzieć, jednak na młodego Holendra należy mieć oko.

Zostawmy na razie Verstappena w spokoju. Jest on jeszcze młody i cały świat ma przed sobą. Tylko od niego zależy, jak sobie poradzi w przyszłości. Powróćmy z powrotem do Senny. Dlaczego do niego? Dlaczego po tylu latach od jego śmierci to do niego wszyscy chcą być porównywani? Czy w tym czasie nie było innych świetnych zawodników? Odpowiedź na te pytania jest dosyć prosta: Senna miał inne podejście, które go wyróżniało. On nie chciał się ścigać, on musiał się ścigać. Nie chciał wygrywać, lecz musiał to robić. Odkąd był małym chłopcem, cała jego osobowość była pochłonięta tym jednym celem.

Swoją karierę wyścigową, podobnie jak wielu innych kierowców, rozpoczął od kartingu, gdzie zdobywał pierwsze doświadczenia na torze, a wkrótce wygrywał na każdym poziomie rywalizacji. Debiut w Formule 1 zaliczył w 1984 roku w Tolemanie. Choć samochód ten był trudny w prowadzeniu, to Senna dokonał niemal cudu w deszczowym Monako, przebijając się przez stawkę i pokonując okrążenia o kilka sekund szybciej niż nowy mistrz Alain Prost, który zdominował sezon za sterami McLarena. Potrzebował on jedynie flagi w biało-czarną szachownicę, która pojawiła się odrobinę zbyt wcześnie, przez co to Prost okazał się zwycięzcą. Gdyby stało się inaczej, Senna z pewnością natychmiast trafiłby na karty historii.

Senna i deszczowe Monako zostali połączeni specjalnym rodzajem związku. Na mokrej nawierzchni najbardziej były widoczne umiejętności kierowcy, ale do opanowania maszyny potrzebny był również dobrze przygotowany trening. Młody Ayrton czuł się niepewnie jeżdżąc w deszczu, więc rozpoczął trening, który w ciągu kilku lat pozwolił mu opanować te warunki do perfekcji. W przypadku toru w Księstwie Monako dochodziła także kwestia wyczucia, ale też szczęścia. Zupełnie jak w kasynie. Kierowca na tym obiekcie przez cały czas ma styczność z okalającymi tor barierami. Jedyna różnica polega na tym, że albo zawodnik jedzie dosłownie tuż obok nich, albo kończy jazdę na nich. Senna nauczył się tej trasy na pamięć. Wykorzystywał je jako warstwa hamująca – dotykając je wystarczająco, by nie spowodować żadnego uszkodzenia w samochodzie, nie pozostawiając jednocześnie wolnego milimetru toru. Dla Senny droga między barierami stała się ślepym tunelem – to, co było w środku, stawało się wyznacznikiem czasu, lecz wszystko, co znajdowało się na zewnątrz, nie miało wtedy żadnego znaczenia.

Brazylijczyk był opętany przez szybkość. Zanim mógł stawić czoła innym zawodnikom, zdobywać pole position i wygrywać, na początku musiał stanąć do walk z samym z sobą. Wewnętrzna konfrontacja z ideą szybkości i związanych z nią limitów. Limitów, które można pokonać, niezależnie od tego, jakie ograniczenia znajdują się na drodze.

Dlatego właśnie być jak Ayrton Senna oznacza coś więcej niż bycie szybkim czy nawet najszybszym. Tego, co kryje się za tym określeniem, trudno jest opisać odpowiednimi słowami. Pytanie tylko, czy ktokolwiek będzie mógł stać się drugim Senną. Verstappen? Holender ma ku temu wielkie predyspozycje, jednak to dopiero początek długiej i zapewne wyboistej drogi. Może wśród kierowców jest ktoś inny, o kim nawet nie zdajemy sobie sprawy, że ma w sobie tę „namiastkę Boga”, jakim obdarzony był Senna? Formuła 1, a nawet sporty motorowe w ogólnym znaczeniu, kryją w sobie wiele tajemnic – poznanie ich nastąpić może tylko w odpowiednim czasie.

Źródło: Z wykorzystaniem racing.pirelli.com

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze