O zwycięstwie Ferrari i poleceniach zespołu

Ferrari odniosło swoje drugie zwycięstwo w sezonie w dość kontrowersyjnych okolicznościach. Polecenia zespołowe, wezwanie Ferrari przed sędziów, niezbyt wylewna konferencja prasowa, 100 tysięcy Euro kary. Tak być nie powinno. Formuła 1 to jest sport, a sport to rywalizacja. Jednak rywalizacja ma różne oblicze.

Najpierw chciałbym poruszyć pewną kwestię. Kwestię Polsatu i polskiej otoczki F1. Włodzimierz Zientarski był wściekły na Ferrari i sugerował ich wykluczenie z CAŁEGO SEZONU (to moja własna rubryka, więc mogę pisać z wielkich liter)! Maurycy Kochański nie chciał o tym myśleć, natomiast Jakub Śmiechowski stwierdził, że nie chce jeździć w Formule 1. Czyżby? Ciekawe, co by było, gdyby podsunąć mu ofertę od Ferrari, aby dołączył do ich programu rozwoju młodych kierowców. O dziwo, jedyną osobą, która rozumiała sytuację był ostatnio przeze mnie krytykowany Andrzej Borowczyk. Jednak głos mentora został całkowicie zagłuszony przez kłótnię Zientarskiego z Kochańskim. Co więcej, całość wyemitowano w głównym kanale Polsatu, co jest obecnie wręcz cudem. Ale to nie był cud. To była ewidentna próba zniszczenia Ferrari w oczach widzów. Ciekawe, czy za rok pan Zientarski nadal będzie chciał Roberta Kubicę w Ferrari. Jeżeli tak, to coś mu przypomnę. Warto też przypomnieć, że w sobotę Zientarski dał popis mówiąc na oczach całej Polski „A co ja będę państwu gadał”. Należy pochwalić. Postawa godna eksperta w telewizji.

Dziś napisałem e-Mail do Polsatu w tej sprawie, który został co prawda odczytany na antenie, ale spotkał się z negatywnym komentarzem z tego powodu, że przez małą ilość czasu nie mogłem wyjaśnić swoich racji w przekonujący sposób. Zrobię to więc teraz. W 2008 roku, kiedy Robert Kubica startował w zespole BMW Sauber, komentatorzy Polsatu mówili otwarcie, że Nick Heidfeld jest w zespole faworyzowany. Te słuchy jednak nagle ucichły, gdy Niemiec dał się wyprzedzić Polakowi w trakcie Grand Prix Kanady, aby Kubica mógł sięgnąć po swoje pierwsze i jak dotąd jedyne zwycięstwo w Formule 1. Kubica miał szanse na trzecie miejsce w generalce. Podczas Grand Prix Chin Nick Heidfeld przyjechał przed Robertem. Wtedy panowie komentatorzy mówili z niezadowoleniem, że Heidfeld nie przepuścił Roberta. Nie sugerowano wtedy, że BMW złamałoby regulamin. Wszyscy byli obrażeni na Heidfelda, bo Robert nie zdobył jednego punktu więcej. Prawdą jest, Polak przegrał trzecie miejsce z Räikkönenem o 1 punkt, ale komentatorzy zapomnieli o regulaminie sportowym Formuły 1.

Wróćmy do Ferrari. W Chinach 2008 Felipe Massa w łatwy sposób wyprzedził Kimiego Räikkönena. Wtedy także zastosowano polecenia zespołowe. Komentatorzy Polsatu, wraz z ekspertem Formuły 1 Włodzimierzem Zientarskim nie mieli na ten temat dużo do powiedzenia. Skończyło się na stwierdzeniu, że Ferrari musiało utrzymać szanse na tytuł mistrzowski. A co się stało w Niemczech? Dokładnie to samo. Alonso miał ostatnią szansę na powrót do walki o mistrzostwo i zespół musiał ją maksymalnie wykorzystać.

O ile nie mam pretensji do pani Beaty Cholewińskiej z redakcji sportowej Polsatu za skrytykowanie mojego e-Maila, który był napisany zbyt szybko, jak już pisałem. Mam jednak pretensje o to, co mówiła później. Najpierw padło sformułowanie „czy było to warte tych dwóch punktów, które dzieliły tych kierowców”. Przepraszam, ale analizowałem sytuację i nie rozumiem. Przed 11 rundą mistrzostw, różnica pomiędzy Alonso, a Massą w punktacji wynosiła 31 punktów, a manewr dał Alonso 7 punktów więcej na mecie, czyli odrobił 7 punktów więcej do rywali. Przykro mi pani Beato, ale w tej kwestii nie miała pani racji.

Podobnie było z pytaniem, czy zespół i kierowcy mogą uzgodnić przed wyścigiem, że ktoś kogoś przepuści. Otóż pani Cholewińska odpowiedziała - „nie, ponieważ nigdy nie wiadomo, jak się wystartuje do wyścigu” Całkowita bzdura! Oczywiście, że można to uzgodnić. Wystarczy się dogadać, co robić, jeżeli wyścig potoczy się w określony sposób, czyli uwzględnić kilka scenariuszy. Więcej nie muszę argumentować.

Wróćmy do pana Zientarskiego i dajmy mu ostatnią szansę. Nie pamiętam, jakich słów pan użył, więc nie zacytuję, ale nie podobało się panu, że Ferrari wykonało to polecenie w tak oczywisty sposób.

Otóż. Jest kilka rzeczy, których nie musi pan wiedzieć i rozumieć, ale w takich sytuacjach są potrzebne. Alonso jechał bardzo szybko i regularnie. Oznacza to, że złapał określony "rytm jazdy". Zaimprowizowanie walki pomiędzy kierowcami i zmuszenie Alonso do walki z Massą wytrąciłoby Hiszpana z tego rytmu i kto wie, czy Alonso powróciłby do swojego tempa i był w stanie wygrać wyścig. Co więcej, Sebastian Vettel był tylko 7 sekund z tyłu. Walka zawsze spowalnia obu kierowców, ponieważ atakujący musi wypatrywać luki i wciskać się w zakrętach, natomiast atakowany musi jechać defensywnym, wolniejszym torem jazdy. W tej sytuacji Vettel mógłby ich szybko dogonić. Poza tym, jeżeli dwaj kierowcy jadą blisko siebie, istnieje ryzyko kolizji. Dlatego zespoły wyścigowe robią wszystko, aby utrzymać oba samochody na torze jak najdalej od siebie. Alonso był szybszy, więc szybko odjechał i zagrożenie minęło. Zespół Red Bull przekonał się o tym podczas Grand Prix Turcji, kiedy dopuścili swoich kierowców blisko siebie i doszło do kolizji. McLaren podczas tego samego wyścigu popełnił ten sam błąd, ale skończyło się tylko na wypaleniu zbyt dużej ilości paliwa i konieczności zwolnienia na kilka okrążeń przed metą.

Pewnie wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale polecenia zespołowe są niezbędne w wyścigach. Chodzi tylko o to, aby nie były one zbyt oczywiste. Ferrari musi zapłacić 100 tysięcy Euro kary za to polecenie. Pewnie, gdyby Rob Smedley powiedział Felipe Massie przez radio tę informację w inny sposób, a Massa zrobiłby kontrolowany uślizg tylnej osi na wyjściu z zakrętu, to kary by nie było. Te 100 trafi do budżetu przeznaczonego na promocję sportów motorowych. Ciekawe, jak FIA chce przekonać polskich fanów, którzy naoglądali się kłótni pomiędzy ekspertami w studiu, do ponownego obejrzenia wyścigu F1.

Kończąc ten bardzo długi post napiszę: Gdzie tu sprawiedliwość, kiedy jednych karzą za gadanie przez radio, a innych za jazdę poza torem nie.

Dziękuję za uwagę. Mam nadzieję, że ktoś przeczytał post do końca.

Nie przegap żadnej informacji. Obserwuj ŚwiatWyścigów.pl na Google News.

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Pokaż komentarze